Ciemność, widzę ciemność
„Co by było, gdyby faceci z „Testosteronu” stanęli do konfrontacji z ostrymi dziewczynami z „Lejdis”?” Tego typu pytanie widnieje na okładce, jednej z najbardziej polecanych polskich komedii ubiegłego roku. Mowa tutaj o filmie „Randka w ciemno” (dystrybutor TIM Studio), reklamowanym jako nieprzewidywalna, pełna zwrotów akcji komedia o relacjach damsko – męskich.
Odpowiedź na kwestię porównawczą powinna być oczywista. „Testosteron” to produkcja, o której można mówić w samych superlatywach. Niestety „Lejdis” to jego całkowite przeciwieństwo. W efekcie plus z minusem daje wielkie nic, co idealnie pasuje do „Randki w ciemno”.
Niski poziom kolejnej „polskiej komedii roku”, można tłumaczyć na wiele sposobów. Jednym z nich na pewno jest postać reżysera Wojciecha Wójcika. Twórca takich przebojów serialowych jak: „Ekstradycja” czy „Czas honoru”, postanowił przerzucić się na kino lekkie i przyjemne. Spróbował czegoś innego, ale przeliczył się i teraz musi zbierać cięgi za swój produkt. Według różnych źródeł matką scenariusza „Randki w ciemno” była sama Ilona Łepkowska („Nigdy w życiu”, „O Karol 2”), jednak ostatecznie nie doszła do porozumienia z producentami i umyła ręce od produkcji. Wójcik z jej pomocą mógłby stworzyć komedię dla mas, ale na odpowiednim poziomie. Stało się niestety inaczej.
„Randka w ciemno” to z założenia kino rozrywkowe, skierowane do narodu, który uwielbia produkcje mało skomplikowane. Ludzie wybierając się na seans, pragną chociaż na moment zapomnieć o szarej codzienności życia i przez te półtorej godzinny oddać się chwili zapomnienia. Temu służą właśnie takie romantyczne przedstawienia. Społeczeństwo wymaga jednak, by ciężko zarobione pieniądze na kinowy bilet, zostały wydane dobrze i dały satysfakcję, chociaż tą umiarkowaną.
Film Wojciecha Wójcika oryginalnością scenariusza nie powala. Wiem, że trudno w takim gatunku filmowych stworzyć coś zaskakującego, ale kopiowanie amerykańskich pomysłów staje się po prostu nudne i odpychające. Osadzanie w głównych rolach mega gwiazdy polskiego kina, wcale nie przyciąga widzów. Przecież mamy tak utalentowane młode pokolenie aktorów, które czeka na swój wielki debiut. Zamiast angażować Borysa Szyca, Bogusława Lindę, Zbigniewa Zamachowskiego, może czas sięgnąć po nowy narybek, który z pewnością dowartościowałbym każdą produkcję, nawet taką jak „Randka w ciemno”.
Zanim całkowicie sprowadzę do parteru tę romantyczną opowiastkę, pokrótce przestawkę jej treść. Główną bohaterką „Randki w ciemno” jest Majka (Katarzyna Maciąg), której życie uczuciowe się nie układa. Inteligenta i rezolutna dziewczyna nie może otrząsnąć się pod podejściu ostatniego chłopaka. Dzięki bliskim przyjaciółkom, dla których los Majki był najważniejszy, dziewczyna decyduje się na udział w telewizyjnym show Randka w ciemno. Główną nagrodą programu jest wyjazd na romantyczną wycieczkę do ciepłych krajów. Oczywiście telewizyjne swatanie wygrywa Maja i wraz z „nowym” nieznajomym wybiera się w podróż, która zmieni jej dotychczasowy pogląd na swoje przemijające życie.
Pomysł na film, jak wiele innych. Romantyzm kina wcielał się już w tyle postaci i form, że trudno zaskoczyć widza. Nic więc dziwnego, że „Randka w ciemno” to produkcja mało znacząca i szybko zapomniana przez polskiego widza. Zresztą to nie pierwsza i ostatnia tego typu opowieść. Trzeba żyć nadzieją, że nadejdzie taki dzień, w którym polskiego kinomaniaka spotka prawdziwe poruszenie i zachwyt rodzimym kinem.