Gdzie jest relikwia Drzewa Krzyża Świętego? Lubelscy dominikanie nadal wierzą w odzyskanie skarbu
Opieszałość policji, nieprzezorność zakonników, sprawne działanie złodziei – wszystko to złożyło się na najgłośniejszą kradzież relikwii we współczesnej Polsce. Po 25 latach sprawa uległa przedawnieniu, ale próby ustalenia sprawców nie ustały.
W poniedziałek wielkanocny w TVP1 odbędzie się premiera telewizyjna filmu dokumentalnego "Świętokradztwo". Grzegorz Linkowski, reżyser i scenarzysta, podjął w nim temat głośnej kradzieży z lutego 1991 r. To właśnie wtedy, w nocy z sobotę na niedzielę, z kościoła oo. Dominikanów przy ulicy Złotej w Lublinie, zniknęła relikwia Drzewa Krzyża Świętego.
Był to jeden z największych na świecie fragmentów krzyża, na którym według tradycji umarł Chrystus. Drewniana relikwia miała kształt krzyża greckiego o wymiarach 30 na 30 cm. Pęknięte w poprzek fragmenty zabezpieczał złoty drut. Cenny, nie tylko ze względów religijnych skarb znajdował się pod opieką lubelskich dominikanów przez sześć wieków. Tym bardziej zastanawia fakt, że zakonnicy nie dołożyli wszelkich starań, by nie dopuścić do kradzieży. O ich zaniedbaniu w 1991 r. rozpisywał się nawet "Washington Post", cytując przebieg zdarzeń ustalony przez mieszkańców klasztoru i śledczych.
Pewnym jest, że do kradzieży doszło w nocy z 9 na 10 lutego. W niedzielę rano brat Iwo był zaskoczony widokiem otwartej bramy do bazyliki. Mówi się, że złodziej miał kopię kluczy, a metalową bramę, za którą znajdował się skarb w relikwiarzu, otworzył wytrychem. Bez problemu i robienia hałasu.
- Nie wierzymy, że była to robota zwykłego złodzieja. Przypadkowy rabuś zainteresowałby się innymi cennymi przedmiotami, znajdującymi się w komnacie z relikwiami. Wierzymy, że ktoś działał na zlecenie i według ustalonego planu – mówił przed laty ówczesny przeor klasztoru. Taką narrację wspiera fakt, iż relikwiarz, w którym przechowywano skarb, był wykonany z utwardzanego srebra i nie nadawał się do wyrobów jubilerskich.
Sprawą kradzieży żyła cała Polska. Podczas pierwszego etapu śledztwa przesłuchano blisko 250 osób i dokonano ponad 100 przeszukań w różnych miastach. Był rok 1991, więc stosowne wytyczne otrzymali celnicy, którzy wzmożyli kontrole na granicach. W śledztwo zaangażowano nawet różdżkarzy i radiestetów. Bez skutku.
Autor filmu "Świętokradztwo" sugeruje, że w tamtym czasie zawiodły trzy elementy: dominikanie, policja i społeczeństwo. Zakonnicy do dzisiaj nie mogą sobie wybaczyć, że tak lekkomyślnie podeszli do ochrony jednej z najwspanialszych relikwii na świecie. Podobno przed kradzieżą pojawiały się głosy o konieczności lepszego zabezpieczenia skarbu, ale skończyło się na planowaniu. Policji zarzuca się opieszałość i porzucanie niektórych tropów. Społeczeństwo zawiodło, gdy wokół sprawy pojawiła się zmowa milczenia.
Dziennikarz "Washington Post", relacjonując sprawę w marcu 1991 r., zwrócił uwagę na długą historię komunistycznych kradzieży, które dotykały Kościół w czasach PRL-u. Ówcześni śledczy nie spieszyli się z wyjaśnieniami takich zdarzeń, dochodziło do cichego przyzwolenia, a nawet inicjowania kradzieży wymierzonych w Kościół jako wroga komunistycznej władzy. Prawdopodobnym scenariuszem było również wywiezienie relikwii na Ukrainę.
- To wątek, który badał nieżyjący już Bogdan Wagner, były wicekurator oświaty w Lublinie. Tropów jest wiele. Nie wszystkie na tym etapie chciałbym zdradzać, ale mam nadzieję, że po emisji "Świętokradztwa" w TVP1 dużo będzie się działo – mówił "Kurierowi lubelskiemu" reżyser i scenarzysta.
W filmie Grzegorza Linkowskiego pojawia się również wątek pewnego pasera, który na początku lat 90. wiedział o wszystkich kradzieżach kosztowności w Lublinie.
- W tym czasie był woźnym w Trybunale Koronnym. Nie podajemy jego nazwiska w filmie, a jedynie informację, że zginął w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach kilka miesięcy po kradzieży relikwii Drzewa Krzyża Świętego - mówił Linkowski lokalnej gazecie.
