Carmen Electra: Formy mogłaby jej pozazdrościć niejedna 20‑latka
Obchodzi właśnie 43. urodziny, ale spokojnie mogłaby wszystkim wmówić, że nie przekroczyła jeszcze nawet trzydziestki. Zresztą seksapilu, urody i formy mogłaby jej pozazdrościć niejedna 20-latka.
Obchodzi właśnie 43. urodziny, ale spokojnie mogłaby wszystkim wmówić, że nie przekroczyła jeszcze nawet trzydziestki. Zresztą seksapilu, urody i formy mogłaby jej pozazdrościć niejedna 20-latka.
Carmen Electra, kobieta wielu talentów – tancerka, piosenkarka i aktorka – mimo upływu czasu, trzyma się świetnie, i nie ukrywa, że zawdzięcza to częściowo genom, a częściowo zdrowemu trybowi życia - od najmłodszych lat uprawia sport i trzyma dietę.
Jednak, jak zapewnia, w przeciwieństwie do wielu swoich koleżanek nie dała się zwariować i nie ma wcale obsesji na punkcie swojego wyglądu. Pozwala sobie i na pizzę, i na słodycze, nie odmawia sobie też innych drobnych przyjemności. Ale przede wszystkim stara się myśleć pozytywnie, bo według niej przepisem na świetny wygląd jest, po prostu, bycie szczęśliwą i robienie w życiu tego, co się kocha.
href="http://film.wp.pl/carmen-electra-formy-moglaby-jej-pozazdroscic-niejedna-20-latka-6025245054681729g">CZYTAJ DALEJ >>>
Ambitna od dziecka
Urodziła się 20 kwietnia 1972 roku jako Tara Leigh Patrick, najmłodsza z sześciorga dzieci Harry'ego Patricka, gitarzysty, i Patricii, piosenkarki.
Miłość do muzyki wyssała z mlekiem matki; od najmłodszych lat ciągnęło ją też na scenę i w rodzinie nikt nie miał wątpliwości, że w przyszłości mała Tara zostanie gwiazdą.
Ciężko pracowała na swój sukces, nie chcąc iść na skróty – uczęszczała do kilku szkół tańca (marzyła, że kiedyś trafi na Broadway), później ukończyła kurs dla modelek i szkołę aktorską. Ambitna nastolatka, wspierana przez matkę i siostrę, próbowała przebić się w branży – i los szybko się do niej uśmiechnął.
Słoneczny patrol
W 1990 roku zaczęła odnosić pierwsze taneczne sukcesy, a zaraz potem spotkała Prince'a, który zachwycony ogromnym potencjałem młodej artystki, zaoferował jej swoje wsparcie i pomógł podpisać kontrakt na wydanie płyty. To wtedy Tara Patrick porzuciła swoje prawdziwe nazwisko i stała się Carmen Electrą.
Karierę na ekranie zaczęła w 1996 roku; wtedy też zgodziła się na sesję do Playboya. I choć narzekała, że przez wiele lat była postrzegana wyłącznie przez pryzmat swojej urody, zapewne właśnie z tego powodu otrzymała rolę, która przyniosła jej popularność – w 1997 roku na jakiś czas dołączyła do obsady „Słonecznego patrolu” jako Leilani "Lani" McKenzie.
Nie ma obsesji
Chociaż od zawsze dbała o swój wygląd, przyznawała, że gdy znalazła się w Hollywood, poczuła się nieco przytłoczona panującą tam obsesją na punkcie urody i wagi.
- Wywiera się na ludziach presję, żeby byli szczupli – mówiła w magazynie OK!. - Myślę, że to w porządku, dopóki nie wpadnie się w obsesję. Jeśli każdego dnia myślisz tylko o tym, że musisz iść na siłownię lub zrzucić wagę, to nie jest to zdrowe – dodawała aktorka, która choć promuje szczupłą sylwetkę, uważa, że zbędne kilogramy trzeba zrzucać w „zdrowy sposób”, nie ekstremalnymi głodówkami, ale ćwicząc i zdrowo się odżywiając.
Najgorszy jest stres
Sama zachowuje szczupłą sylwetkę dzięki ćwiczeniom i zasadom wpojonym jej w dzieciństwie.
- Nauczyli mnie tego na lekcjach tańca – mówiła. - Przez wiele lat chodziłam do szkoły baletowej, a tam dziewczyny są naprawdę bardzo, bardzo chude. Stara się również zachęcić do ćwiczeń swoich fanów – wydała DVD z ćwiczeniami i namawia ich do wizyt na siłowni.
- Najgorszy jest stres – mówiła, kiedy pytano ją, czego należy unikać, aby cieszyć się świetną formą. - Radzę ludziom, żeby przestali się wszystkim stresować i zamartwiać, bo najczęściej przejmują się drobiazgami. A stres powoduje problemy zdrowotne. Ja zawsze staram się, żeby moje życie nie było nudne, ekscytuje mnie wszystko, co robię – nowe zajęcia, nowa muzyka, nowe filmy... Takie nastawienie naprawdę zmieniło moje życie.
Miłosne stresy
Zawodowo Electra faktycznie nie miała raczej powodów do stresu – ale życie prywatne to co innego. Chociaż w branży odnosiła sukcesy, wybory, jakie podejmowała w miłości, okazywały się zupełnie nietrafione. Po koniec 1998 roku podczas szalonego wypadu do Las Vegas poślubiła gwiazdę NBA, Dennisa Rodmana, ale już 9 dni później świeżo upieczony pan młody pożałował swojej pospiesznej decyzji i poprosił o unieważnienie małżeństwa. Rozstali się, w przyjacielskiej atmosferze, w kwietniu 1999 roku.
4 lata później Electra poślubiła gitarzystę Dave'a Navarro, ale już w 2006 roku poinformowała, że czeka na rozwód. Potem wprawdzie potwierdziła swoje zaręczyny z Robem Pattersonem, ale tym razem do ślubu nie doszło; rozstaniem zakończył się również krótki związek z Simonem Cowellem.
Będzie lepiej?
W Hollywood Electra (zdjęcie z lutego 2015) radzi sobie średnio, bo choć nie narzeka na brak propozycji, nie ma szczęścia do ról.
Produkcje, w których wystąpiła w ciągu ostatnich lat, to przeważnie wątpliwej jakości komedie albo filmy, które często przemknęły przez ekran niezauważone. Zagrała w kiepskiej „Komedii romantycznej” i niewiele lepszym „Strasznym filmie 4”, przyjęła również rolę w „I Want Candy” czy zmiażdżonych przez krytykę „Poznaj moich Spartan”.
Ale aktorka, mimo tych niepowodzeń, nie rezygnuje z możliwości pojawienia się na ekranie. Obecnie pracuje – u boku Burta Reynoldsa – na planie komedii „Party Pieces”, wystąpi również w dramacie „Chocolate City”.
Czy uda się jej kiedyś przebić do bardziej ambitnego repertuaru? Choć pytanie może powinno brzmieć: czy ona faktycznie tego chce? Bo Electra, wbrew temu, co sądzi krytyka, wydaje się zupełnie zadowolona z takiego przebiegu swojej kariery.
(sm/mn)