"A potem ci bliźniacy zostali prezydentami". Czech nakręcił film o Japończykach uczących się polskiego
Nigdy tu nie byli, a Polskę znają tylko ze słyszenia. Jednak kraj, gdzie "ojcowie chodzą z bronią na niedźwiedzie", przyciąga ich i fascynuje. Dlatego studiują polonistykę. Robią więc coś wbrew zdrowemu rozsądkowi.
22.01.2020 | aktual.: 22.01.2020 18:23
Już w najbliższy piątek do kin trafi niezwykły dokument "Nasza mała Polska". Czemu niezwykły? A jak inaczej nazwać zapis zmagań japońskich studentów z "Panem Twardowskim"? Rzecz jasna w oryginale.
Polski akcent jest cool
Co roku Tokijski Uniwersytet Studiów Zagranicznych ogłasza nabór na prestiżowy, jedyny w kraju kierunek.
Szansę ma tylko 15 szczęśliwców, którzy pod czujnym okiem prof. Koji Mority zgłębiają niuanse języka pewnego egzotycznego kraju nad Wisłą.
Estyma, jaką Japończycy darzą twórczość Fryderyka Chopina, nie jest dla nikogo tajemnicą. Jednak to nie miłość do kompozytora "Etiudy Rewolucyjnej", albo nie tylko, skłoniła ich do podjęcia studiów. Powody decyzji są złożone i nieoczywiste.
Dziadek jednej ze studentek był dziennikarzem rezydującym w ZSRR i często służbowo odwiedzał Polskę.
- Polacy, których poznał, byli bardzo fajni - mówi koleżance.
Inna dodaje:
- Kiedyś czytałam książkę o historii świata. Bardzo zaciekawiła mnie historia Żydów. W Polsce był obóz Auschwitz, a w XVI w. Żydzi uczestniczyli w rewolucji. Pomyślałam, że ucząc się o Polsce, dowiem się więcej o Żydach.
- Bardzo lubię polski akcent. Jest cool - wyznaje młody chłopak, siedząc na tle mapy Polski. - Brzmi inteligentnie.
Naiwne? Być może, ale przypomnijcie sobie, jakimi przesłankami kierowaliście się, wybierając kierunek studiów. Pod tym względem młodziutcy Japończycy zbytnio nie różnią się od kolegów z Polski, ale też jakiegokolwiek innego kraju.
Bliźniacy zostają prezydentami Polski
Na Uniwersytecie Tokijskim studenci uczą się nie tylko języka, ale też poznają kulturę kraju.
Władze uczelni kierują się przesłanką, że "nienawiść powstaje z braku zrozumienia obyczajów innych narodów". A to uznaje się w Japonii za jedną z przyczyn wybuchu II wojny światowej, której echa wciąż wybrzmiewają na wyspie.
Dlatego na 2. roku studenci Wydziału Polonistyki po opanowaniu podstaw językowych dostają zadanie: pod koniec semestru mają wystawić przestawienie. Oczywiście po polsku.
Do wyboru mają kilka pozycji. Jedna z bohaterek proponuje historię bliźniaków, którzy chcieli ukraść księżyc. "Aktorzy, którzy zagrali ich w filmie, zostali później prezydentami Polski" - mówi, choć nie wie, że nie do końca jest to prawda.
- Niesamowite - podsumowuje zaskoczona koleżanka. Ale nie wydaje się specjalnie przekonana.
Wśród propozycji pojawia się też "Król Maciuś Pierwszy" Janusza Korczaka i "Kłamczucha" Małgorzaty Musierowicz. Ostatecznie wybór pada na "Mistrza Twardowskiego" Józefa Ignacego Kraszewskiego, "polskiego Fausta", jak określa tekst jedna z dziewcząt.
Trudno się nie uśmiechnąć, kiedy bohaterowie łamią sobie język, próbując artykułować polskie czasowniki i zamkniętymi oczami recytują kwestie, których do końca nie rozumieją. Albo kiedy pada np. zdanie: "Koń. Co to jest? Coś smacznego?".
Takich scen w "Naszej małej Polsce" jest wiele, ale reżyser Matěj Bobřík traktuje swoich bohaterów z szacunkiem i czułością.
- W moim filmie pokazuję ludzi, którzy muszą zmagać się z językiem i kulturą, o których nie mają pojęcia. Jest to grupa młodych ludzi, którzy właśnie wkraczają w dorosłość. Po raz pierwszy otwierają się na świat i na siebie nawzajem.
Bobřík dobrze wie, co mówi. Urodził się w Pradze, mieszka i pracuje w Polsce, a za żonę ma Japonkę.
Zderzenie ze ścianą
O Polsce bohaterowie wiedzą niewiele. Podobno jest tam "bardzo tanio", mleko "sprzedają w ogromnych opakowaniach", a ojcowie "grają z dziećmi w siatkówkę" i "polują z bronią na niedźwiedzie".
- Marzą, aby wyjechać i zamieszkać w Polsce i Europie. Uważają, że życie tutaj jest bardziej "wyluzowane" - mówi reżyser. - Wiedziałem, że będą musieli zderzyć swoje wyobrażenia z rzeczywistością.
Z czasem zaczynają pojawiać się wątpliwości. "Czemu wybrałam ten kierunek?", "Czy język polski przyda mi się w pracy zawodowej?". W serca bohaterów wdziera się niepewność i lęk.
Jedna z bohaterek myśli o wyjeździe do Polski i podjęciu pracy. Ale jak pomoże rodzicom, skoro daleki kraj nad Wisłą ma taką słabą walutę? Jej ojciec niedługo idzie na emeryturę i przyda się każdy grosz.
- A może zrobić interes na imporcie polskiej porcelany? Albo strojów ludowych? - zastanawia się inna. Bo chyba nie na eksporcie japońskich artykułów. Przecież nikt tego tam nie kupi.
Część z nich pewnie zrezygnuje i zmieni kierunek studiów. A ci, którzy wytrwają, i tak skończą, harując w korporacji. Jak ich ojcowie i dziadkowie. I podobnie jak oni będą tracić przytomność w metrze, wracając do domu po kilkunastu godzinach pracy przed komputerem.
Jak widać i w tym względzie szerokość geograficzna nie gra roli, a "Nasza mała Polska" staje się jeszcze bardziej uniwersalna.