Trwa ładowanie...
06-03-2007 15:34

Daniel Olbrychski: Rogata dusza

Daniel Olbrychski: Rogata duszaŹródło: AKPA
d3lu532
d3lu532
Daniela Olbrychskiego nikomu nie trzeba przedstawiać. To żywa legenda polskiego kina, a wiele z jego ról przeszło już do historii. Ostatnio możemy go podziwiać w serialu "Druga strona medalu", gdzie gra byłego mistrza boksu. Z aktorem rozmawialiśmy niedawno na planie filmowym i to nie tylko o boksie.

Ze zdumieniem przeczytałem, że niedługo kończy pan już 62 lata! Czuje się pan nestorem polskiego kina?

Daniel Olbrychski: To bardzo dobry wiek, ale niestety już druga połowa życia, choć wydaje mi się, że na kolejne sześćdziesiąt dwa mam jeszcze w sobie parę.

Przed chwilą widziałem, jak przygotowywał się pan do roli i trenował ciosy bokserskie. Skąd u pana te kocie, płynne ruchy?

Daniel Olbrychski: Bo ja do każdej roli podchodzę poważnie i przygotowuję się profesjonalnie, a tu przecież gram byłego mistrza boksu. To postać bardzo mi bliska i bardzo bliski sport. O bokserach jedno można powiedzieć, że do końca życia mają kocie ruchy i kocie spojrzenie. Na tych dwóch elementach fizyczności buduję swoją rolę.

d3lu532

Zdumiał mnie pan swoją szybkością i siłą...

Daniel Olbrychski: Mówi pan dokładnie taki sam tekst, jaki za chwilę ma wygłosić przed kamerą chłopiec, z którym gram kolejną scenę (śmiech). Dzięki Bogu to mi jeszcze zostało - odpowiada na to mój bohater Toni.

Słyszałem, że systematycznie trenuje pan w domu boks...

Daniel Olbrychski: Trenuję, bo gdybym nie ćwiczył regularnie to pewnie nie mógłbym już sam założyć sobie butów (śmiech). Człowiek w moim wieku, jak się budzi i nic go nie boli to znaczy, że umarł, a ja nie jestem pod tym względem wyjątkiem. W związku z tym każdy dzień rozpoczynam od ćwiczeń i zanim zejdę z łóżka wykonuję od 30 do 50 tzw. scyzoryków. Jak ktoś wie, o co chodzi, to zdaje sobie sprawę z tego, jakie to trudne. Dopiero potem idę wyprostowany do łazienki i od razu dzień jest piękniejszy (śmiech).

I zbudował pan w domu własną salkę treningową...

Daniel Olbrychski: Wreszcie się jej doczekałem. Zrobiłem remont domu, trochę go powiększyłem i teraz mam salkę do ćwiczeń sportowych. Wisi tam gruszka, worek, są materace, drabinki i łódeczka do tzw. ćwiczeń wioślarskich. Salkę tę nazwałem imieniem mego przyjaciela Leszka Drogosza, który zresztą niedługo pojawi się w naszym serialu.

d3lu532

Ma pan w sobie tę zadziorność i rogatą duszę jak bokserzy?

Daniel Olbrychski: Mam rogatą dusze, ale poza tym jestem głęboko liryczny, bo wychowany byłem na subtelnej poezji polskich romantyków.

Skąd u pana zainteresowanie boksem? Poważny aktor powinien raczej grać w tenisa albo w golfa.

Daniel Olbrychski: W tenisa też gram, ale w golfa rzeczywiście nie umiem. Aktor powinien uprawiać jak najwięcej sportów, bo nigdy nie wiadomo co mu się przyda do roli. A fascynacja boksem wzięła się jeszcze z wczesnego dzieciństwa. W roku 1953 kiedy byłem jeszcze dzieckiem i mieszkałem na Podlasiu, słuchałem w radiu jak nasi bokserzy wygrali pięć razy w finale Mistrzostw Europy pokonując aż trzy razy reprezentantów Związku Radzieckiego. Dzięki pięciu polskim bokserom, pięć razy w ciągu godziny usłyszałem w radiu Mazurek Dąbrowskiego.

Było to wydarzenie sportowo-patriotyczne i w głowie małego chłopca bokserzy stali się większymi bohaterami i patriotami niż bohaterowie Trylogii. Mogę powiedzieć, że patriotyzmu uczyli mnie polscy bokserzy. Jeden z tych bokserów żyje do dziś, jest moim serdecznym przyjacielem i nazywa się Leszek Drogosz.

d3lu532

Ale pana syn Rafał nie odziedziczył po panu tych zainteresowań?

