Bohdan Łazuka: ''Jak mnie pożądają te kobiety, już po prostu sił mi brak''
Bohdan Łazuka, 31 października obchodzący 76 urodziny, nawet teraz nie narzeka na brak powodzenia u przedstawicielek płci pięknej
- Jak mnie pożądają te kobiety, już po prostu sił mi brak – śpiewał, i nie był wcale daleki od prawdy.
Chętnie korzystał w popularności Bohdan Łazuka, 31 października obchodzący 76 urodziny, nawet teraz nie narzeka na brak powodzenia u przedstawicielek płci pięknej. Nonszalancki członek artystycznej bohemy, mężczyzna obdarzony charyzmą i niesamowitym magnetyzmem, był niegdyś prawdziwym wabikiem na kobiety.
href="http://film.wp.pl/bohdan-lazuka-jak-mnie-pozadaja-te-kobiety-juz-po-prostu-sil-mi-brak-6025247317283457g">CZYTAJ DALEJ >>>
''Pełne uroku kobiece ciało''
Do kobiet ciągnęło go od zawsze – Łazuka był kochliwy i mało odporny na kobiece wdzięki. Po raz pierwszy zakochał się, gdy jeszcze jako młodziak zaczął pracę w kopalni „Katowice”.
- Pracowałem w sortowni węgla i zakochałem się w koleżance z pracy – wspominał w wywiadzie opublikowanym w Dzienniku. - Miała na imię Bożena. Była o rok starsza ode mnie. To z nią straciłem cnotę. Ale kiedy wyjechałem, kontakt między nami się urwał. Niedługo jednak chłopak był sam. Wkrótce poznał Lucynę Szczepańską, która występowała w zespole Śląsk.
- Nasza miłość skończyła się tak, że pewnego razu ona z zespołem wyjechała na Zachód i już tam została – komentował. - Co się z nią działo, nie mam pojęcia. Te pierwsze miłości pozwoliły mi posmakować, jak pełne uroku jest kobiece ciało…
Nieudany miłosny podbój
Kiedy wylądował w szkole teatralnej, wydawało mu się, że trafił do raju. Na korytarzach uczelni stale napotykał piękne dziewczęta, ale tym razem pozostawał ślepy na ich urok. Liczyła się tylko jedna, Zofia Marcinkowska (na zdjęciu).
- Jedna z najpiękniejszych kobiet w polskim kinie – opisywał Łazuka. - Jej uroda była zjawiskowa: oczy jak chabry, nosek delikatny, kilka piegów, wielka kultura osobista, a do tego wszystkiego kształtny i obfity biust.
Udało mu się zdobyć jej serce, ale nie na długo. Kiedy zdolnej aktorce zaproponowano rolę, bez wahania opuściła miasto i Łazukę. Wkrótce poznała Zbigniewa Wójcika, który zawrócił jej w głowie.
''Trudno mi było się z tym pogodzić''
- Nie kochała się w intelekcie czy urodzie. Kochała się w talentach – powie o niej później Łazuka.
Los nie był dla Marcinkowskiej łaskawy. Wójcik znęcał się nad nią, ale aktorka nie potrafiła wyzwolić się z tego toksycznego związku. Któregoś dnia dziewczyna, broniąc się przed atakiem Wójcika, popchnęła go na szafkę. Przekonana, że właśnie zabiła swojego kochanka, sama odebrała sobie życie (więcej tutaj)
.
- Rozstanie z nią nie należało do najprzyjemniejszych, trudno mi było się z tym pogodzić – wspominał w Dzienniku Łazuka. - Pewnego dnia ona wyjechała do Krakowa i to był koniec naszego romansu. Niestety, piękna Zofia nie żyje. Popełniła samobójstwo. Dowiedziałem się o tej tragedii dopiero po latach, kiedy zadzwonił do mnie jej brat i zaprosił na mszę w jej intencji.
''We łbie poprzewracane miał człowiek''
Decyzja o pierwszym ślubie okazała się kompletnie nietrafiona. Jego żoną została koleżanka z teatru, Barbara Wrzesińska (na zdjęciu). Związek trwał zaledwie trzy miesiące.
- Strasznie to przeżywałem. Ale gdy dziś o tym myślę, to szczerze się przyznaję, że ja po prostu nie dorosłem – twierdził aktor w wywiadzie dla portalu wici.info. - Moje pierwsze małżeństwo z już wówczas wybitną, znaną i uznaną aktorką Barbarą Wrzesińską skończyło się szybciutko, bo byłem potwornie zazdrosny (więcej tutaj)
. Drugi raz ożeniłem się z cudowną, piękną kobietą, ale ja sam byłem już ŁAZUKA. We łbie poprzewracane miał człowiek. Aż szkoda. Z drugą żoną miałem akurat dobrą rękę, bo do tej pory jesteśmy w dobrym kontakcie.
''Wypuściłem taki skarb''
Tą drugą żoną została tancerka, Daniela Pacholczyk (na zdjęciu).
