Cała zgraja Iron Manów

"Iron Man 2" bardzo stara się być godnym następcą części pierwszej. Jest dowcipny, błyskotliwy, sprawnie zrealizowany i bardzo komiksowy. Posiada jednak poważną wadę, której ustrzegli się twórcy poprzednika. Bywa po prostu nudny.

04.05.2010 12:33

Film zaczyna się zaskakująco kiepsko. We wstępie jakby z innej epoki, wielki i wściekły Ivan Vanko (przeciętny Mickey Rourke)
poprzysięga zemstę Iron Manowi. Jak każdy Rosjanin i Vanko popija wódkę z butelki, a w domowym zaciszu przygotowuje superbroń, która będzie w stanie powstrzymać zapuszkowanego Starka. Jak się też zaraz okaże nasz superzłoczyńca przygotował genialny plan - dać się pokonać i liczyć, że ktoś przyjdzie mu z pomocą. A dalej jest jeszcze gorzej.

Wszystkie scenariuszowe anachronizmy i idiotyzmy byłyby jednak do strawienia, gdyby twórcom udało się zachować tempo. W końcu to film o superherosie, nie spodziewajmy się oskarowej historii. Niestety "Iron Man 2" bardzo szybko łapie zadyszkę. Sporo w tym winy bardzo nierównej gry Roberta Downeya Jra, który nieźle radzi sobie jako rozrywkowy Stark, ale gdy przychodzi do kryzysów osobowościowych wypada po prostu blado. Nie pomaga mu też Samuel L. Jackson. Nick Fury w jego wydaniu to nie wojskowy profesjonalista, jakiego znamy z komiksów, ale wyszczekany dowcipniś żywcem wyjęty z wcześniejszych filmów aktora (choćby z "Formuły" i "Szklanej pułapki"). Zupełnym nieporozumieniem jest również karczemna bójka wybuchająca na urodzinach Starka. Zresztą w tej pozbawionej emocji, ale efektownej scenie świetnie widać wszystkie słabości filmu. Zwłaszcza, że szybko okazuje się, że jest ona zapowiedzią równie pozbawionego dramaturgii finałowego pojedynku (sam Whiplash zostaje pokonany w jakieś 30 sekund).

Ale, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, "Iron Man 2" nie jest filmem zupełnie nieudanym. Amerykanie są mistrzami w robieniu kina rozrywkowego i z podstawowego zadania wywiązali się bez zarzutu. Sceny akcji, choć średnio wciągające, wyglądają olśniewająco. "Iron Man" wciąż jest też najbardziej gadżeciarskim filmem wszech czasów. Przy zabawkach Starka, maleństwa Jamesa Bonda wydają się być ledwie użytecznymi drobiażdżkami. Dobrze spisują się też obie panie. Paltrow jako wierna asystentka Potts jest urocza, rozbrajająca i powściągliwa. Johansson zaś… miała wyglądać zjawiskowo i jej to wychodzi. Ale przecież... ...ona wyglądałaby zjawiskowo nawet w "Pianistce" Hanekego. Nieźle spisuje się także Sam Rockwell. Jego Justin Hammer jest jednocześnie dowcipny i wkurzający, tchórzliwy i wściekły, zakompleksiony i bezczelny. Trzeba też uczciwie przyznać, że nowy "Iron Man" jest filmem niezwykle zabawnym. Może nie zawsze są to dowcipy najwyższych lotów ("Jak załatwia się Iron Man?"), ale niezaprzeczalnie jest
śmiesznie.

"Iron Man 2" ma podobny problem, jaki miała wcześniej kontynuacja "Transformersów". Ten film stara się być po prostu zbyt dobry. Zbyt głęboki, zbyt długi i zbyt spektakularny. Dochodzi do tego, że w filmie o Iron Manie, nawet Iron Manów jest zbyt dużo. Ostatecznie, obdarta z lekkości i świeżości pierwszej części kontynuacja jest już tylko efektownym kinem akcji. Kolejnym hollywoodzkim produkcyjniakiem o superbohaterze, ulatującym z pamięci jeszcze przed wyjściem z kina.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)