Trwa ładowanie...
dx1n07c
21-11-2002 11:55

Hopkins - geniusz ze zdrowym rozsądkiem

dx1n07c
dx1n07c

Geniusz idzie u niego w parze ze zdrowym rozsądkiem. Choć jest obiektem powszechnego uwielbienia i podziwu, choć uważany jest za jednego z najwybitniejszych aktorów, jacy kiedykolwiek pojawili się w kinie, nie daje się zwariować.

Do popularności podchodzi z dystansem, zachwyty nie uderzają mu do głowy i w przeciwieństwie do innych znanych kolegów po fachu aktorstwo traktuje jako coś zupełnie zwyczajnego i przyziemnego.

_ Aktorzy to bufoni_ – mawia. Uwielbiają robić wokół siebie mnóstwo szumu. Ja po prostu robię swoje. Uczę się swoich kwestii, jestem dobry w tym, co robię, i nie dbam o to, co myślą o mnie krytycy i te wszystkie dupki. Dostaję czek i o to chodzi. Powiadają, że to cynizm, ja nazywam to praktycznym podejściem.

Nie zawsze był taki praktyczny. Kiedyś dążenie do perfekcji i wygórowane ambicje wpędziły go w alkoholizm. Swój nałóg kwitował cynicznymi żartami w rodzaju: „To przecież należy do wizerunku typowego Walijczyka – pić ponad miarę i mieć autodestrukcyjne zapędy”.

dx1n07c

Przez lata cieszył się sławą nieobliczalnego buntownika. W Londynie do dziś pamiętają, jak Hopkins, grając Makbeta, nagle zszedł ze sceny w połowie przedstawienia, bo uznał, że dalszy występ nie ma sensu... Dawał się we znaki reżyserom, z którymi wykłócał się do upadłego. Nazywał ich Hitlerami. Uwielbiał doprowadzać do histerii. Dziś jest spokojniejszy, udało mu się wyjść z pijaństwa.

Wciąż ukrywa w sobie różne demony, ale potrafi je kontrolować – mówi o Hopkinsie jego przyjaciel Richard Attenborough.
Pytany, dlaczego został aktorem, Hopkins zazwyczaj odpowiada, że nie potrafił nic innego robić. Szczerze, wręcz z masochistycznym zadowoleniem, opowiada o swoich szkolnych porażkach: W dzieciństwie uważałem się za kretyna. Miałem okropne problemy z nauką z powodu dysleksji, o której wtedy nikt nic nie wiedział. Martwiłem mojego ojca. Ciągle powtarzał mojej matce: „Z tym chłopakiem coś jest nie tak”. Hopkins od zawsze miał naturę samotnika. W życiu interesowały go tylko dwie rzeczy: muzyka i film. Bardzo chciał zostać zawodowym muzykiem, ale, jak sam przyznaje, zabrakło mu talentu, umiejętności i cierpliwości. Zresztą ojciec Hopkinsa, piekarz z walijskiego Port Talbot, nie pochwalał muzycznej pasji syna. _ Kiedyś zapytał mnie, co właśnie gram_ – wspomina Anthony. – Odpowiedziałem, że Beethovena. W odpowiedzi usłyszałem: „Nic dziwnego, że ogłuchł. Lepiej zajmij się czymś sensownym”.

Chłopak zajął się więc aktorstwem. Najpierw zagrał księdza w wielkanocnym przedstawieniu amatorskim, następnie, w wieku 19 lat, dostał stypendium do Cardiff College of Music and Drama. Potem były jeszcze studia w słynnej Royal Academy of Dramatic Arts (gdzie był gwiazdą swojego rocznika). W połowie lat 60. Hopkins ruszył na podbój Londynu.

Zgłosił się na przesłuchania do National Theatre, którym kierował Laurence Olivier, triumfujący właśnie w „Otellu”. Nie przez przypadek Hopkins przygotował na przesłuchanie monolog Otella. Usłyszał od Oliviera: „Masz tupet, synu” i został przyjęty. Dwa lata potem, zarekomendowany przez Petera O’Toole’a, zadebiutował przed kamerą w dramacie historycznym „Lew w zimie” Anthony’ego Harveya. I tak się zaczęła jego kariera.

dx1n07c

Z początku Hopkins usiłował łączyć występy na deskach teatralnych z filmem. Na dłuższą metę okazało się to niemożliwe. Kiedy musiał dokonać wyboru, bez wahania postawił na kino. – Nigdy nie czułem się dobrze na scenie – powie potem. – Nie mam odpowiedniego temperamentu i osobowości. Grałem w teatrze, ale nigdy nie przynosiło mi to radości.

Co innego kino. Hopkins jest prawdziwym zwierzęciem filmowym. Kamera go kocha, a on umie to wykorzystać. Lubi grać w sposób powściągliwy, wręcz ascetyczny. Potrafi jednym gestem lub grymasem, jednym spojrzeniem pokazać prawdziwą huśtawkę emocji i uczuć. Potrafi widza zahipnotyzować.

Ma na swoim koncie niezapomniane kreacje. Hannibal Lecter (z „Milczenia owiec” Jonathana Demme, „Hannibala” Ridleya Scotta i „Czerwonego smoka” Bretta Ratnera) to prawdziwy geniusz zła, który zjada swoje ofiary, popijając chianti, a którego zimne okrucieństwo budzi strach i fascynację.

dx1n07c

Frank Doel z „Charing Cross Road 84” Davida Jonesa, skromny, zamknięty w sobie antykwariusz, którego Hopkins zagrał z niezwykłą dla siebie tkliwością. Stevens, majordomus z „Okruchów dnia” Jamesa Ivory’ego, który w imię absurdalnie pojmowanej lojalności wobec pracodawcy rezygnuje z własnego szczęścia i niezależności. Van Helsing z „Draculi” Francisa Forda Coppoli, pogromca wampirów, który swoje ofiary rozumie, a wręcz podziwia...

Można by tę listę ciągnąć bardzo długo. Oczywiście Hopkinsowi zdarzają się też wpadki, czasami zawodzi go szósty aktorski zmysł. Lepiej zapomnieć o jego występach w „Wichrach namiętności” Edwarda Zwicka, „Drodze do Wellville” Alana Parkera czy „Nixonie” Olivera Stone’a, gdzie bardziej wyglądał jak znerwicowany chomik niż prezydent USA. Te błędy biorą się chyba z tego, że Hopkins rzadko kiedy odrzuca proponowane mu role. – Po prostu nie potrafię się na to zdobyć – rozkłada ręce. – Mam wrażenie, że mogą mnie już więcej nie zaangażować. Zresztą lubię kręcić film za filmem.

I powiedzmy sobie szczerze, wszystkie błędy publiczność natychmiast mu wybacza. (KN)

dx1n07c
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dx1n07c