- Pani Danuto, tej wiosny pojawi się Pani w nowym serialu „Instynkt” w reżyserii Patryka Vegi, w którym gra Pani komisarz Annę Oster. Jaka jest Pani bohaterka?
Anna jest dość nieszablonową policjantką - psychologiem o niezwykle rozwiniętej intuicji. To silna osobowość, a przy tym wrażliwa, delikatna kobieta.
- Jak zareagowała Pani na propozycję roli, która różni się znacznie od jej dotychczasowych dokonań?
Entuzjastycznie. Patryk zadzwonił do mnie i kiedy tylko wspomniał, że zamierza robić serial kryminalny już wiedziałam, że chcę wziąć w tym udział. Ale najciekawsze było dopiero przede mną. Opisał mi pokrótce losy postaci, którą miałabym zagrać - nie dość, że to kobieta, jest komisarzem, ściga przestępców i rozwiązuje zagadki w nie zawsze zrozumiały dla jej partnerów sposób, to sama jest jedną wielką tajemnicą. Scenariusze były jeszcze niegotowe, więc poznawałam i poznaję ją etapami. Podoba mi się połączenie policyjnej logiki z psychologicznym podejściem Anny.
- Czy prywatnie zdaje się Pani na intuicję, czy bardziej polega na wiedzy i doświadczeniu?
Nie odrzucam wiedzy i doświadczenia, ale „pierwsze skrzypce” w podejmowaniu decyzji zostawiam mojej intuicji. Ona zna mnie najlepiej i najlepiej wie, co jest dla mnie dobre.
- Nie żałuje Pani nigdy decyzji podjętych wyłącznie za pomocą intuicji?
Ilekroć idę za jej głosem, bilans jest dodatni. Nawet jeśli sytuacja, w którą się angażuję, obiektywnie wygląda na przegraną, ja wierzę, że tak właśnie musiało się stać. W danej chwili nie zawsze wiem dlaczego, ale prędzej czy później odpowiedź się pojawia. W związku z tym, nawet jeśli sprawy nie idą według życzenia, w głębi mojego Człowieka zachowuję spokój, że wszystko dzieje się według planu - Wyższego Planu.
- Czym jest dla Pani gra w serialu kryminalnym?
Spełnieniem moich „chłopięcych” marzeń.
- Skąd wzięły się u Pani takie marzenia?
Z dzieciństwa. Miałam starszego brata, jeśli się razem bawiliśmy, to raczej w wojnę niż lalkami. Byłam jego giermkiem, jego chłopcem na posyłki, nawet kiedy bawiliśmy się w mszę - jego ministrantem. Często urządzaliśmy podwórkowe wojny na kapiszony. Po odpuście, kiedy uzupełnił swój arsenał, biegał za mną z korkowcem. Byłam najlepszym celem, ponieważ bałam się huku. Trenował na mnie walkę na szable, które znajdował gdzieś na polu i sam restaurował. Chłopak, który we mnie siedzi, czasem daje o sobie znać. Kiedy usłyszał, że dostanę swój pistolet, a może nawet i postrzelam, oszalał z radości (śmiech).
- Nigdy nie marzyła Pani o byciu księżniczką?
„Księżniczkowe” marzenia - piękne suknie, krynoliny, wachlarze, biżuteria, fryzury i peruki rodem z osiemnastowiecznego malarstwa - wielokrotnie już się spełniały, ale to chłopięce, do takiego stopnia, po raz pierwszy.
- Zagrała Pani też w filmie „Uwikłanie”, który niedługo wejdzie na ekrany kin. Pani filmowy mąż poddał się w nim budzącym kontrowersje ustawieniom Hellingera. Czy prywatnie, mając taką okazję, spróbowałaby Pani tego rodzaju psychoterapii?
Podczas pracy nad spektaklem Mai Kleczewskiej „Marat/Sade” trochę zgłębiałam ten temat. Pewnie byłabym pełna lęku przed poddaniem się takiemu seansowi, ale myślę, że spróbowałabym. Psychika ludzka to jest dopiero kosmos! To mój konik. Szczęśliwie mój zawód daje mi szansę obwąchiwania tego terytorium.
- Co w Pani pracy jest najbardziej ekscytujące?
Budowanie roli ma w sobie coś z psychoanalizy. Muszę z danych mi w tekście sytuacji, reakcji i zdań, które wypowiada postać, odczytać człowieka - jego intencje, problemy, kompleksy. Tworzę go dla siebie, na sobie - ja jestem poligonem doświadczalnym. Zanurzam się w jego psychice, sprawdzam i przepuszczam przez siebie wielorakie jego emocje. Moja praca daje mi szansę poznawania siebie w kontekście granych przeze mnie postaci.
- W młodości grała Pani role dramatyczne, później komediowe. W jakich kreacjach czuje się Pani najlepiej?
Przeciwnie, na początku mojej drogi aktorskiej, w ciągu prawie siedmiu sezonów w teatrze w Szczecinie i Poznaniu, grywałam w farsach i komediach. Dopiero, kiedy pojawiłam się w Warszawie, zostałam dyżurną od - cytując Dostojewskiego- „skrzywdzonych i poniżonych”, ponieważ gram głównie role dramatyczne. Na szczęście w pewnym momencie pojawiła się komedia romantyczna „Nigdy w życiu”, która pozwoliła mi odświeżyć ten zapomniany kolor mojego emploi.
- W serialu „1920. Wojna i miłość” opowiadającym o wojnie polsko-bolszewickiej, gra Pani natomiast żonę hrabiego. Czy ma Pani w sobie coś z arystokratki?
Nie sądzę, spośród moich przodków, których ogarniam pamięcią, żaden na to nie wskazuje.
- Wierzy Pani, że w żyłach niektórych rodów płynie błękitna krew?
Istnieje taka umowa międzyludzka, ale nie wierzę w to. Umowny „pan” niejednokrotnie okazywał się chamem, a „cham” prezentował niespotykaną klasę. Moim zdaniem o rzeczywistej wartości człowieka, o zawartości Człowieka w człowieku, nie decyduje ani umowa na błękitną krew, ani na jakiekolwiek inne „wypasione” etykietki.
- Dziękuję bardzo za rozmowę.
Agnieszka Tomczak /AKPA
** [
10 WSTYDLIWYCH PRZYJEMNOŚCI, KTÓRE KOCHAMY ]( http://film.wp.pl/10-wstydliwych-przyjemnosci-6025278032835713g )**
** [
TAK WYGLĄDA RODZEŃSTWO WIELKICH GWIAZD ]( http://film.wp.pl/supergwiazdy-i-ich-rodzenstwo-6025277585678977g ) * * [
ONE BYŁY NAJSEKSOWNIEJSZE W LATACH 80. I 90. ]( http://film.wp.pl/kobiety-w-ktorych-sie-kochalismy-w-latach-80-i-90-6025277507613825g ) * *[
BOŻENKA Z "KLANU" JAKIEJ NIE ZNACIE! FOTO ]( http://aleseriale.pl/gid,6703,fototemat.html )**