A czyje życie jest w pełni prawdziwe?
Cały czas jesteśmy przerażająco, wręcz zbyt intymnie blisko bohaterów. Kamera jest na tak niewielkiej odległości od twarzy aktorów, że ma się wrażenie, że można wręcz złapać, dotknąć bohaterkę. To ważny element tego filmu, który nadaje ton całej opowieści, sprawia, że widz nie może po prostu odwrócić wzroku, nie patrzeć, bo ma wrażenie, jakby z kimś bezpośrednio rozmawiał, jakby był w środku tej historii.
04.12.2006 18:07
Trudno nie zmęczyć się tym filmem, trudno nie chcieć, żeby się to już wreszcie skończyło, żeby wreszcie ktoś coś powiedział, wyznał, zrobił. I - tak jak w życiu - wyzwolenie przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie.
'Przemiany' Łukasza Barczyka mają słabe punkty - przede wszystkim chwilami są dość pretensjonalne. Te dialogi nie mają wiele wspólnego z prawdziwą rozmową, są inscenizacją, która chwilami może irytować. Tak jak irytować może pewna nierzeczywistość sytuacji życiowej bohaterów. To są ludzie wyjęci wręcz żywcem z kina francuskiego - pięknie ubrani, mieszkający w pięknych mieszkaniach i jeżdżący pięknymi samochodami, a jednak całymi dniami nic nie robiący. Mnie takie zawieszenie poza miejscem i czasem zawsze trochę denerwuje. Bo, skupiając się na prawdzie emocji, twórca traci trochę prawdy sytuacji, przez co cały film staje się dla widza trochę obcy, trochę niedostępny. Reżyser mówi, że nie to go interesowało z czego żyją, ale jak. I nie to jak się dorobili, tylko kim są. Pewnie tak. Pewnie socjalistyczne 'byt określa świadomośc' już minęło, ale mimo wszystko - ci ludzie są zbyt młodzi, ich życie zbyt stare.
Na szczęście reszta jest bardzo prawdziwa i pięknie, zmysłowo, a przy tym, jak mówi sam Barczyk, niewygodnie opowiedziana.
Oto mamy trzy siostry przepięknie zagrane przez trzy młode aktorki: Maję Ostaszewską, Katarzynę Herman i Aleksandrą Konieczną. Każda kryje jakąś tajemnicę, w każdej tkwi jakiś cierń, każda ma pretensje do pozostałych i każda od pozostałych jest uzależniona. Wszystkie troszkę się oszukują, boją. I wszystkie mają wielki uraz do mężczyzn, który wpoiła im zgorzkniała, porzucona przez męża matka. W tej rodzinie jest pewna Tajemnica - dopóki nie zostanie rozwiązana, sytuacja klaustrofobicznego, 'akustycznego' domu się nie zmieni. Całej rodzinie jest to na rękę, mimo że wszyscy w tym układzie bardzo cierpią. Ale strach przed rewolucją, katastrofą jest zbyt duży, żeby wreszcie wybuchnąć. I nagle - w ten poukładany, zły dom wchodzi Snaut - człowiek bez korzeni, po przejściach, poszukujący prawdziwego, szczerego uczucia. Będzie dla mieszkanek domu niewygodnym świadkiem, lustrem, w którym nie chcą się przejrzeć, źródłem pytań, których
nigdy przenigdy nie wolno zadawać.
Tadeusz Sobolewski na konferencji prasowej filmu powiedział, że to taka telenowela dla inteligentów. Coś w tym jest. Czytelne nawiązania do Bergmana, podobno nieświadome do Czechowa nie czynią tego filmu wielkim. Wielkim czyni go Prawda. Reżyserowi naprawdę wierzy się, że coś go uwiera, coś mu przeszkadza, coś widzi, na co się nie zgadza. Jednak on nie próbuje - jak von Trier na przykład nami potrząsnąć, huknąć przez tubę, on próbuje cichutko i irytująco nucić coś pod nosem. Aż wreszcie cały pokój zamilknie i zacznie go słuchać.
'Przemiany' to przejmujące i bardzo uniwersalne kino. Każdy znajdzie w nim cząstkę własnych lęków, sekretów, przeżyć. Trudno nie wyjść z niego, zadając sobie w duchu pytanie - 'a czy z moim zyciem jest aby wszystko w porządku?'.