Dziennik z podróży po Londynie: Śladami Jamesa Bonda
17.02.2009 | aktual.: 22.03.2017 12:17
W związku z polską premierą filmu "007 Quantum of Solace" kinowy dystrybutor filmu, UIP, oraz Wirtualna Polska ogłosili konkurs, w którym wygrać można było niesamowitą wycieczkę do Londynu - śladami Jamesa Bonda!
Dzień pierwszy
Samolot przebił się przez chmury, żeby z pięknej, niebiańskiej scenerii przenieść nas do ponurej, wietrznej i przede wszystkim deszczowej londyńskiej rzeczywistości.
James Bond wziąłby parasol. Kiepscy z nas super agenci…
Dzień pierwszy
Kierowca w drodze do hotelu wypytuje się czy w Warszawie też pada. Nawet nie chce wiedzieć jak nam minęła podróż. To prawda co mówią o Anglikach – o pogodzie mogliby mówić godzinami. Bogatsi o bezcenną wiedzę meteorologiczną w końcu docieramy na miejsce.
Grosvenor House, A JW Marriott Hotel – jeden z najstarszych i najbardziej luksusowych w mieście. Pięć gwiazdek na miarę samego Bonda. Jednak nie jesteśmy tu by spędzić weekend w czterech ścianach.
Pierwszy na liście jest Harrods. Nie jedziemy tam jednak sami – są też ‘agenci’ z Nowej Zelandii, Kanady, Singapuru, Włoch, Chin, Norwegii, Hong Kongu i Wielkiej Brytanii. W końcu historia Bonda już dawno obiegła cały świat.
Dzień pierwszy
Dla wielu odwiedzających Harrodsa zawsze będzie to tylko wielki dom towarowy. A raczej wielki, luksusowy i znany na cały świat dom towarowy. Wszystko dlatego, bo nie każdy odwiedza archiwum sklepu, nie każdy poznaje jego interesującą historię, nie wchodzi na sam dach i z lądowiska dla helikopterów nie ogląda panoramy Londynu.
W końcu nie wszyscy wchodzą też do biura architektów i nie wszyscy mogą zobaczyć makietę filii Harrodsa, która ma powstać w Las Vegas. My mamy to szczęście i nie po raz ostatni podczas tych czterech dni dowiadujemy się, że mamy licencję na zwiedzanie.
Dzień pierwszy
Bardzo niechętnie, zwłaszcza jeśli chodzi o żeńską część naszej komórki wywiadowczej, w końcu opuszczamy londyński dom towarowy.
Jest już późno, a przecież nie możemy zostać prawdziwymi agentami jeśli nie opanujemy najważniejszego sekretu szpiegowskiego fachu – przyrządzania Martini. W tym celu udajemy się do baru w Chinatown, gdzie każdy z nas ma okazję opanować tą na szczęście niezbyt trudną umiejętność pod okiem doświadczonego barmana, który przybył do Londynu specjalnie z Australii.
Wznosimy toast, każdy samodzielnie przyrządzonym drinkiem i wracamy do hotelu. Dzień był długi, ale czuję, że to wielkie łóżko w moim luksusowym pokoju z pewnością mi to wynagrodzi.
Dzień drugi
Szpiegowi nie jest dane się wyspać. Zwłaszcza szpiegowi, który chce zjeść śniadanie przed wczesnym wyjazdem.
Dzisiaj będziemy pływać po Tamizie. Chociaż słowo „pływać” nie oddaje w pełni prędkości z jaką tniemy wody rzeki na naszej motorówce. Wiatr jest naprawdę zimny, James Bond wziąłby rękawiczki…
Trzymam się mocno poręczy siedzenia, kiedy łódź dokonuje gwałtownych skrętów przy maksymalnej prędkości. Umiem pływać, ale nie jestem zbytnim fanem hipotermii… Londyn tylko śmiga nam przed oczami: Westminster, Big Ben, London Eye, Tower Bridge, siedziba MI6, Tower of London...
Dzień drugi
Po południu ciąg dalszy przygód z wodą i łodziami. Jedziemy infiltrować stocznię producenta najbardziej luksusowych jachtów świata, Sunseekera. To właśnie na tych łodziach James Bond pływał niedawno na ekranach kin.
Wchodzimy na pokład zacumowanego jachtu. Trzy sypialnie, kuchnia, łazienka… Czy to na pewno jest tylko łódź?
