Film o "łowcach skór" może nie trafić do polskich kin
Czy Witold Skrzydlewski, łódzki potentat pogrzebowy i radny, nie dopuści do wyświetlania w Polsce szwedzkiego filmu "Necrobusiness"? Dokument o łódzkiej aferze "łowców skór", czyli procederze kupowania zwłok i uśmiercania pacjentów, powstał na zamówienie BBC. Bije rekordy frekwencji w szwedzkich kinach. Wkrótce trafi na ekrany innych krajów europejskich. Skrzydlewski jest głównym bohaterem obrazu, bynajmniej nie kryształowym.
"- Tego filmu w Polsce nie ma i nie będzie. Nikt go nie kupi" - podkreśla łódzki radny. Dlaczego polscy widzowie nie będą mogli zobaczyć obrazu?
Pan Witold Skrzydlewski zgodził się wystąpić w filmie pod warunkiem, że to od niego będzie zależało, czy film zobaczą Polacy - powiedział nam Fredrik von Krusenstiern, który razem z mieszkającym od lat w Szwecji Polakiem Zbigniewem Solarzem, wyreżyserował "Necrobusiness".
Von Krusenstiern zaprzeczył jednocześnie, by łódzki przedsiębiorca wykupił prawa do dystrybucji 95-minutowego filmu w naszym kraju.
Co innego twierdzi przedstawiciel jednej z warszawskich firm dystrybucyjnych: Szwedzki reżyser w sprawie kupna praw autorskich i dystrybucji odesłał mnie do Witolda Skrzydlewskiego.
Skoro film jest zablokowany, to głową muru nie przebijemy - dodaje przedstawiciel znanego polskiego dystrybutora (zastrzega nazwę firmy)
. Szkoda, że polski widz nie będzie mógł zobaczyć obrazu.
Sam Skrzydlewski zaklina się, że filmu jeszcze nie widział, ale jest niezadowolony z jego wymowy. Nic dziwnego: film o "łowcach skór" reklamowany jest w Szwecji rysunkami z twarzą przedsiębiorcy i podpisem "Herr Skrzydlewski".
Na polskojęzycznej stronie internetowej dla szwedzkiej Polonii, znalazło się zdjęcie przedsiębiorcy na tle firmowego samochodu i streszczenie zaczynające się słowami: "Największy zakład pogrzebowy w Łodzi wpada na genialny sposób przejęcia zasiłku pogrzebowego...".
Na dostępnym w Internecie zwiastunie filmu Witold Skrzydlewski dowcipkuje, że pogotowiu należy zaproponować pieniądze za ratowanie serca, bo w przeciwnym razie z tym ratowaniem to jest tak różnie. Tuż po ceremonii pogrzebowej widzimy Witolda Skrzydlewskiego z grubym plikiem banknotów, a potem tańczącego z pluszowym misiem.
Dałem się zrobić Szwedom w konia - przyznaje łódzki radny. Odmawia jednak pokazania umowy z filmowcami. Podkreśla, że w procesie "łowców skór" nie otrzymał zarzutu, zeznawał tylko jako świadek i pomagał w rozgromieniu nekrogangu.
Film miał być o tym, jak się firma rozwija. Źle podpisałem z nimi umowę. Interesowała mnie kasa. Wynająłem się do filmu za 200 tys. euro. Nie wiedziałem, że ktoś mi zrobi taki kawał. Za żadne pieniądze ani za darmo nie zgodziłbym się na zagranie w filmie o "łowcach skór". Czy ja wyglądam na szaleńca? - pyta retorycznie łódzki radny.
Adwokat Rafał Kasprzyk nie wierzy, że Witold Skrzydlewski nie wiedział, jaki film będzie miał charakter. To absurd, aby ktoś chciał płacić tak ogromną kwotę, aby robić laurkę łódzkiej firmie. Pan Skrzydlewski nie jest aktorem - mówi mecenas Kasprzyk.
- Dobra osobiste są co prawda niezbywalne, ale z drugiej strony, 200 tys. euro stanowi prawdopodobnie kwotę zadośćuczynienia za swobodne wykorzystanie wizerunku. Pan Skrzydlewski zgodził się zostać gangsterem, gwarantując sobie decyzję odnośnie do rozpowszechniania filmu w Polsce. Myślę, że taka umowa obroniłaby się w polskim sądzie - dodaje łódzki adwokat.