Banksy prowokuje. Instrukcja, jak zostać sławnym niezależnym artystą

Film, po obejrzeniu którego widzowie mogą (a nawet muszą) podyskutować, to ostatnimi czasy rzadkość. I choćby dlatego warto obejrzeć „Wyjście przez sklep z pamiątkami” Banksy'ego.

Street art – czyli sztuka ulicy. Jeszcze nie tak dawno było to przede wszystkim graffiti, dziś to także szablony, murale, plakaty, instalacje i happeningi. Jednego dnia powstają, często następnego znikają. Są bardzo ulotne (znacie muralesowe animacje artysty Blu? Jeśli nie, obejrzyjcie je koniecznie – choćby w internecie). Aby przedłużyć żywot sztuki ulicy, przydałaby się jakaś dokumentacja. Z tego tylko powodu najbardziej znani na świecie twórcy street artu, tacy jak Space Invader (autor mozaik przedstawiających stworki z wczesnych gier video), Shepard Fairey (twórca ikony „Obey!” i portretu Obamy wykorzystanego podczas jego kampanii wyborczej) czy w końcu sam Banksy, pozwalają niejakiemu Thierry'emu Guetcie – Francuzowi uzależnionemu od nagrywania wszystkiego jak leci – przeniknąć do ich świata. Po pewnym czasie i on postanawia zostać „sławnym artystą”.

Nie wiadomo, ile prawdy jest w tym dokumencie i czy w ogóle jest to autentyczny dokument. Widz nie może być do końca pewien, że osoba pojawiająca się w roli narratora (zakapturzona i ze sztucznie zmienionym głosem) to rzeczywiście Banksy. Ale nie to jest najważniejsze. W „Wyjściu przez sklep z pamiątkami” chodzi głównie o to, jak cienka jest granica pomiędzy sztuką a kiczem, oryginałem a plagiatem, byciem znawcą, a byciem nabijanym w butelkę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)