- Mieszkaliśmy w Warszawie w dwóch pokoikach ze ślepą kuchnią. Ona pracowała w Teatrze Wielkim jako solistka. Nasze małżeństwo nie przetrwało. Dopiero po latach dotarło do mnie, że byłem strasznym egoistą, za mało się zajmowałem nią i domem. Teraz Daniela mieszka w Santa Monica – wspominał w Dzienniku.
- Tak bardzo zabiegałem o Danielę, kochaną, miłą i czułą, a potem po ślubie byłem zajęty sobą. (...) Wypuściłem taki skarb – ubolewał. Gdy żona odeszła, zrozpaczony Łazuka rzucił się w wir imprezowania.
- Romansowałem na prawo i lewo, miałem mnóstwo kobiet, ale były to związki na jedną noc – wyznawał ze wstydem. - Wolę tego nie pamiętać. Znalazłem się u szczytu sławy. Zachłystywałem się powodzeniem, jakie miałem u kobiet, i ani myślałem wiązać się z jedną, skoro mogłem mieć ich wiele.
Czwarty ślub
Ponownie na ślubnym kobiercu stanął dopiero w latach 70.; jego trzecią żoną została Małgorzata Viresco (na zdjęciu), również tancerka.
- Byłem z nią sześć lat. Małgosia dała mi pięknego syna Adasia, w tej chwili profesora – mówił z dumą.
Małżeństwo, co powoli stawało się już tradycją, również nie przetrwało. Łazuka oświadczył się więc po raz czwarty, tym razem modelce i projektantce, Renacie Węglińskiej. Żyli razem przez 21 lat i doczekali się córki Olgi.
''Ze mną trudno wytrzymać''
Czwarty rozwód nie był chyba dla nikogo zaskoczeniem. Łazuka wylądował w ramionach Anny, doktora nauk medycznych.
- Łączy nas uczucie, świetnie się rozumiemy – mówił o swoim związku. Ale okazało się, że to również nie było „to”. Tym razem aktor nie zdążył nawet wziąć ślubu.
- Ze mną trudno wytrzymać – wyznawał w książce „Przypuszczam, że wątpię”. - Bo ja czasem za bardzo kocham życie, zmiany, ruch, towarzystwo. Daję się porwać życiu.
''Miałem najlepsze teściowe na świecie''
- Przy pierwszej żonie byłem młody i chorobliwie zazdrosny. Przy drugiej byłem za mało opiekuńczy. Przy trzeciej za bardzo się rozglądałem za innymi kobietami, a przy czwartej wszystkie te wady pojawiły się naraz – komentował w Fakcie swoje małżeństwa.
- Moje cztery żony miały dwie wspólne zalety. Pierwszą, że w ogóle zaryzykowały bycie z Łazuką (na zdjęciu wraz z córką), a drugą: dzięki nim miałem najlepsze teściowe na świecie. One zawsze trzymały moją stronę, zawsze przyznawały mi rację, niezależnie od tego, jak bardzo nabroiłem.
''Zdobywam kobiety dzięki wrodzonym bystrościom umysłu''
Po tych wszystkich związkach wcale jednak nie uważał się za eksperta w sprawach sercowych i twierdził, że nie odkrył sposobu na uwodzenie pań.
- Ja, Bohdan Łazuka, zdobywam kobiety dzięki wrodzonym bystrościom umysłu – żartował w Super Expressie. - Robert Redford i inni moi koledzy nie wiedzą, co robić, a ja po prostu sobie idę, przechodzę z wielkim torsem obok kobiety i śpiewam sobie taką piosenkę: "Czy pan wie, co to miłość? Bo mnie brak kontaktu z nią...". Ona musi to usłyszeć i mnie zauważyć. Najlepszy sposób, żeby poderwać kobietę, to wychodzić do ludzi, czasem po prostu przejść się ulicą.
- Ja miałem cztery żony. Ci, którzy nie mieli żadnej, to są jacyś ułomni – dodawał ze śmiechem.
Przepis na dobre małżeństwo
Teraz sam twierdzi, że rozwiódł się „zaledwie” trzy razy.
- Czwarty można unieważnić, bo znów jestem żonaty – śmiał się w Gali. - Z czwartą żoną, Renatą Węglińską. Rozwiedliśmy się dziewięć lat temu po dwudziestu jeden latach małżeństwa. A teraz postanowiliśmy znów być razem. Bo my nigdy nie przestaliśmy się ze sobą kontaktować, myśmy się nigdy nie rozstali. Cały czas żyliśmy w wielkiej przyjaźni. Teraz postanowiliśmy zachować dotychczasowy stan rzeczy, co oznacza, iż osobno mieszkamy, a spotykamy się, kiedy chcemy. Świetnie się rozumiemy. Na żonę zawsze mogę liczyć, a ona na mnie. Kiedyś wymyśliłem powiedzenie, za które obraziła się na mnie połowa Polski: wystarczy się rozwieść, żeby było dobre małżeństwo.
(sm/mn)