4z27
C jak 'Ciemna strona Wenus'
C jak 'Ciemna strona Wenus'
Jest rok 1998. Wszyscy wciąż szanujemy Jana Englerta. Wprawdzie zdążył już zagrać w „Szczurze” (sic!), i „Wirusie”, ale wciąż ma przed sobą „Kilerów 2” i „Złoto Dezerterów”. Co ważniejsze: Polska nie zna jeszcze Anny Przybylskiej. I wtedy na ekrany wchodzi „Wenus” i zmienia obie te rzeczy.
Rozpaczliwie i sztucznie wyglądało to francuskie w swej naturze rozedrganie głównych bohaterów. Zamiast reklamowego „wstrząsającego dramatu uczuć utrzymanego w surrealistycznej stylistyce” otrzymaliśmy kuriozalną historię kobiety, która dużo jeździ samochodem, wygląda jak Agnieszka Wagner (czyli ładnie) i ubiera peruki, żeby przebaczyć mężowi zdradę.
Na zawsze niepojęte pozostanie dla mnie, dlaczego Przybylska musiała się w tym filmie nazywać Suczka, ale jeszcze bardziej niepojęte pozostanie dla mnie, dlaczego w ogóle ten film powstał.