Ani Robowi Reinerowi, który zyskał sławę jako reżyser przeboju "Kiedy Harry poznał Sally", ani Kate Hudson, gwiazdy filmu "Jak stracić chłopaka w 10 dni", czy Luke'owi Wilsonowi, znanemu z roli w filmie "Trzeci do pary", nie są obce romantyczne, a zarazem komediowe klimaty. Niestety łącząc siły nie udało się im stworzyć ani miłosnej atmosfery, ani nawet wywołać śmiechu.
Film "Alex i Emma" jest luźno oparty na powieści Fiodora Dostojewskiego "Gracz". Jego akcja koncentruje się na Aleksie, młodym pisarzu (Wilson), który w przeciągu 30 dni musi napisać 400-stronicową powieść. W innym wypadku grozi mu śmierć z rąk kubańskich gangsterów, którym winny jest pieniądze, przegrane zresztą na wyścigach. Jeśli jednak uda mu się w wyznaczonym czasie ukończyć książkę, otrzyma za nią pieniądze pozwalające na pokrycie długów. Aby praca szła mu szybciej zatrudnia atrakcyjną stenotypistkę Emmę (Hudson).
Początek filmu jest niezwykle obiecujący. W sympatyczne przekomarzanie się tytułowych postaci efektownie wpleciona jest akcja powstającej właśnie powieści, która rozgrywa się w latach 30. XX wieku, w posiadłości pięknej, ale zmagającej się z trudnościami finansowymi Francuzki Poliny Delacroix (Sophie Marceau). Co więcej, między bohaterami książki – guwernerem oraz pokojówką, których również odtwarzają Wilson i Hudson - nawiązuje się uczucie, podobne do więzi łączącej pisarza i stenotypistkę.
Niestety rozwinięcie obu wątków jest po prostu żenujące. Para z pierwszego planu, czyli obiecujący autor i jego sekretarka, nie przeżywa żadnych perypetii. Ich wątek jest nudny i prowadzi do oczywistego zakończenia. Natomiast akcja powstającej powieści jest utrzymana niemal w tonie komedii slapstickowej, co budzi rozdrażnienie i zniecierpliwienie. Losy powieściowych bohaterów są tak niedorzeczne, że gdyby autentycznie powstała taka publikacja należałoby ją od razu spalić. Film ratowałaby ekranowa "chemia" między odtwórcami głównych ról. Jednak Wilsonowi i Hudson nie udaje się poruszyć widza ani w rolach współczesnych kochanków, ani partnerów z początku poprzedniego wieku.
Oglądając tego typu adaptacje, oparte na doskonałych dziełach literatury, aż chce się stanąć na czele komitetu obrony dziedzictwa kultury światowej. Dostojewski zapewne przewraca się w grobie.