Daniel Olbrychski: Może na przekór, bo robi wszystko to czego ja nie robiłem. Próbował latać na paralotni, jest muzykiem, gra w "Królu Learze", a ostatnio skomponował piękną bossanowę do słów Wojciecha Młynarskiego i nagrał to w duecie z Marylą Rodowicz... Nie wiem kiedy to się ukaże na rynku, bo szalenie trudno teraz wypromować polską muzykę. Wylansowane jakiejś nowej polskiej piosenki, których w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych było masę, jest w tej chwili sztuką karkołomną, bo wszędzie króluje muzyka anglosaska. Nie wiem kto to puści w radiu i kto teraz tym rynkiem rządzi.

Przez wiele lat był pan ikoną polskiego kina. Łatwo było znaleźć się na szczycie?

Daniel Olbrychski: Słowo ikona dobrze ktoś wymyślił, jest bardzo ładne i powoli muszę się do niego przyzwyczajać (śmiech). Dobrze jest być na szczycie, bo są tam piękne widoki, ale jest też tam bardzo zimno, można spaść w każdej chwili i mocno się potłuc. Ja nie spadłem, ale to niebezpieczeństwo zawsze grozi.

Liczył pan w ilu filmach pan zagrał?

Daniel Olbrychski: Robi to moja żona, która jest też moją menagerką. Ale sądzę, że razem z serialami telewizyjnymi i epizodami, bo one też są bardzo ważne, pewnie przekroczyłem 150 z czego co najmniej połowa w obcych językach. A epizody są ważne, bo to jak dać mata w trzech ruchach, bo na więcej nie ma czasu.

d3lu532

Lubi pan wracać we wspomnieniach do jakiejś produkcji?

Daniel Olbrychski: Lubię wracać pamięcią nie tyle do filmów, ile do ludzi, których poznałem w różnych zakątkach ziemi. Nie wszystkie filmy pamiętam, a co najmniej kilkunastu ze swoim udziałem w ogóle nie widziałem. Nie zawsze przypominam sobie kogo tam grałem i o co chodziło, natomiast doskonale pamiętam ludzi, miejsca i języki w jakich pracowałem. To zostaje w głowie. Jak się robi to, co się lubi, spotyka się wspaniałych i ciekawych ludzi, to znaczy, że pięknie przeżywamy nasze życie.

Które produkcje najbardziej utkwiły panu w pamięci?

Daniel Olbrychski: Jest ich dużo. Niektóre dostały Oskary i inne nagrody. Akurat ostatnio była w Polsce Andie MacDowell i przypomniało mi się, jak prawie dwadzieścia lat temu spotkaliśmy się na planie serialu "Sekret Sahary". Oboje byliśmy wtedy dużo młodsi i obok Michaela Yorka zagraliśmy tam główne role. Pamiętam doskonale ten czas, pustynię w Maroku i wytwórnię filmową Cinecita w Rzymie. To była miła przygoda. A propos Andy. Ona naszego filmu nie widziała, tak jak ja wielu swoich.

Zdumiewające jednak jest to, że organizatorzy Gali Telekamer nie przypomnieli polskiej widowni na ekranie, którejś ze scen Andy ze mną, obok fragmentów z Depardieu, czy Hugh Grantem. Akurat z dotychczasowych zagranicznych gości Telekamer tylko Depardieu grał z Pszoniakiem, a Andy ze mną. Film był kilkakrotnie pokazywany w polskiej telewizji. Gapiostwo czy kompleksy? Starczy, że mamy zakompleksionych premiera i prezydenta, i widzimy tego skutki.

d3lu532

A polskie produkcje - spotkanie z Wajdą i Hoffmanem?

Daniel Olbrychski: Mogę powiedzieć, że miałem dużo szczęścia, że ich spotkałem w swoim życiu. Filmy w ich reżyserii należą do moich najpiękniejszych wspomnień. Cieszę się, że telewizja często je przypomina.

Ostatnio znowu ma pan dobry czas w pracy...

Daniel Olbrychski: Przeważnie mam dobry czas, tylko nie zawsze w polskim kinie. W Polsce robi się mało filmów, a prasa z ogromnym lekceważeniem traktuje naszą kinematografię. Skoro sami nie traktujemy naszego kina poważnie, to czego wymagać od tych, którzy wykładają pieniądze na produkcję. Muszę powiedzieć, że w ostatnich dwudziestu pięciu latach… więcej zagrałem w zagranicznych filmach niż po polsku. Dlatego wykorzystuję okazję i gram w serialach czy w teatrze.

Ale nie wszyscy aktorzy chcą grać w serialach.

