"Humans": Carrie-Anne Moss: Od małego chciałam poruszać ludzi
Carrie-Anne Moss, znana przede wszystkim z roli Trinity z “Matrixa”, zadebiutuje w drugim sezonie serial “Humans” w roli Dr. Atheny Morrow. Tym samym wraca do gatunku, który przyniósł jej największą sławę i uznanie – science-fiction. Czego możemy się spodziewać po drugim sezonie kultowej serii?
11.01.2017 13:59
Już 12 stycznia o 21:00 na AMC premiera drugiego sezon serialu „Humans” – mrocznego thrillera science-fiction, który w Wielkiej Brytanii gromadzi przed telewizorami nawet 4 miliony widzów. Jego akcja rozgrywa się w rzeczywistości równoległej, w której każda rodzina może sprawić sobie służącego-robota, wyglądającego i zachowującego się jak człowiek. Produkcja rodzi wiele dylematów moralnych, porusza trudne tematy i pokazuje prawdopodobną wizję przyszłości, która może nie przypaść nam do gustu... Jak Carrie-Anne Moss odnajduje się w tej rzeczywistości?
Zobaczymy cię w jednej z kluczowych ról w drugim sezonie „Humans”. Możesz powiedzieć coś więcej o Dr. Athenie?
Oglądałam serial i dosłownie powalił mnie na kolana swoim poziomem. Byłam pod wielkim wrażeniem, wciągnęła mnie ta tematyka, doskonale napisany scenariusz i ludzkie historie. Także łatwo mi było przyjąć tę rolę (śmiech).
Gram naukowca, specjalizuję się w sztucznej inteligencji i wielu innych rzeczach, o których prawdziwa Carrie-Anne nie ma pojęcia (śmiech). Ale kocham grać inteligentnych ludzi! Moja bohaterka pracuje w Stanach i prowadzi swoje badania w, powiedzmy, niezbyt elegancki sposób, boryka się z brakiem pieniędzy, ale bardzo jej zależy i wierzy w to, co robi. Taką ją poznają widzowie. Potem dostaje możliwość pracy w Wielkiej Brytanii, prowadzenia wysokobudżetowych badań. Dopiero wtedy poznajemy ją lepiej i wychodzi na jaw, kim jest naprawdę, jakie ma motywacje, również bardzo osobiste i smutne.
Mówisz, że oglądałaś wcześniej serial. Kiedy zadzwonili z propozycją roli, chciałaś zagrać robota?
No pewnie! Myślę, że byłabym w tym świetna, doskonale bym sobie poradziła. Te roboty są niezwykłe i tyle w nich… ludzkiego pierwiastka, prawda? Myślę, że dlatego tak pokochałam ten serial. Zaczęłam opowiadać o nim znajomym i wręcz zmuszać ich do oglądania, ale każdy, kto go zobaczył, dzwonił do mnie, żeby podziękować i przyznać rację. Myślę, że sekret tkwi właśnie w tych ludzkich cechach. No i jest świetnie napisany, to dobrze opowiedziana historia, sprawia, że zależy ci na bohaterach. Serial zmusza do zadawania pytań o naszą naturę – np. nasze ciała się „zużywają” – a co, gdyby były niezniszczalne? Jak zmieniłoby się nasze życie, gdybyśmy wiedzieli, że nigdy nie umrzemy?
Ludzie już unikają starzenia – choćby przez operacje plastyczne.
Tak, zwłaszcza na kobietach ciąży ogromna presja pozostania młodą. Jaki dajemy w ten sposób przykład dzieciom? Ale tak, w serialu to się wydaje przyszłość, a przecież to już się dzieje. Mam nadzieję, że zawrócimy z tej drogi. Myślę, że młodzi ludzie się zbuntują przeciwko temu.
A czy ty zdecydowałabyś się na posiadanie takiego robota?
Nie, ja bym była jedną z tych osób, które by stanowczo odmówiły. Ewentualnie dałabym się namówić, a potem bym żałowała. Tak to sobie wyobrażam.
