Crowe oczyszczony z zarzutu odgryzienia ucha
Kilka dni temu świat obiegła wiadomość, że Russell Crowe (zdj. AFP) wrócił do swoich tzw. 'przedojcowskich' zwyczajów i zaszalał w jednym z pubów. Dodajmy, że zaszalał naprawdę, ponieważ według świadków, miał... odgryźć komuś ucho.
Gwiazdor już się uspokoił, opanował i spokojnie wyjaśnił całe, jak to sam określił, 'nieporozumienie'.
A ponieważ w swoim 'opowiadaniu' aktor był BARDZO szczegółowy - my ograniczymy się do skróconej wersji tej historii.
Crowe przyznaje, że był w rzeczonym pubie, przyznaje też, że kobietą u jego boku nie była jego żona, ale koleżanka z planu realizowanego właśnie filmu 'Cinderella Man', o której żona wiedziała i o którą nie była zazdrosna.
W pewnej chwili jego filmowy trener i przyjaciel w jednej osobie podszedł do jedzących kolację Russella i Dani i zasugerował, że ktoś próbuje robić im zdjęcia.
" - Byłem po bardzo ciężkim dniu pracy i wku*łem się, że ktoś kwestionuje moją małżeńską wierność. Zareagował gwałtownie i bez sensu - było to klasyczne 'ukaranie posłańca ze złą wiadomością'"** - tłumaczy się Crowe, który rzeczywiście uderzył swojego przyjaciela, ten mu oddał, aby do uspokoić i obu panów trochę poniosło.
" - Już na drugi dzień znów byliśmy kumplami. Przeprosiłem Marka za wszystkie przykrości. I **wcale nie odgryzłem mu uchawcale nie odgryzłem mu ucha** Nie wiem, skąd ten pomysł!" - kończy lekko zawstydzony Crowe.