''Dzieje grzechu'': Największy skandal w polskim kinie
02.09.2013 | aktual.: 22.03.2017 17:10
Jeśli wierzyć statystykom, „Dzieje grzechu” w samej Polsce obejrzało niemal osiem milionów widzów. Imponujący wynik lokuje adaptację prozy Stefana Żeromskiego w czołówce najlepiej radzących sobie filmów w historii nadwiślańskiego box office’u. Jednak frekwencyjny rekord to nie jedyny czynnik, który rozsławił dzieło Waleriana Borowczyka.
Jeśli wierzyć statystykom, „Dzieje grzechu” w samej Polsce obejrzało niemal osiem milionów widzów. Imponujący wynik lokuje adaptację prozy Stefana Żeromskiego w czołówce najlepiej radzących sobie filmów w historii nadwiślańskiego box office’u. Jednak frekwencyjny rekord to nie jedyny czynnik, który rozsławił dzieło Waleriana Borowczyka.
Śmiała i jednocześnie niezwykle wierna adaptacja prozy Stefana Żeromskiego wywołała jeden z największych skandali obyczajowych w historii polskiej kultury.
Wszystko za sprawą szalenie odważnych, jak na tamte czasy, scen erotycznych z udziałem Jerzego Zelnika, Olgierda Łukaszewicza i Grażyny Długołęckiej oraz jej poważnych oskarżeń miotanych pod adresem reżysera 25 lat po premierze filmu.
Ocieka seksem i deprewacją
Reżyserem trzeciej, uznawanej za najlepszą, ekranizacji prozy Stefana Żeromskiego jest enfant terrible polskiego kina, Walerian Borowczyk.
Zmarły sześć lat temu twórca był uznanym plastykiem, pisarzem i scenarzystą, ale przede wszystkim autorem nagradzanych na całym świecie awangardowych animacji, które pod koniec lat 60. porzucił na rzecz filmów fabularnych.
Znakiem rozpoznawczym Borowczyka stała się erotyka, główny element sygnowanych przez niego w kolejnych latach produkcji. Dlatego nie dziwi fakt, że reżyser sięgnął po mało znaną powieść „sumienia polskiej literatury”, ociekającej, w oczach współczesnych Żeromskiemu, seksem i deprawacją.
Uwielbiał szokować
Wydane w 1911 r. „Dzieje grzechu”, ujmująco nazywane niekiedy „romansem kolejowym”, podobnie jak kilkadziesiąt lat późniejszy film, wywołały obyczajową burzę.
Historia Ewy Pobratyńskiej, która w wyniku nieprzytomnej miłości do żonatego Łukasza Niepołomskiego stacza się na samo dno, zarówno w ujęciu Żeromskiego jak i Borowczyka, rozpętała dyskusję o granicach artystycznych środków wyrazu.
- Erotyka nie zabija, nie unicestwia, nie nakłania do zła […]. Wręcz przeciwnie: łagodzi obyczaje, daje spełnienie, sprawia bezinteresowną przyjemność– tłumaczył swoją postawę reżyser, uważający się za spadkobiercę libertynizmu.
Wysoko ceniony za granicą Borowczyk zapisał się przede wszystkim skłonnością do łamania tabu i przekraczania kolejnych granic dobrego smaku – przykładem tego jest legendarna scena seksu w „Bestii” (1975), w której sfilmowano monstrualnego członka tytułowego potwora w fazie gigantycznej ejakulacji.
Rozczulająco pruderyjny
Niestety, oglądając dzisiaj „Dzieje grzechu” trudno doszukać się w zasadzie jakichkolwiek skandalizujących treści.
Rozczulająco pruderyjna scena łóżkowa z udziałem Łukaszewicza i Długołęckiej, która wówczas spowodowała palpitację u naczelnych krytyków, wywoła na twarzy raczej uśmiech niż wypieki.
Jest to oczywiście swoistym znakiem czasów, jednak sięgając po legendarny obraz „naczelnego świntucha polskiego kina”, można spodziewać się czegoś więcej.
Nie robi już wrażenia
„Dzieje grzechu”* odarte ze skandalizującej otoczki wypadają dość blado, współczesnemu widzowi *nie mając w zasadzie nic do zaoferowania.
Fragmentaryczna fabuła, składająca się z luźno powiązanych ze sobą epizodów, w zamyśle twórcy mająca oddać ducha powieści, uśpi nawet najbardziej zaprawionego w bojach widza.
Mało przekonująco wypadają także odtwórcy głównych ról, a w szczególności Grażyna Długołęcka, której obecność na planie w zasadzie sprowadza się do świecenia gołym biustem.
Uwagę zwraca za to strona wizualna. Borowczyk, znany ze swoich estetycznych obsesji,* położył ogromny nacisk na scenografię,* oddając tym samym realia przełomu wieków w najmniejszych detalach.
''Przestraszona, opluta, zniszczona''
W 1999 roku Tygodnik Powszechny opublikował wywiad Jadwigi Polanowskiej z Długołęcką, która w dramatycznych słowach opisuje zdjęcia do filmu, jako najbardziej traumatyczny okres w życiu.
- Chciał widzieć, jak rozkładam nogi. Zaczynając film byłam czystą, młodą dziewczyną z tysiącami kompleksów, kończąc byłam wystraszonym strzępem. Schudłam 14 kilogramów... Przeżywałam osobisty psychiczny dramat. Wychowana przez siostry urszulanki miałam mentalność zakonnicy i żyłam ze ściśniętymi nogami. Rozkładanie ich na planie w obecności reżysera niszczyło wszystko, co było we mnie czyste - relacjonuje aktorka, która nie dopuszcza myśli, że zachowanie Borowczyka mogło być reżyserską taktyką.
- […] niszczył mnie prywatnie. Uważał, że skoro gram rolę takiej kobiety, powinnam to robić również poza planem. Przekonywał, że muszę mu ulec. Szalał, że nie może mnie złamać. Stało się jasne, że ma manie seksualne...[…] Byłam przestraszona, opluta, zniszczona... […] Mówię o tym publicznie po raz pierwszy w życiu - żali się aktorka.
Rozhisteryzowana nimfomanka
Wspomniany wywiad wywołał lawinę komentarzy. Borowczyk nie pozostał aktorce dłużny. W 2002 roku ukazała się jego książka zatytułowana „Moje polskie lata”, będąca w zasadzie gigantyczną polemiką z oskarżeniami Długołęckiej, określająca ją jako rozhisteryzowaną nimfomankę.
- Bezradna wobec swego niemoralnie intensywnego popędu płciowego... Nerwica psychiczna Długołęckiej wynika z niespełnionych w życiu czynów, których domagał się jej popęd płciowy– tak Borowczyk kwitował zachowanie aktorki. W innym fragmencie reżyser przywołał pewne zdarzenie:
Borowczyk zachowanie aktorki skwitował dosadnym: anormalne.
Epatowanie seksem i kiczem
„Dzieje grzechu”* spotkały się z dość ostrą reakcją polskich krytyków. Borowczykowi zarzucono *epatowanie seksem i kiczem oraz promowanie pornografii.
Z zupełnie odwrotnym przyjęciem film spotkał się za granicą. We francuskim prestiżowym katalogu Laffonta „Dzieje grzechu” dostały wysoką notę trzech gwiazdek.
Sam film został sprzedany do 200 stacji telewizyjnych, m.in. tajwańskiej. (gk/mf)