Reżyser podkreśla, że nie chciał nakręcić typowego dokumentu czy filmu śledczego. Zależało mu również na odniesieniu do duchowości współczesnego człowieka. "Świętokradztwo oznacza bowiem, że człowiek jest w stanie pozbawić siebie i innych świętości". Co znamienne, wielu ludzi, którzy mogli się podzielić cennymi informacjami, woli milczeć. Pojawiły się również głosy, by lepiej zostawić ten temat i nie dociekać, kto stał za kradzieżą sprzed 27 lat. Mimo że sprawa uległa przedawnieniu 2 lata temu.
- Jest to coś, co dotyka szczególnie nas, bowiem ciągle sobie uświadamiany, że to przez nasze dominikańskie zaniedbanie te relikwie zostały skradzione – mówił Radiu Lublin przeor o. Grzegorz Kluz po zamkniętym pokazie filmu w lutym. - Ciągle mamy nadzieję na jakiś cud, na odnalezienie tych relikwii. Tym bardziej, że minęło już 25 lat od kradzieży. Po takim właśnie czasie następuje przedawnienie tego przestępstwa. Może kogoś sumienie ruszy, może znajdzie się jakiś nowy ślad i to sprawi, że odzyskamy relikwie - dodaje z nadzieją zakonnik.
Lubelscy dominikanie są nadal w posiadaniu trzech niewielkich fragmentów relikwii Drzewa Krzyża Świętego.
- Według Jana Długosza relikwię przywiózł do Lublina książę Grzegorz, ale na południowej Rusi nigdy nie było księcia o tym imieniu. Niejasne przekazy mówią, że przywiózł ją w 1420 r. bp Andrzej, dominikanin z Krakowa, który otrzymał ją w darze od księcia kijowskiego Iwana w roku 1387 – tłumaczą dominikanie. To właśnie postać kijowskiego księcia miała wskazywać na możliwych złodziei z Ukrainy, w której na początku 1991 r. panowały silne nastroje nacjonalistyczne (Ukraina uzyskała niepodległość w sierpniu tamtego roku).
- Książę miał przyjechać wraz z relikwią do Lublina i został pochowany w kościele dominikanów. Takiego biskupa jednak nie odnotowały żadne źródła. Uważano go za postać na wpół legendarną. Jednak w 1994 r. w czasie prac badawczych i inwentaryzacyjnych w bazylice przy ul. Złotej w Lublinie odkryto w podziemiach niszę grobową z pochówkiem bp. Andrzeja – dodają zakonnicy.
Relikwie Drzewa Krzyża Świętego to według tradycji dar św. Heleny, matki cesarza rzymskiego Konstantyna I Wielkiego, która odnalazła szczątki krzyża na początku IV w. Święta podzieliła je na trzy części i przekazała Jerozolimie, Rzymowi i Konstantynopolowi.
Według klasyfikacji stosowanej przez Kościół katolicki relikwie dzielą się na trzy kategorie. Relikwie pierwszego stopnia, najważniejsze, to szczątki świętego (krew, włosy, kości, paznokcie itp.). Drugi stopień wskazuje na przedmioty używane przez świętego za życia (ubrania, modlitewnik, różaniec). Trzeci stopień wskazuje na przedmioty mający bezpośredni kontakt z relikwiami I lub II stopnia (np. materiał potarty o ciało zmarłego lub dotknięty przez świętego za życia).
Kult relikwii charakterystyczny dla katolicyzmu i prawosławia (negowany przez protestantyzm) był szczególnie silny w średniowieczu. Wtedy dochodziło również do licznych oszustw i sprzedaży fałszywych relikwii, o czym pisał w "Krzyżakach" Henryk Sienkiewicz. Oprócz rzekomych szczątków ciał świętych handlowano takimi "cudami" jak pióro ze skrzydła anioła, rdza z klucza św. Piotra czy szczebel z drabiny, która w Starym Testamencie przyśniła się Jakubowi.
Obecnie Kościół katolicki traktuje kult relikwii jako część religijności ludowej. "Te formy pobożności są kontynuacją życia liturgicznego Kościoła, ale go nie zastępują: Należy (je) tak uporządkować, aby zgadzały się z liturgią, z niej poniekąd wypływały i do niej wiernych prowadziły, ponieważ ona ze swej natury znacznie je przewyższa. Konieczne jest rozeznanie duszpasterskie, by podtrzymywać i wspierać religijność ludową, a w razie potrzeby oczyszczać i pogłębiać zmysł religijny, z którego wyrastają te formy pobożności, oraz kierować je do głębszego poznawania misterium Chrystusa. Praktykowanie tych form pobożności podlega trosce i osądowi biskupów oraz ogólnym normom Kościoła" – czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego (1675, 1676).
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
src="https://d.wpimg.pl/1031600158-1003293454/aplikacja.png"/> src="https://d.wpimg.pl/457701298--1013396447/aplikacja.png"/>
ZOBACZ, CO MOŻESZ OBEJRZEĆ W TELEWIZJI WP
Nie masz telewizji? Nic nie szkodzi! Sprawdź, jak możesz obejrzeć ten film w naszej aplikacji WP Pilot.