Dantejskie sceny na premierze "Kleru". Gdynia dawno nie widziała takich tłumów
Chmara widzów, pierońskie kolejki i gorące owacje. Wszyscy wiedzieliśmy, że "Kler" wzbudzi w Gdyni zainteresowanie. Ale chyba nikt nie przypuszczał, że aż takie. Marsz filmu Smarzowskiego właśnie się rozpoczął. I nic go nie zatrzyma.
O "Klerze" każdy miał od miesięcy wyrobione zdanie. Zarówno członkowie fejsowego wydarzenia "Masowe oglądanie filmu Kler w celu jego popularyzacji", jak i sympatycy radia z Torunia. A dodajmy, że "Kler" przed oficjalną premierą widziała garstka wybrańców.
Nic więc dziwnego, że kiedy w poniedziałek rano odpaliłem system rezerwacji, strona padła. Kilkaset klików i siwych włosów później w końcu się udało. W ostatniej chwili. Miejsca na "Kler", który wyświetlany był jednocześnie w dwóch salach gdyńskiego Multikina, poszły na pniu.
Wtorek, 18:30. W hallu budynku przy Waszyngtona apokalipsa trwa w najlepsze. Takiego ścisku Gdynia nie widziała od bardzo dawna. I takich kolejek. Chyba, że mówimy o tratujących się tłumach podczas promocji w niemieckim dyskoncie.
Od informacji odbijają się kolejni zawiedzeni. Przyszli z nadzieją, że a nuż. Ktoś dopytuje, czy nikt nie chce odsprzedać biletu. Nic z tego. Bo kto chciałby przegapić nowego "Smarzola"?
Chaos przybiera na sile, ludzie zaczynają się gotować. Trzy razy upewniam się, czy stoję w dobrym miejscu. Zagaduję sąsiadkę, do której mimowolnie się przytulam. Małgorzata celowo nie widziała zwiastuna. Zawsze tak robi, bo nie chce psuć sobie seansu.
- Staram się samemu wyrobić opinię. Liczę, że potwierdzą się plotki. Że "Kler" to mocne, godne uwagi kino. Oczekiwania są duże.
Zza pleców donośny, męski głos.
- Niech pan napisze, że to skandal z tymi kolejkami. Czuję się jak za komuny!
Kiedy w końcu wchodzę na salę, wolne miejsca są już tylko z przodu. Ktoś rzuca, że z widokiem na ołtarz. Niektórzy siadają na schodach i podłodze. Czuć ekscytację, słychać śmiechy. Ale dobre nastroje szybko ulatują.
Na pewno widzieliście zwiastun "Kleru". Zapowiadał komedię w rytm przaśnych dęciaków i kawałka Kultu. Nic z tego.
Choć Smarzowski zwyczajowo nie ucieka od mocnego humoru i dosłowności, "Kler" z komedią nie ma nic wspólnego. To cholernie przygnębiający film. A jeśli jesteście rodzicami, pewnie nieraz odwrócicie głowy. Podzielam też zdanie Artura Zaborskiego, że festiwalowy hit nie jest ani antykościelny, ani antyreligijny. Jak niektórzy z góry zakładali (więcej tutaj). A co sądzą inni?
Wychodzę z sali podczas braw. Mijam panią w średnim wieku, która w rozmowie z koleżanką kilka razy powtarza głośno "Samo zło!".
- Nie jestem żarliwą katoliczką. Nie biegam w każdą niedzielę do kościoła, a samą instytucję stawiam pod znakiem zapytania. Natomiast film odbieram bardzo negatywnie. Wszystko jest tu do granic przejaskrawione – tłumaczy mi Barbara.
Jej zdaniem "Kler" jest do tego stopnia przerysowany, że ośmiesza poważną tematykę. Ma też wątpliwości co do udziału dzieci, które pojawiają się w przejmujących scenach.
- Oczywiście o aktorach złego słowa nie powiem. Byli świetni. Ale scenariuszowi mówię nie.
Jej zdanie podziela przysłuchujący się naszej rozmowie Patryk. Choć jednocześnie uspokaja, że na planie filmowym dzieci są pod szczególną opieką i krzywda im się nie dzieje. Barbara nie jest przekonana, posłałaby je do psychologa.
Zaczepiam jeszcze czwórkę nastolatków. Właśnie wyszli z sali. Czy "Kler" jest antykościelny? Ich zdaniem absolutnie nie.
- To film o ludziach, którzy zbłądzili. Zresztą bohaterowie nie są czarno-biali. Smarzowski świetnie to uchwycił – mówi Kinga, a reszta kiwa głową.
Wracając, wchodzę jeszcze na social media. Na Instagramie posucha, ktoś wrzucił tylko zdjęcia tej pierońskiej kolejki. Nieco lepiej na Facebooku. U Raczka dyskusja pod świeżutką recenzją, komentatorzy przebierają nogami. No i Twitter, na który zawsze można liczyć.
Ktoś pisze, że obejrzał "Kler", chwyta za widły i biegnie pod najbliższy kościół. Obstawiam, że żartuje. Ale dam głowę, że podobne komentarze - już na poważnie - na pewno się pojawią. Po obu stronach barykady.