Chocholi taniec

Mój wrodzony wewnętrzny cynik jeszcze przed wizytą w kinie przypuszczał że film, który ma w tytule dwa numery, z których jeden oznacza kolejność w serii a po drugim występuje literka “D” (jak w “3D”), nie może być arcydziełem. Ale hola! Przecież uwielbiam oglądać taniec, a taneczne reality shows mojąguilty pleasure”. Poza tym nie idę przecież na “Pinę” czy na „Czarnego łabędzia”, a na popularną, rozrywkową produkcję, która do miana arcydzieła w ogóle nie aspiruje. Tu widz ma się po prostu bawić, poczuć uliczny vibe i pooglądać wirujące w tańcu doskonale wyrzeźbione ciała wystylizowanych tancerzy... Niestety „Street Dance 2 3D” nie umie być wobec widza szczery. Zamiast skupić się na oszałamiających choreografiach, uwieść publiczność spektakularnymi układami, usiłuje opowiadać też historię. I czyni to wyjątkowo nieudolnie. Tancerz Ash (muskuły Halka Fentschela mają więcej charyzmy niż on sam) po porażce w tanecznym turnieju postanawia się nie poddawać. Wspólnie z nowo poznanym Eddiem (George Sampson)
wyrusza w podróż po Europie. Ma zamiar zebrać międzynarodową grupę utalentowanych tancerzy, która w paryskiej „tanecznej bitwie” pokona zespół legendarnego Niezwyciężonego, który poprzednio go upokorzył. Oczywiście nie może obyć się bez wątku miłosnego. Po przyjeździe do Paryża Ash poznaje utalentowaną i piękną tancerkę latin Evę (Sofia Boutella jest chyba jedynym jasnym punktem filmu – jej uroda i taniec naprawdę zwalają z nóg, a do tego jako jedyna zdradza ślady aktorskiego wyczucia i charyzmy) która kradnie mu serce (albo inny organ). Osiłek uznaje że miks ulicznego stylu i seksownego latino to klucz do sukcesu w tanecznej rozgrywce. Według Maxa Giwa i Danii Pasquini Europa to kolekcja turystycznych pocztówek. Zachód jest kolorowy i piękny (zapchany turystami Rzym, w którym pełno fiatów 500 i antycznych fontann) a Wschód to zarośnięta krzakami prowincja (na przykład w drodze do czeskiej Pragi bohaterowie konfrontują się z wyjątkowo obfitym wysypem kóz). Paryż, wiadomo: bagietką, winem i śmiesznym akcentem
stoi. To nagromadzenie stereotypów drażni – ale to przecież „Street dance” nie Fellini czy Bertolucci, więc pół biedy. Gorsze są pisane na kolanie przez sześciolatka dialogi, które zainteresować mogłyby chyba tylko ogrodowego krasnala. Postaci przypominają wycięte z kartonu pacynki, których sztuczne ruchy i podawane jak z telepromptera teksty w scenach poza tanecznych trudno zdzierżyć. O efektach 3D nie warto wspominać, bo realizatorzy zmarnowali szanse na wydobycie z ich pomocą dodatkowych walorów tanecznych całkiem niezłych układów. W „Street dance 2 3D” tańca jest po prostu za mało. Choreograficzną magię autorzy utopili w zbyt prostych emocjach, zapominając, że taniec nie potrzebuje nachalnej łopatologii, bo jeden gest jest w stanie zastąpić tysiąc słów. Gwoździem do trumny jest drewniana, pełna logicznych dziur akcja. Szkoda, że autorzy nie posłuchali rady starego dobrego Aerosmith: „Shut up and dance” („Zamknij się i tańcz”).

07.04.2012 17:33

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)