Hanna Zembrzuska: ''Najważniejsze są tolerancja i cierpliwość''
05.08.2016 | aktual.: 22.03.2017 12:35
Od sześćdziesięciu lat uchodzą za idealne małżeństwo i są praktycznie nierozłączni. Unikają skandali, trzymają się na uboczu i rzadko kiedy udzielają się publicznie – o swoim życiu prywatnym nie mówią zaś praktycznie nigdy, twierdząc, że to wyłącznie ich sprawa.
Od sześćdziesięciu lat uchodzą za idealne małżeństwo i są praktycznie nierozłączni. Unikają skandali, trzymają się na uboczu i rzadko kiedy udzielają się publicznie – o swoim życiu prywatnym nie mówią zaś praktycznie nigdy, twierdząc, że to wyłącznie ich sprawa.
Hanna Zembrzuska, ceniona aktorka teatralna, nie dorównała sławą mężowi, Janowi Kobuszewskiemu, ale zapewnia, że nigdy nie była zazdrosna o jego sukcesy i chętnie wspierała jego karierę.
On zaś twierdzi, że choć ma na koncie wiele wspaniałych aktorskich kreacji, to tak naprawdę najbardziej ceni sobie rolę męża i ojca. To właśnie żona wspierała go i pielęgnowała, gdy lekarze zdiagnozowali u niego chorobę nowotworową.
Teraz, gdy sama zachorowała, Kobuszewski robi, co może, by pomóc jej w powrocie do zdrowia.
Obiekt westchnień
Hanna Zembrzuska, urodzona 7 sierpnia 1934 roku, po maturze stanęła przed komisją egzaminacyjną w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie – i dostała się bez większych problemów.
Na ekranie zadebiutowała jeszcze jako studentka, a po „Warszawskiej Syrenie” stała się obiektem westchnień męskiej części publiczności.
I choć o jej względy zabiegało wielu innych kolegów z uczelni, tak naprawdę nie mieli szans, bowiem ona już znacznie wcześniej serce oddała Janowi Kobuszewskiemu.
Miłość od pierwszego wejrzenia
Zawsze twierdzili, że była to miłość od pierwszego wejrzenia, jakby trafił ich grom. Spotkali się na korytarzu, gdy Zembrzuska szła zapisać się na egzamin. Kobuszewski oznajmił:
- Będziesz moją pierwszą i ostatnią żoną.
Słowa dotrzymał. Pobrali się zaraz po studiach.
Nikt nie miał wątpliwości, że są dla siebie stworzeni. Bo choć Kobuszewski twierdził, że nigdy nie był przystojny („Długie toto jak Don Kichot przynajmniej, chude toto, gęba pociągła i mizerna, nos orli, niestety, uszy odstające, a do tego od dołu takie długie nogi, a od góry takie długie ręce. Czerwony Kapturek mógłby omdleć”, mówił o sobie), miał w sobie charyzmę i radość życia, którą tak zachwycił swoją partnerkę.
''Nigdy nie miałam wątpliwości''
Decyzji o ślubie nigdy nie pożałowali.
- Dziś jestem pewna, że właśnie wtedy oboje trafiliśmy na swoje połówki. Nigdy nie miałam wątpliwości, że wiążąc się z tym dryblasem z głową w chmurach, zrobiłam najlepszą rzecz w życiu. Janek to dwa metry pogody ducha – mówiła zachwycona Zembrzuska, opisując swojego męża.
Dodawała również, że wyjątkowo ceni mężowskie poczucie humoru i chętnie wspomina różne zabawne sytuacje z ich młodości. Na przykład tę, kiedy zasiedzieli się u znajomych, a ona stwierdziła, że żal jej pieniędzy na taksówkę i do domu wróci tylko autobusem. Kobuszewski wypożyczył więc z zajezdni autobus.
Honorowa nagroda
Kilka lat po ślubie na świat przyszła ich córka Martyna, a jej narodziny jeszcze bardziej umocniły ich związek. Zembrzuska okazała się świetną matką i zapewniała, że kariera nigdy nie była dla niej ważniejsza od rodziny. Nigdy nie zabiegała też o sławę i cieszyła się z kolejnych zawodowych osiągnięć męża. To dzięki żonie Kobuszewski dołączył do Kabaretu Dudek.
- Uważałem, że się na tym nie znam, estrada to była dla mnie terra incognita. Dudek nie odpuszczał, dowiedziała się o tym moja żona, Hania Zembrzuska, i namówiła mnie, żebym spróbował. To spróbowałem – wspominał w „Newsweeku”.
Uchodzą za jedną z najbardziej zgodnych i najlepiej dobranych par w show-biznesie. Gdy obchodzili 50–lecie ślubu, zostali odznaczeni medalami za długie pożycie małżeńskie przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
''Miłość czyni cuda''
– Najważniejsze są tolerancja i cierpliwość – twierdziła Zembrzuska, pytana o przepis na udane małżeństwo.
– Dobrze jest też mieć dzieci. Dzieci godzą. A potem dobrze jest mieć wnuki, bo to wielka frajda, bez żadnej odpowiedzialności – dodawał ze śmiechem Kobuszewski.
Gdy w 1987 roku aktor zachorował na nowotwór jelita grubego, małżonka trwała u jego boku, mobilizując go do walki. Twierdził, że gdyby nie jej wsparcie, pewnie nie znalazłby w sobie siły, by przezwyciężyć raka.
– Miłość czyni cuda! Gdyby nie Hania, nie pokonałbym choroby. Była przy mnie w najcięższych chwilach, walczyła razem ze mną i lekarzami o moje życie – twierdził.
Trudne chwile
Gdy więc w 2010 roku to Zembrzuska podupadła na zdrowia, Kobuszewski otoczył ją troskliwą opieką. A kiedy wyzdrowiała, mówił:
- Jest już dobrze... Jestem taki szczęśliwy.
Niestety, szczęście nie trwało długo. Media donoszą, że aktorka znowu zachorowała i trafiła do szpitala.
- Jestem taki spsiały... My, papużki nierozłączki, po tylu latach... Jak jedno coś złego spotyka, to drugie jest nie do życia – mówił.
Ma też inny problem – jego skromna emerytura, dwa tysiące złotych, ledwo starcza na pokrycie kosztów leczenia żony. Choć ubiegał się o emeryturę specjalną, Ministerstwo Kultury odmówiło. Małżonkowie znaleźli się w trudnej sytuacji.
- Opieka, leki, rehabilitacja – wszystko wymaga nakładów finansowych. Kobuszewski jest zbyt skromnym i dumnym człowiekiem, prosić o pomoc nie będzie – czytamy w „Super Expressie”. (sm/gk)