Trwa ładowanie...
21-06-2000 02:00

Czuję się potrzebny

Czuję się potrzebny
d9dwmxx
d9dwmxx

Gustawa Lutkiewicza od niedawno możemy oglądać w serialu "Złotopolscy". To w jego sklepie spotykają się i robią zakupy mieszkańcy wioski. Starsi czytelnicy pamiętają go z mistrzowskiego wykonania ballad Bułata Okudżawy.
Mirosław Mikulski: Jak pan się czuje w Złotopolicach?
Gustaw Lutkiewicz: Jestem nowym człowiekiem w tym serialu, ale czuję się wspaniale. Jest miła atmosfera i pełno kolegów, z którymi znam się i przyjaźnię od lat. Współpraca układa się więc dobrze i cieszę się, że mogłem ich spotkać. Nie jest to mój debiut w serialu, mam za sobą już takie doświadczenia. To jest o tyle miła praca, że aktor szybko wtapia się w postać, a potem gra już określonym torem i nie trzeba wymyślać niczego nowego. Największym obciążeniem jest oczywiście nauczenie się tekstu. Niektóre ujęcia są bardzo długie, a w ciągu dnia trzeba zagrać kilka scen.
M.M.: Nie jest chyba tak sielsko, skoro z pana sklepu skradziono skrzynkę wódki?
G.L.: Podobno, ale dokładnie tego nie wiem. Dostaję tekst, przychodzę na plan i nie zawsze dokładnie wiem, które szczegóły do czego się odnoszą. Gramy to, co jest napisane w scenariuszu, a dopiero potem pytamy reżysera, o co w tym wszystkim chodzi. W serialach tak właśnie wygląda praca. W teatrze jest dużo łatwiej, ponieważ tekst sztuki jest znany od początku do końca i nie ma żadnych tajemnic. Tutaj jest mnóstwo takich niedopowiedzianych wątków, które czasami robią trochę zamieszania na planie.
M.M.: Prywatnie robi pan zakupy w małych osiedlowych sklepikach czy w supermarketach?
G.L.: Mieszkam na Saskiej Kępie w Warszawie i mam obok siebie dwa sklepiki osiedlowe. Duże zakupy, podobnie jak większość Polaków, robię jednak w supermarketach.
M.M.: Ekspedientki poznają pana?
G.L.: Rzeczywiście, czasami uśmiechają się do mnie i mówią - o kolega kupiec!
M.M.: Starsze pokolenie pamięta pana z mistrzowskiego wykonania ballad Bułata Okudżawy. Skąd fascynacja muzyką?
G.L.: Młodsza publiczność rzeczywiście może tego nie pamiętać, ale byłem kiedyś aktorem śpiewającym. Od dzieciństwa żyłem w otoczeniu muzyki, moja matka ślicznie śpiewała, ojciec też był muzykalny. Śpiewałem najpierw w domu, a potem w szkole. Przed wojną mieszkałem na wileńszczyźnie. Po zamknięciu przez władzę polskiego liceum i zmianie szkoły, występowałem nawet w litewskim chórze gimnazjalnym.
M.M.: Odwiedza pan swoje rodzinne strony?
G.L.: Już nie, ostatni raz byłem na wileńszczyźnie pewnie ze dwadzieścia lat temu. Niedługo kończę 76 lat i jestem już w tym wieku, kiedy wszyscy wymierają. Rodzina, która tam została, już nie żyje. Nie mam więc kogo odwiedzać.
M.M.: A skąd zainteresowania balladami Okudżawy?
G.L.: Urodziłem się i mieszkałem w Wilkomierzu niedaleko Kowna. To był prawdziwy tygiel, mieszanka różnych narodów. Było tam też sporo emigrantów rosyjskich. Od dzieciństwa znałem śpiewających Rosjan, słuchałem ich i przesiąkłem tą kulturą. To wyjątkowo muzykalny naród. Jak widać muzyka docierała do mnie różnorodnymi drogami. Reżyserzy wiedzieli, że potrafię grać i śpiewać. Kilka razy wystąpiłem na scenie, pojawiałem się też w telewizji, w programach Olgi Lipińskiej. W końcu Wojtek Młynarski zaproponował mi nagranie ballad Bułata Okudżawy.
M.M.: Podobno poznał Okudżawę?
G.L.: Tak, z Bułatem spotkałem się kilkukrotnie. Raz w Moskwie i trzykrotnie w Warszawie. Raz nawet zaśpiewał u mnie w domu. Na wieść o jego wizycie natychmiast zjawiło się u mnie w domu kilku przyjaciół i po suto zakrapianej kolacyjce trochę nam pośpiewał. Mogę więc powiedzieć, że znałem go dość blisko. To był wspaniały, niezwykle sympatyczny i mądry człowiek.
M.M.: Zagra pan coś na gitarze w "Złotopolskich"?
G.L.: Na szczęście nikt ode mnie tego nie żąda. Ostatni raz gitarę w ręku miałem chyba ze dwadzieścia lat temu. Teraz pewnie miałbym poważne kłopoty z zagraniem i zaśpiewaniem czegokolwiek.
M.M.: Jak pan spędza wolny czas?
G.L.: Mam jeszcze co robić i nie nudzę się. Gram w teatrze, występuję w radiu, no i teraz ta przygoda za "Złotopolskimi". Dużo czytam i lubię wypoczywać z lekturą. A wakacje od kilkunastu lat spędzam nad jeziorem w Puszczy Augustowskiej. Śliczne miejsce i wspaniały wypoczynek. Jedyny szkopuł w tym, że jak nie ma pogody, to robi się trochę nudno. Wcześniej regularnie jeździliśmy do Chałup i ostatnio razem z żoną doszliśmy do wniosku, że czas wrócić nad morze. Ale jeszcze nie w tym roku.
M.M.: Wędkuje pan?
G.L.: Nie! To zdumiewająca sprawa, mój ojciec był zapalonym wędkarzem, a na mnie to się nie przeniosło. Czasami dla towarzystwa siedzę z wędką nad wodą, ale nie mogę powiedzieć, że wędkuję. Zbieram grzyby i spaceruję, to bardzo lubię.
M.M.: A praca?
G.L.: Od lat gram w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Mimo mojego emerytalnego wieku, ciągle mnie tam trzymają na etacie - starcy też są potrzebni w obsadzie. Ostatnio gram epizodzik w sztuce na podstawie "Zbrodni i kary" Dostojewskiego, ale bardzo się z tego cieszę. Człowiek czuje się potrzebny.

d9dwmxx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d9dwmxx