Bohdan Smoleń: Pierwszego polskiego standupera wspominają znani kabareciarze
Popularny artysta kabaretowy zmarł w czwartek rano. Miał 69 lat. Aktor od kilku lat zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Zapamiętany zostanie głównie za sprawą występów w kultowym kabarecie TEY. Jego sceniczne alter ego Pani Pelagia zapisało się na stałe na kartach historii polskiej rozrywki. W rozmowie z Wirtualną Polską Smolenia wspomina Marcin Daniec.
Uwielbiał kontakt z publicznością, mimo to, w towarzystwie często był zamknięty. Choć rozśmieszał innych do łez, sam nigdy nie śmiał się ze swoich dowcipów. - Nie lubię śmiać się z własnych żartów. To jest tragedia, gdy ktoś to robi – mówił w jednym z wywiadów. Nie skończył szkoły teatralnej, nie pobierał żadnych dodatkowych lekcji aktorstwa. Był, jak Himilsbach, absolutnym naturszczykiem, który z wrodzoną błyskotliwością komentował szarą rzeczywistość PRL-u oraz w późniejszym czasie nasze narodowe przywary.
- Boguś prywatnie był bardzo dobrym człowiekiem i uwielbiał pomagać innym. Proszę pamiętać, że jeśli kończy się zootechnikę i zdobywa wszystkie laury na scenie, to później jeszcze z miłości do zwierząt można pomagać również dzieciom. To coś fantastycznego – powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską Marcin Daniec.
Kabareciarz i przyjaciel Smolenia dodał, że najgorszą rzeczą, jaka spotkała pana Bohdana, była utrata głosu - Paradoks losu polega na tym, że Boguś pod koniec życia w ogóle nie mógł mówić. To było coś niewyobrażalnie przykrego.
W lutym tego roku wicepremier, minister kultury prof. Piotr Gliński przyznał Smoleniowi nagrodę specjalną "w uznaniu nieocenionych zasług dla kultury polskiej, zwłaszcza sztuki kabaretowej". Wręczono ją podczas koncertu w warszawskim Teatrze Kamienica, z którego dochód był przeznaczony na terapię artysty. Zdaniem wielu artystów Smoleń posiadał doskonałą "vis comicę". Niski, drobny i dogryzający temu dużemu – tak większość z nas zapamięta tego wyjątkowego człowieka. W okresie PRL-u określenie standuper było nieznane. Jednak niewątpliwie dzięki umiejętności wymyślania na poczekaniu ripost i częstemu improwizowaniu, możemy dziś go tak nazwać.
- Boguś dzięki swoim genialnym monologom i skeczom był absolutnym standuperem. Ale on nie przeklinał, dlatego współczesna młodzież na pewno by go tak nie nazwała. Wypowiadane na festiwalu w Opolu jego słynne "cicho być", "świnia ten Regan, taką gospodarkę rozłożyć, nie będę na niego głosował" przeszły już do historii polskiego kabaretu – powiedział WP Marcin Daniec.
Największą popularność Smoleniowi przyniosły występy w duecie z Zenonem Laskowikiem. Kabaret TEY przez wielu jest uważany za najważniejszy w historii polskiej rozrywki. Będziemy musieli długo czekać na drugi taki duet. To tam Smoleń, przebierając się za kobietę, wykreował postać m.in. Pani Pelagii. Jak śmieje się Daniec – był on pierwszym gender w naszym kraju._ - Proszę powiedzieć młodym, że wujek Smoleń był pierwszym genderem w Polsce, wymyślając swoją Pelagię, a dopiero 15 lat później pojawiła się Mariolka (red. skecz "Kabaretu Paranienormalni"_ – powiedział Marcin Daniec WP.
Smoleń pojawiał się w kilku filmach, m.in. w "Kochankach mojej mamy" Radosława Piwowarskiego, wcielił się tam w pana Stasia i zagrał razem Krystyną Jandą. Jednak największą popularność przyniosła mu rola szyderczego listonosza pana Edzia w serialu "Świat według Kiepskich". Pod koniec lat 80-tych przeżył ogromną tragedię. W ciągu zaledwie roku stracił żonę i jednego z synów. Po tym dramacie zrezygnował z występów i zajął się pomocą innym. Założył i prowadził Fundację Stworzenia Pana Smolenia, zajmującą się hipoterapią dla osób niepełnosprawnych. Od kilku lat chorował. Ostatnimi czasy aktor był sparaliżowany i potrzebował terapii neurologopedycznej. W pomoc artyście zaangażowało się bardzo wiele osób, wśród nich był Emilian Kamiński, Marcin Daniec i wiele innych osób, które chciały wesprzeć Smolenia.
- W Krakowie zrobiliśmy dla niego koncert. Dla Bogusia przyszli wybitni artyści: Sikorowski, Turnau, Piasecki, Marta Bizoń i zagraliśmy koncert charytatywny, na którym licytowaliśmy m.in. rakietę Radwańskiej, koszulkę Lewandowskiego. W sumie uzbieraliśmy ponad 100 tysięcy złotych i całą sumę przesłaliśmy na leczenie Bogusia. On oglądał fragmenty tego koncertu i pani z fundacji powiedziała, że zakręciła się mu w oku taka duża, męska łza. W Fundacji kochali go wszyscy jak swojego guru – powiedział Daniec w rozmowie z WP.
- To chyba jakiś głupi żart, że Bogusia nie ma z nami, a głupich żartów on nigdy nie robił. Może gdzieś tam wypali tę swoją paczkę papierosów i wróci z powrotem – dodał na koniec Daniec.