''Ave, Cezar!'': Fikołki na stole [RECENZJA]
Bracia Coen tym razem idą w mocno rozrywkowe tony i w „Ave, Cezar!” wracają do czasów świetności Hollywood. Są femme fatale, marynarzyki, super-produkcje, gwiazdy większe od filmów i liczne numery taneczne. Krótko mówiąc: czego tu nie ma!
Odpowiedzi można się domyślić bardzo szybko: oryginalności. Spójnej historii. Czegoś więcej niż pakietu kilku żartów. Coenowie tym razem poszli w widowiskowość, która szybko wyczerpuje swój potencjał. Choć dzieje się tu dużo i cała fabuła trzymana jest na niezłych aktorach czujących konwencję, „Ave, Cezar!” jest jak sklep ze słodyczami. Najpierw czujemy radosny zawrót głowy, cudowną ekstazę, poczucie dopieszczenia, a potem nadchodzi etap przejedzenia. Ma się ochotę wybuchnąć od nadmiaru słodkości i piany - bo „Ave, Cezar!” to film głównie ubity właśnie z piany i bąbelków. Nikt się tu nie zatroszczył o sens.
Oczywiście, jak to w przypadku Coenów bywa, w ich filmie znajdzie się coś ponadprzeciętnego. Są tam sami Coenowie, puszczanie oka do widza, nieodłączna dla ich kina Francis McDormand, nonszalancja i swoboda, z jaką bawią się konwencją i swoimi ulubionymi motywami. Tyle że reżyserzy wchodzą w świat, w którym już byli, choćby w „Barton Finku”. Ponownie serwują postacie „typowego zblazowanego hollywoodzkiego reżysera” czy „scenarzysty w kryzysie”, właściwie serwując przy okazji powtórkę z rozrywki. Różnica leży tu być może w skali, bo ich najnowszy film jest naprawdę wystawny, ale też dowodzi, że świat Coenów już nie rośnie, nie pęcznieje, nie rozwija się. Tkwi w miejscu, zawisł na pewnym konkretnym poziomie - i to bynajmniej nie na poziomie najlepszych filmów tych autorów, „Fargo” czy „To nie jest kraj dla starych ludzi”, ale na poziomie zabawy, frywolności i nieskrępowanej radości.
Radość z pewnością musiała towarzyszyć aktorom, bo widać, że rozkoszuje się rolą zarówno Ralph Fiennes, jak i George Clooney, a oglądanie tylu znakomitych nazwisk skupionych w jednym miejscu może przyprawić o zawrót głowy. Przy czym mając taką obsadę rozwojowi fabuły towarzyszy także ciągły niedosyt. Nieprzerwanie czeka się na to, aż reżyserzy wykorzystają ich do poważniejszych wyzwań niż fikołki na stole.