Bartosz Żurawiecki: Komu służy młodość?

Pociągnę jeszcze temat, który zacząłem w poprzednim felietonie, gdyż tak się jakoś złożyło, że niemal równocześnie weszły do polskich kin trzy filmy na podobny temat: polski „Bejbi blues”, serbski „Klip” i meksykańskie „Pragnienie miłości” (o którym szerzej pisałem uprzednio). Wszystkie te dzieła mają za bohaterów ludzi nastoletnich i rozwydrzonych. Okrutnych, bezmyślnych, pozbawionych odpowiedzialności, nadużywających alkoholu, narkotyków i seksu. Muszę przyznać, że po tak zmasowanej dawce okropności, zacząłem mieć wrażenie, że jest to jednak obraz nieco tendencyjny.

Bartosz Żurawiecki: Komu służy młodość?
Źródło zdjęć: © Kino Świat

17.01.2013 10:21

W kinie, ale przede wszystkim w mediach, dominują dwa skrajne sposoby przedstawiania młodzieży. Dominują -dodajmy -nie od dzisiaj, a od zawsze. Od momentu, gdy zaczęto narzekać na „dzisiejszą młodzież”. Sposób pierwszy to wciskanie małolatów w ugrzecznione konwencje o sentymentalnym posmaku. Pokazywanie bohaterów jako pierwszych naiwnych przeżywających pierwsze zauroczenia i pierwsze pocałunki. Przebija z takich filmów łagodne moralizatorstwo, nostalgiczna nuta. Sposób drugi – przeciwnie – stara się widzów przekonać, że młodość dawno wymknęła się spod kontroli. Że jest czasem nie tyle buntu, co wręcz anarchii. Ślepej i – zwłaszcza w filmach lat ostatnich – pozbawionej jakiejkolwiek ideologii czy idei, która nadawałby jej choćby chory sens. Niekiedy próbuje się łączyć obie metody. Przykładem chociażby „Sala samobójców”: zaczyna się „na ostro”, a potem zmierza w kierunku lekko kiczowatej opowieści o wrażliwym i niezrozumianym przez otoczenie nastolatku.

Cechą charakterystyczną wielu filmów o młodzieży jest to, że bohaterów oddziela mur od świata dorosłych. Dorośli są albo obojętni, albo bezradni. Są daleko, choć niby tak blisko. Nie znają języka swoich dzieci czy uczniów, nie potrafią albo nie chcą się go nauczyć. Nie umieją więc się z nimi porozumieć, skomunikować. Także Gus van Sant - jeden z niewielu twórców, który chwyta pełniejszą prawdę o czasie dorastania – pokazuje uniwersum „nieletnich” jako rzeczywistość autonomiczną, osobną, często samotną. Dorośli nie mają do niej wstępu.

Myślę, że fałsz (mniejszy czy większy), jaki czuję po obejrzeniu większości filmów „młodzieżowych” wynika z tego, że małolatom brak umiejętności i możliwości, by skręcić coś o sobie (mówię tutaj o profesjonalnych produkcjach, a nie o szkolnych wprawkach), natomiast dorośli jednak „nie są z tego świata”. Gdybają więc, dywagują, moralnie się niepokoją albo coś tam im się wydaje i przypomina z lat, gdy sami byli nastolatkami. Innymi słowy – traktują to wszystko z góry. U van Santa jest odmiennie, bo on przynajmniej młodziaków lubi, kocha, pożąda, sam pewnie chciałby się znowu stać jednym z nich. Jego filmy są próba oddania im głosu (wewnętrznego), choć jednocześnie autor „Paranoid Park” daje wyraz swej fascynacji tym okresem w życiu i swemu współczuciu wobec tych, którzy muszą przez niego przechodzić. Małolaty to my, tylko trochę wcześniej.

Wspomniane na początku filmy zostały zainspirowane przez prawdziwe wydarzenia. W końcu, nie raz, na przykład, zdarzyło nam się czytać w mediach o uczniach, którzy wrzucili do sieci nagrane komórką akcje seksualne z udziałem swych koleżanek i kolegów. Pytanie tylko, czy twórcy spróbowali przyjrzeć się wnikliwiej sprawcom i uczestnikom tych „sensacji”. Tu mam pewne wątpliwości. Być może więc słusznie czyni Michel Franco, ustawiając w „Pragnieniu miłości” kamerę w pewnym oddaleniu od zdarzeń. Patrzy ona na to, co się dzieje, jak na świat groźny, obcy i niezrozumiały. Świat podlegającym jakimś nieuchronnym, apriorycznym mechanizmom uruchomionym przez jeden incydent.

Rosłaniec w „Bejbi blues” serwuje głównie pokaz mody, z kolei autorka „Klipu”, Maria Milos chce być tak blisko swoich bohaterów, że dosłownie włazi im do łóżka i w różne części ciała. Ale i w tym filmie więcej jest ekscytacji niż empatii. Bo co to w ogóle znaczy „młode pokolenie”? Czy da się je sprowadzić do kilku wspólnych mianowników? Nie, nie da się. Ludzie, także młodzi, bywają rozmaici. Jako relatywista uważam, że różnimy się w zależności od tego, w jakim środowisku i w jakich warunkach żyjemy. I nawet kultura masowa nie jest w stanie wszystkich ujednolicić. Często w filmach o młodych brakuje mi nie tylko współczucia, ale i wyczucia niuansów. Tak jakby młodość służyła reżyserom głównie do lansu.

pragnienie miłościbejbi bluesbartosz żurawiecki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)