Dzień drugi
Pracownik stoczni poddany łagodnej perswazji (tak przynajmniej agenci z Włoch nazywali swoje metody uzyskiwania informacji) zdradza nam cenę. 3,2 miliona funtów. Jestem wstrząśnięty, ale nie zmieszany.
I to w dodatku nie jest najdroższa łódź, rekordowe ceny sięgają kwot przeszło 3 razy większych. Niestety, przy mojej szpiegowskiej pensji stać mnie tylko na zrobienie zdjęcia…
Dzień drugi
Przenosimy się do suchego doku, gdzie jachty są dopiero budowane. Agentki patrzą pobłażliwie jak ich drugie połówki z błyskiem w oczach oglądają silniki statków ze wszystkich stron i dokładnie badają każdą śrubkę. Zupełnie jakby zapomniały z jakim entuzjazmem oglądały wczoraj każdą błyskotkę w dziale jubilerskim Harrodsa.
Niestety, nadchodzi czas by znów wracać do hotelu.
Dzień trzeci
Po dniu pełnym wrażeń w stylu samego Jamesa Bonda przygotowano nam dzień pełen luksusowego i wystawnego życia, jakim by sam agent 007 nie pogardził.
Z samego rana udajemy się do położonego godzinę jazdy od Londynu Stoke Park, gdzie znajduje się prywatny klub, pola golfowe, luksusowy hotel oraz nie mniej eleganckie Spa. To właśnie tutaj kręcono film „Goldfinger” oraz „Tomorrow Never Dies”. Także w tych hotelowych pokojach i na terenach parku odgrywały się sceny “Dziennika Bridget Jones”. W ten właśnie sposób usatysfakcjonowano zarówno romantyczne dusze naszych agentek jak i oczekiwania rządnych przygód agentów.
Natomiast po południu jemy lunch, który bezapelacyjnie i bez wyjątku zaspokaja wszystkie nawet najbardziej wybredne szpiegowskie podniebienia. Niestety szef kuchni nie chce zdradzić przepisu na swój niezwykły sos, który podał do szparagów z grzybami nawet po zastosowaniu łagodnych metod perswazji Włochów…
Dzień trzeci
Wieczorem czeka na nas jeszcze jedna atrakcja. Po powrocie do Londynu udajemy się na London Eye: do niedawna największy diabelski młyn na świecie.
Nasza kabina powoli wjeżdża na sam szczyt, skąd rozpościera się niezapomniany widok na skąpany w jasności ulicznych latarni i podświetlonych zabytków Londyn. Oczywiście pada, ale nam już to nie przeszkadza.
Dzień trzeci
Dzisiaj odbywa się w stolicy Anglii rozdanie nagród filmowych Orange British Academy Film Awards. A w naszym hotelu ma miejsce after-party dla gwiazd. Doskonała okazja dla nas, tajnych agentów, do szpiegowania celebrytów.
Późnym wieczorem wymieniamy się wrażeniami. Agentki z Norwegii podobno widziały Daniela Craiga…
Dzień czwarty
Dziś od samego rana nie opuszcza nas przygnębiające poczucie, że to już prawie koniec przygody. Ale póki jeszcze jesteśmy w Londynie musimy korzystać z naszej licencji na zwiedzanie. Dzisiaj jedziemy do Imperial War Museum obejrzeć nie otwartą jeszcze dla odwiedzających wystawę poświęconą Ianowi Flemingowi, autorowi powieści o Jamesie Bondzie.
Kim był pisarz, na kim się wzorował tworząc postać agenta 007, skąd brał pomysły siedząc przy biurku w swojej willi na Jamajce? O tym właśnie mówi wystawa „Tylko dla twoich oczu”. Niestety ja jako przykładny agent muszę dochować tajemnicy.
Dzień czwarty
Nie minęło jeszcze południe, gdy nadeszła smutna pora pożegnania. Pełni niezapomnianych wspomnień, niezwykłych wrażeń, ruszamy w drogę powrotną do naszych krajów.
Wymieniamy się jeszcze adresami mailowymi (musimy przecież pozostać w kontakcie, na wypadek nowej, nieprzewidzianej akcji wywiadowczej) i każdy z nas rusza w swoją stronę. A w Londynie ciągle pada deszcz.
Marcin Woiński