Abel Ferrara, czyli jak to się robi w Nowym Jorku
26.09.2014 | aktual.: 22.03.2017 08:13
Piekło w raju, gdzie dom uciech stoi obok kościoła, pod monopolowym handlują crackiem, luksusowe butiki kuszą neonowymi witrynami, a ekskluzywne restauracje wykwintnymi specjałami, które łaskoczą podniebienia. Na tym rogu można zarobić kulkę, na tamtym fortunę. Oto Nowy Jork oczami Abla Ferrary, kraina ze szkła, stali i betonu, niczym z pięknego koszmaru.
Piekło w raju, gdzie dom uciech stoi obok kościoła, pod monopolowym handlują crackiem, luksusowe butiki kuszą neonowymi witrynami, a ekskluzywne restauracje wykwintnymi specjałami, które łaskoczą podniebienia. Na tym rogu można zarobić kulkę, na tamtym fortunę. Oto Nowy Jork oczami Abla Ferrary, kraina ze szkła, stali i betonu, niczym z pięknego koszmaru.
Ten piewca nowojorskiego folkloru – niech nie zabrzmi to jednak zbyt sielankowo, bowiem jego nieodłącznymi elementami są pałki i noże – od lat zadziwia, szokuje, oburza i zachwyca.
Jego nowy film, który można już oglądać i na naszych ekranach, także przyprawił niejednego o ból głowy...
Zapraszamy do rozpusty
Krytycy albo chwalą, albo zbiera im się na wymioty. Czyli Abel Ferrara osiągnął swój cel i pewnie zaciera ręce, rechocząc.
„Witajmy w Nowym Jorku” to nie taka znowu odległa od rzeczywistości fantazja na temat głośnej sprawy Dominique'a Strauss-Kahna, francuskiego polityka, dyrektora zarządzającego Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który w 2011 roku miał zgwałcić pokojówkę.
Zarzuty oddalono. Ferrara jednak co do winy swojego antybohatera wątpliwości nie pozostawia. Francuscy dystrybutorzy odmówili kupna filmu, a Strauss-Kahn zarzucił Ferrarze antysemityzm i zagroził pozwem o zniesławienie.
Pasolini, moja miłość
Rzecz jasna podobne kontrowersje to dla Ferrary woda na młyn i amerykański reżyser ani myśli zwolnić.
„Pasolini” (przeczytaj naszą recenzję)
, zrealizowana przez niego biograficzna opowieść o wybitnym włoskim artyście, na razie funkcjonuje jedynie w obiegu festiwalowym, ale już narobiła szumu. Sam życiorys Pasoliniego to materiał iście filmowy. Autor poezji, którą krytyk literacki Harold Bloom uznał za kanon literatury zachodniej, intelektualista i, wreszcie, twórca arcydzieł, które zapisały się na zawsze w historii kina, nie stronił od skandali.
Został brutalnie zamordowany, ponoć przez swojego 17-letniego kochanka, choć sprawa nadal wzbudza poważne wątpliwości (więcej tutaj). Jeśli ktokolwiek miałby przenieść choćby wycinek z jego życia na ekran, to chyba tylko Abel Ferrara.
Erekcja płatna od ręki
- Nie dość, że dałem dwieście dolców facetowi za zerżnięcie mojej dziewczyny, to jeszcze nie chciał mu stanąć - opowiadał Ferrara dziennikarzowi brytyjskiego Guardiana, mówiąc o swoim debiucie, filmie pornograficznym „Nine Lives of a Wet Pussy” („Dziewięć żywotów mokrej cipki”) z 1976 roku.
Miał wówczas na koncie jedynie parę krótkometrażówek i żadnych perspektyw, więc skrzyknął ekipę, a w roli głównej (tytułowej?) obsadził swoją ówczesną partnerkę. No cóż, nie od razu Nowy Jork zbudowano.
Tanio, ale dobrze
Podobno we Francji uchodzi Ferrara za autora, a Brytyjczycy mają go za taniego skandalistę, który epatuje przemocą i nagością, aby ściągnąć na siebie uwagę.
Pewnie nadal oddziałuje na nich zła sława, jaką Amerykanin cieszył się za sprawą „The Driller Killer”, filmu, który niegdyś trafił na słynną listę dzieł zakazanych i aż do 1999 roku był niedostępny dla tamtejszej publiczności.
Ferrara szedł za ciosem i dwa lata później nakręcił równie udany, co brutalny „Kaliber 45” inspirowany mocnym kinem zemsty.
Człowiek z blizną a Mary Poppins
Ferrara głośnymi filmami torował sobie drogę do kolejnych zleceń. Otrzymał je od Michaela Manna, świetnego reżysera amerykańskiego, który w połowie lat 80. pracował nad dwoma popularnymi serialami telewizyjnymi, „Policjanci z Miami” i „Crime Story”, i zaprosił kontrowersyjnego twórcę do realizacji paru odcinków.
Po krótkim romansie z małym ekranem i wycieczkach do Kalifornii w „Gladiatorze” i na Florydę w „Kocurze”, Ferrara powrócił do swojego ukochanego miasta. „Król Nowego Jorku” z Christopherem Walkenem do dziś pozostaje jednym z jego najlepszych filmów, choć podczas premiery ludzie tłumnie opuszczali kino – łącznie z żoną reżysera – wygwizdano aktorów, a od Ferrary domagano się, żeby część zysków przeznaczył na programy odwykowe.
- „Człowiek z blizną” to przy tym „Mary Poppins” - chwalił się reżyser.
Taranem w Hollywood
Lecz to był dopiero przedsmak tego, co szykował Ferrara. „Zły porucznik” z rolą Harveya Keitela okazał się bombą.
Poszło zgodnie z planem – film oburzał, zniesmaczał i zachwycał. Ferrara kręcił często bez pozwoleń na ulicach Nowego Jorku, biegał po prawdziwym szpitalu z kamerą, otoczony nieświadomym niczego personelem, a Zoe Lund, autorka scenariusza, faktycznie brała przed kamerą heroinę.
Ponoć w filmie miała wystąpić Katarzyna Figura, ówczesna partnerka reżysera, który, jak sama opowiadała, „wprowadził ją w świat dzikiego seksu i narkotyków” (więcej tutaj)
. Oto esencja Ferrary. Aż dziw (a może i nie?), że po filmie pełnym takich ekscesów przyjęło go Hollywood, jednak w Fabryce Snów wytrzymał tylko parę lat.
Znowu pod prąd
I choć powrót do kina niezależnego okazał się decyzją doskonałą – Ferrara niemal z biegu zrealizował dwa znakomite filmy „Uzależnienie” i „Pogrzeb” – i amerykański skandalista zbierał nominacje, nagrody oraz niezłe recenzje, coraz trudniej było mu namówić sponsorów i producentów do wyłożenia pieniędzy na realizację kolejnych projektów.
Pomimo niewątpliwej pozycji, jaką zajmuje, ostatnie lata nie były dla niego łatwe, nie wypalił jego film „Jekyll i Hyde”, mieszane uczucia wzbudził „4:44. Ostatni dzień na Ziemi”, wspomniane „Witamy w Nowym Jorku” w wielu krajach trafiło od razu do VOD.
Czy „Pasolini” odmieni losy reżysera? Okaże się niebawem. (bc/gk/ls)