Artur Żmijewski chce przyjęcia uchodźców. "Widziałem ich cierpienie, to nie jest temat do dyskusji"
06.10.2017 13:37
Artur Żmijewski, ceniony aktor teatralny i filmowy, który na małym ekranie popularność zyskał dzięki serialom "Na dobre i na złe" oraz "Ojciec Mateusz", już od 10 lat pełni funkcję Ambasadora Dobrej Woli UNICEF.
Z zapałem angażuje się w kolejne akcje, jeździ na zagraniczne misje, wspiera też kampanie fundacji.
- Działania, które wsparł, przyniosły od 2007 r. około 10 mln zł. Ten nadzwyczajny wynik to niezliczona liczba godzin, które poświęcił realizując spoty, biorąc udział w misjach w Afryce, spotykając się z mediami, partnerami i sympatykami organizacji - można przeczytać na stronie UNICEF. - Jesteśmy dumni, że możemy współpracować z taką osobą.
Ostatnio aktor odwiedził obozy uchodźców z Syrii i nie krył, jak bardzo poruszyła go ich sytuacja życiowa.
Inny świat
Wizyty w Afryce, gdzie jeździł na swoje pierwsze misje, były dla aktora wstrząsającym przeżyciem.
- Nigdy i nigdzie w Polsce nie widziałem tak strasznych rzeczy, jak tam w Afryce. Dlatego namawiam ludzi do pomagania - mówił Żmijewski. - Kiedy zobaczyłem pierwszą wieś, a w niej szpital, przekonałem się, jak bardzo różnią się nasze światy. Wystarczy zboczyć kilkaset metrów z turystycznego szlaku, żeby dostrzec prawdziwą skalę problemu. W Mali dzieci rodzą się w tragicznych warunkach, brakuje leków i opatrunków. Matki umierają w drodze do szpitala, a dzieci najczęściej w pierwszej dobie życia, bo nie ma inkubatorów i odpowiednich urządzeń medycznych. Tu jest potrzebne wszystko.
"Ten wyjazd zmienił mnie na zawsze"
Według Żmijewskiego jedną z szans na zmianę tragicznej sytuacji mieszkańców Afryki jest właśnie wspieranie UNICEF.
- W Etiopii umiera z niedożywienia, z głodu, co trzecie dziecko! - mówił, nie kryjąc przerażenia. - Statystycznie jedno z moich dzieci byłoby tam skazane na taką okrutną śmierć! Możemy to zmienić, wspierając UNICEF.
Dodawał też, że od kiedy został Ambasadorem, jego życie się przewartościowało.
- Ten wyjazd zmienił mnie na zawsze - wyznawał, dodając, że codziennie przekazuje niewielką sumę na fundację. - Kiedyś pomagano polskim dzieciom, teraz czas, byśmy spłacili ten dług.
"Ich los jest beznadziejny"
Ostatnio Żmijewski pojechał do Jordanii, gdzie odwiedził obozy dla uchodźców z Syrii.
- W koło pustynia i właściwie znikąd pomocy. Tam jest bardzo ciasno, kontener przy kontenerze. W jednym obozie 80 tys. ludzi, w drugim 53 tys. Taki obóz to właściwie ogrodzone miasto z blachy na środku pustyni. W takiej ciasnocie pojawiają się problemy z chorobami zakaźnymi - mówił w wywiadzie dla portalu gdansk.pl.
- Taki obóz to tak naprawdę dom-więzienie. Jeden z jego mieszkańców powiedział mi: "Jestem w stanie zaryzykować życie, żeby moje dzieci miały przyszłość. Jestem zdesperowany, żeby dostać się do Europy, bo tu, w tych warunkach, nie mamy żadnej szansy". Życie w obozie to wegetacja. Ja mogłem wyjechać z takiego obozu, ale oni nie. Powiedzmy sobie szczerze: ich los jest beznadziejny!
Obowiązek Polaków
Pytany przez Sebastiana Łupaka, czy Polska powinna przyjąć uchodźców z Syrii, odpowiadał bez wahania:
- Tak! Jak się człowiek napatrzy, tak jak ja miałem szansę się napatrzeć, na cierpienie takich ludzi, to w ogóle nie ma żadnej dyskusji. Uchodźca ma absolutne prawo szukać szansy na przeżycie, na życie, wszędzie, gdzie to tylko możliwe, w tym w Polsce. Powinien mieć nadzieję, że zostanie przyjęty, jako uchodźca przed wojną, w kraju, w którym, z jego perspektywy, jest dobrobyt – podkreślał.
I dodawał, że choć sam ma ograniczone możliwości, wierzy, że sytuacja w kraju jeszcze się zmieni.
- Wydaje mi się rzeczą naturalną, że każdy, kto ma lepiej, ma obowiązek zadbać o tych, którzy mają gorzej. Nie zapominajmy, że w latach 80. XX wieku cała Europa pomagała Polakom - dodawał.