Dla Andrzeja Wasilewicza to była rola życia. Wybrał Amerykę
Andrzej Wasilewicz partnerował Annie Dymnej w "Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć". Oboje spotkali się znowu po 30 latach. Aktorka nie mogła go poznać. Był bardzo schorowany.
W filmowej sadze o wojnie domowej Kargula z Pawlakiem Wasilewicz zagrał przystojnego mechanizatora rolnictwa Zenona Adamca, który zakochuje się we wnuczce obu chłopów i, o zgrozo, jeszcze przed ślubem próbuje dorwać się do "konfitur". To był najsłynniejszy filmowy Zenek, aż do czasu pojawienia się Zenka Pereszczako w "Złotopolskich" i Zenka Martyniuka w biografii króla disco polo.
Wasilewicz nie wspominał zbyt entuzjastycznie pracy na planie kultowych komedii.
Kłopotliwa sława
Problemem była głównie dominująca osobowość Wacława Kowalskiego, czyli Pawlaka. W książce "Sami swoi. Za kulisami komedii wszech czasów" operator Andrzej Ramlau wspominał, że aktor miał wybujałe ego i bardzo chciał zostać gwiazdą. Podczas kręcenia drugiej części trylogii był już bezdyskusyjnie sławny i dość wysoko nosił głowę.
- Filarem filmu był Wacław Kowalski, człowiek bardzo trudny we współpracy. Bardzo dobrze wspominam natomiast Władysława Hańczę, czyli Kargula - mówił w "Życiu na gorąco" Andrzej Wasilewicz.
"Nie ma mocnych" obejrzało w kinach 8,5 mln widzów. Młody aktor przestał być anonimowy, ale inaczej niż Kowalskiego, niezbyt go to bawiło. - Ludzie kojarzyli moją twarz. Nie zawsze wiedzieli skąd. Słyszałem na ulicy: "Nie pamiętasz, byliśmy razem w wojsku". A ja nigdy w wojsku nie byłem. [...] Nie wykorzystywałem powodzenia u kobiet, chociaż nazywano mnie polskim Marlonem Brando - opowiadał filmowy Zenek Adamiec.
"Chatka Baby Jagi" w Nowym Jorku
Na fali popularności Wasilewicz zagrał jeszcze syna, który odprowadza chorą matkę na lotnisko w "Misiu" i w 1980 r. wyjechał za granicę. Najpierw był we Francji, potem w Niemczech, aż wreszcie wylądował w Nowym Jorku. Chciał zarobić na mieszkanie i wrócić. Znalazł pracę za barem.
- Z pracy barmana były spore pieniądze. To był dla mnie teatr jednego aktora. W Ameryce barman odgrywa rolę księdza, psychologa, przyjaciela. Byłem legendą jako barman. Przychodził do mnie syn prezydenta Johna Kennedy'ego. Rozmawialiśmy o życiu. Podobało mu się, że nie traktowałem go w żaden specjalny sposób. Ten bar miał swoją legendę. Chociaż wyglądał jak chatka Baby Jagi - wyznał w "Życiu na gorąco".
Kiedy aktor miał już bilet powrotny do kraju, władze komunistyczne wprowadziły stan wojenny. Zdecydował się zostać w Ameryce.
Choroba i spotkanie po latach z Anią Pawlak
Andrzej Wasilewicz zajął się komponowaniem piosenek "solidarnościowych", które były emitowane m.in przez Radio Wolna Europa. Koncertował i reżyserował programy telewizyjne dla Polonii. W latach 90. zagrał jeszcze epizod w filmie "Szczęśliwego Nowego Jorku" Janusza Zaorskiego. Wrócił do wolnej Polski, ale tylko na chwilę. Za oceanem miał swoje życie i przede wszystkim córkę Nicole. Nigdy się nie ożenił. - Ameryka nauczyła mnie pokory i odpowiedzialności, w Polsce zostałbym butnym gwiazdorem - stwierdził żartobliwie w "Życiu na gorąco".
Kilka lat przed śmiercią u aktora zdiagnozowano chorobę Parkinsona, która odcisnęła na nim ogromne piętno. W tym właśnie czasie doszło do ponownego spotkania Wasilewicza z Anną Dymną. - To było w polskiej ambasadzie w Nowym Jorku. Przyglądał mi się jakiś mężczyzna, ale nie rozpoznałam w nim Andrzeja. Pamiętałam go jako witalnego, silnego, a ten był wychudzony, spowolniony, ledwo mówił - wspominała aktorka w "Fakcie".
Andrzej Wasilewicz zmarł 13 grudnia 2016 r. Miał 65 lat.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" awanturujemy się o "Awanturę" na Netfliksie, załamujemy ręce nad przedziwną zmianą w HBO Max, a także rozmawiamy o największym serialowym szoku 2023 roku. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.