Daniel Olbrychski: Nie wiem, kto tak mówi, bo seriale to podstawowe miejsce pracy nie tylko polskich aktorów. Na to, żeby grać tylko w fabułach mogą sobie pozwolić aktorzy w krajach, gdzie kręci się dwieście filmów fabularnych rocznie, a nie dwadzieścia jak u nas. Wtedy gwiazdy, których w każdym kraju jest kilkanaście, mogą przebierać w ofertach, bo dla nich się pisze scenariusze. Ale poza Ameryką rzadko kto może sobie pozwolić na taki luksus i wszyscy wybitni aktorzy grają w serialach i telenowelach, łącznie z moim kolegą Depardieu i wybitnymi aktorami rosyjskimi. To podstawowe miejsce pracy dla aktorów i bardzo dobrze, bo wychodzi to naprzeciw zapotrzebowaniu widowni. Oglądalność seriali mierzy się w milionach, a nie w setkach tysięcy widzów.

d3lu532

Słyszałam, że uwielbia pan oglądać seriale i spędzać czas przed telewizorem?

Daniel Olbrychski: To prawda, jestem miłośnikiem seriali jeżeli tylko mam czas to siadam przed telewizorem. Zacząłem, tak jak cała Polska, od śledzenia losów rodziny Lubiczów i bardzo się ucieszyłem, że powstała taka telewizyjna rodzina Matysiaków. Potem seriali przybywało, a ja musze się przyznać, że bardzo lubię sitcomy. To bardzo trudny rodzaj sztuki, który przypomina mi pierwszy okresy kina niemego. Dobrze wyreżyserować taki sitcom, sfilmować go, a przede wszystkim zagrać, jest bardzo trudno. Ludzie, którzy zawodowo zajmuję się pisaniem o kinie nie mają pojęcia jak trudny jest to rodzaj sztuki i lekceważą go. Zrobienie "Niani", "13 posterunku" czy "Daleko od noszy" jest bardzo trudne, a aktorzy, którzy odnoszą w nich sukcesy są wirtuozami w swoim zawodzie.

Niedawno mówiła mi pan, że jedną trzecia miesiąca spędza pan na planie filmowym, a przez resztę czasu pan wypoczywa. Co pan robi przez ten czas?

Daniel Olbrychski: Uważnie oglądam telewizję, filmy i spektakle teatralne. Gdziekolwiek jestem zagranicą to zawsze coś oglądam i świetnie się orientuję co słychać w kulturze. Mam chyba na ten temat głębszy i bardziej zawodowy pogląd niż ludzie, którzy biorą pieniądze za pisanie o tym. Poza tym lubię życie i zwykłą codzienność. Lubię dużo spać i uprawiać sport. Kocham mojego pieska, koty i konia, na którym jeżdżę. Masę czytam. Niestety, martwi mnie to, że zostało mi już mniej życia niż więcej. Choćbym nie wiem jak chciał przeżyć 12o lat, boję się, że do tego nie dojdzie (śmiech).

To jest najbardziej smutne, ale ten smutek jest udziałem wszystkich ludzi, bo wszystkim życie biegnie za szybko. Aż mi się wierzyć nie chce, że mam już za sobą 45 lat pracy zawodowej i następnych 45 lat na pewno już nie będzie. A tak chciałoby się czas i życie rozciągnąć jak najdłużej. Gdyby ktoś kazał mi nauczyć się fruwać do roli to zapytałbym tylko reżysera ile mam na to czasu i umiałbym się tego nauczyć (śmiech). Ale rozciągnąć swego życia do takich rozmiarów, jakbym chciał, nie uda się.

Żeby nie kończyć tak pesymistycznie tej rozmowy, zobaczymy pana w jakiejś nowej roli?

Daniel Olbrychski: Ostatnio gram w kilku serialach, a jeśli chodzi o fabułę, to ktoś musiałby napisać coś specjalnie dla mnie, bo jeśli chodzi o klasykę, to zagraliśmy już prawie wszystko - ostatnio był to "Pan Tadeusz" i "Zemsta" u Wajdy" oraz "Stara baśń" Hoffmana. Ale trudno tego żądać od kinematografii, która kręci dwadzieścia filmów rocznie, aby ktoś pisał specjalny scenariusz dla aktora po sześćdziesiątce. Na ten luksów może sobie pozwolić tylko Clint Eastwood, który jest też producentem. Raz do roku ktoś pisze dla niego rolę, a on to produkuje i gra w tym filmie.

Dzięki temu jesteśmy świadkami jak bohater Ameryki pięknie się starzeje. My dobrych scenarzystów mamy bardzo dużo, ale chodzi o to, aby przełożyło się to jeszcze na zdolności produkcyjne. Na razie bardzo cieszy mnie rola w "Dwóch stronach medalu" i regularne granie Leara w Teatrze Na Woli. To prawdziwa radość jak entuzjastycznie, na stojąco, publiczność dziękuje za Szekspira w reżyserii Rosjanina Konczałowskiego.

Dziękuję za rozmowę.

d3lu532
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3lu532