Trwa ładowanie...
d5tvs6w
recenzja
16-05-2011 17:54

Anioł Zagłady

d5tvs6w
d5tvs6w

Sidney Prescott nie ma szczęścia. Przyciąga psychopatów, niczym dobry psychiatryk. Biegają za nią z nożem, prześladują, mordują najbliższych. Ba, sami często są tymi ostatnimi. Nie bez powodu: dla społeczności małomiasteczkowego Woodsboro Sidney od lat pozostaje symbolicznym obiektem zazdrości i kompleksów. Piękna, inteligentna, z dobrego domu – w świecie zdradzanych licealistek, nieśmiałych geeków i porzuconych przez rodziców nastolatków zawsze była irytującą, czerwoną płachtą.

Ba, jest nią nawet teraz, jako dorosła, straumowana kobieta po przejściach, powracająca do Woodsboro 11 lat po wydarzeniach z poprzedniej części. To, że z tej okazji czyha na nią kolejny sfrustrowany maniak, nie zaskoczyło chyba nawet jej samej. Na przestrzeni lat zdążyła się już przyzwyczaić, że jej nemezis wraca, niczym bumerang.

Żelazna konsekwencja, z jaką Wes Craven konfrontuje swoją bohaterkę z jej własnym przeznaczeniem, jest największą wadą czwartego „Krzyku”. Jeśli powyższe uwagi weźmiecie sobie do serca, tożsamość mordercy rozpracujecie stosunkowo łatwo, a listę potencjalnych ofiar zawęzicie do niezbędnego minimum.

Świadomość trawestacji obowiązujących w gatunku slasher movies zasad, która przed laty stała się źródłem wielu fabularnych niespodzianek (przypomnijmy choćby, że największa wówczas gwiazda „Krzyku”, Drew Barrymore, ginie w pierwszej scenie) i znakiem rozpoznawczym serii, dziś jest czynnikiem łatwym do rozszyfrowania, wręcz przewidywalnym.

d5tvs6w

Trudno uśpić kinofilską czujność, gdy ma się świadomość, że na każdym kroku czyhać może wolta, a każda z żelaznych niegdyś reguł konwencji może zostać w dowolnej chwili złamana. Nastawcie uszu i oczu (lub wręcz przeciwnie, jeśli coś ma was zaskoczyć), bo jeśli w nowym „Krzyku” ktoś coś mówi lub robi, to nie bez powodu. Każdy gest może tu być tabliczką z napisem „zginę” lub „przeżyję”.

Cravenowi i powracającemu po krótkiej, acz pamiętliwej przerwie („Krzyk 3”) scenarzyście Kevinowi Williamsonowi pary starcza na nieco ponad pół godziny. Po świetnym początku i udanym wprowadzeniu nas w dalsze losy Sidney i jej przyjaciół, okazuje się jednak, że obu im wciąż brakuje odwagi, by przełamać jedno z ostatnich tabu gatunku i samej serii – nieśmiertelności kluczowych dla franczyzy postaci.

Zawsze jest o krok, zawsze niby już, ale ostatecznie Sidney i jej znajomi z poprzednich części jakimś cudem, nadludzkim wysiłkiem, uchodzą z życiem. Hollywood rządzi się w końcu swoimi prawami – realizację piątej części już zapowiedziano, a Campbell, Cox i Arquette, których kariery od poprzedniej odsłony zdążyły przygasnąć, woleliby pewnie mieć w niej swoje miejsce.

d5tvs6w
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d5tvs6w

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj