Chromofobia oznacza strach przed kolorami. Jednak film Marthy Fiennes nie jest dramatem medycznym, tylko wielowątkowym kinem obyczajowym rozgrywającym się we współczesnej Anglii.
Mamy tu więc bogate małżeństwo pogrążające się w emocjonalnej pustce. On, Marcus (Damian Lewis znany z serialu „Kompania braci“), pochodzi z prawniczej rodziny i sam odnosi sukcesy jako prawnik. Jego żona, Iona (Kristin Scott Thomas), to seksualnie sfrustrowana pani domu i shopoholiczka, która nie może porozumieć się z nastoletnim synem.
Ojcem chrzestnym chłopaka jest homoseksualista i kolekcjoner sztuki (Ralph Fiennes), którego słabość do przystojnych nastolatków będzie miała przykre dla niego konsekwencje. Równolegle rozgrywa się wątek umierającej na raka, samotnej matki (Penelope Cruz) i próbującego jej pomóc pracownika socjalnego (Rhys Ifans).
Wszystkie te historie rozgrywają się równolegle, co pewien czas krzyżując się lub na siebie wzajemnie wpływając. Oczywiście taka dramaturgiczna konstrukcja to dla reżysera ogromne wyzwanie. Mistrzem podobnych wielowątkowych opowieści był nieżyjący już Robert Altman. Potrafił... tak rozstawić akcenty i budować dramaturgię, by zachować równowagę pomiędzy poszczególnymi historiami. Tej harmonii zabrakło jednak w „Chromofobii“, którą jako reżyser podpisała Martha Fiennes, siostra Ralpha i Josepha Fiennesów.
„Chromofobia“ jest dramaturgicznie nierówna. Część wątków (m. in. historia umierającej samotnej matki) została zainscenizowana na poziomie mydlanej opery. Część (historia konesera sztuki i wątek Marcusa) pozostaje w cieniu pozostałych.
Najpełniejszy i najciekawszy wydaje się wątek snobującej się Iony, dla której drogie przedmioty stały się ważniejsze od ludzi, nawet od tych najbliższych – męża i syna. Za to aktorsko film jest znakomity od początku do końca. Świetna obsada bez trudu poradziła sobie z najbardziej nawet mydlanymi fragmentami scenariusza.