Nie lubisz być od kogoś zależna?
Nie, to nie całkiem to. Ale wole trzymać swój los w swoich rękach, wiesz? Nie lubię przychodzić na gotowe. Życie jest trudne, ale ten trud, praca, sprawia, że czujesz, że żyjesz. Nie chodzi o to, żeby się zamęczać i robić absolutnie wszystko samemu, ale dobrze mieć kontrolę.
Trudno grać z aktorami wcielającymi się w roboty?
Nie aż tak trudno, jak mogłoby się wydawać. Po prostu inaczej. Aktorzy, z którymi miałam ostatnio dużo scen, są świetni i utalentowani. Np. Karen, mimo tego całego ograniczenia w ruchach i w okazywaniu emocji, ma w sobie tyle życia… To wychodzi ze środka, a nie z mimiki, której roboty są pozbawione. Oczywiście nie każdy to potrafi, to prawdziwy talent. No i oczywiście umiejętność, którą nabyli aktorzy podczas wielu godzin treningu z choreografami.
To, oczywiście, nie jest twoja pierwsza styczność z gatunkiem science-fiction. Masz do tego typu produkcji szczególny sentyment?
Tak, choć to zabawne, bo osobiście nie zawsze do mnie przemawia ten gatunek. Wolę złożone opowieści. Choć – z drugiej strony – nawet w science-fiction jest na to miejsce. Lubię skomplikowane historie. Nigdy specjalnie nie wybieram gatunków, po prostu robię swoje, gram, a role same do mnie przychodzą. Nie planuję żadnej strategii w tej kwestii. Zawsze też wierzyłam w przeznaczenie – jak jakaś rola jest mi pisana, to ją zagram, jak nie – przypadnie komuś innemu. Przeszłam w mojej karierze prawdziwą podróż po różnych rolach i jestem wdzięczna za każdą, bo doprowadziła mnie do kolejnej. Postrzegam swoje aktorstwo jako rodzaj odkrywania siebie, ludzkiej natury .
Jaka była twoja pierwsza myśl po obejrzeniu pierwszego sezonu “Humans”?
Byłam totalnie zachwycona, zwaliło mnie z nóg. Nie mogłam przestać oglądać, tak się wciągnęłam, że obejrzałam wszystkie odcinki na raz, nie spałam przez to całą noc!
Co najbardziej ci się spodobało?
Bardzo się przywiązałam do wszystkich bohaterów. Podobał mi się sposób opowiadania historii i oczywiście aktorstwo. Myślałam sobie „o mój Boże, a gdyby to się działo naprawdę? Jak odległa to perspektywa?”. I to nie dlatego, że się tym interesuję i wiem, że to prawdopodobny scenariusz. Dotknęła mnie też agresja, brutalność ludzi w stosunku do robotów. Takie wyżywanie się, wywalanie całego gniewu i nerwów na czymś innym, żeby nie koncentrować się na sobie. Przecież dokładnie to obserwujemy na co dzień – ludzi, którzy wyładowują swoje nerwy na sobie nawzajem. Kibicowałam też mocno rodzinie głównych bohaterów, sceny terapii były świetne, chciałam, żeby im się udało. Uwielbiam także wątek Odiego, był fantastyczny. W moim mniemaniu to serial doskonały, jest w nim dosłownie wszystko.
Myślisz, że serial może wpływać na ludzi, skłaniać ich do refleksji, zmiany swojego życia?
O tak, zdecydowanie. To idealny pretekst do dyskusji. Wracałam niedawno z pracy i patrzyłam na ludzi na ulicy - wyglądali, jakby byli nieprzytomni. Oczywiście nie byli robotami (śmiech). Ale dokładnie tak wyglądali. Może w niektórych przypadkach chodziło zwyczajnie o zły dzień czy ból głowy, ale ja jestem aktorką, więc wiadomo, że do wszystkiego dopisuję sobie historię. Wyglądali jakby się... poddali. Pomyślałam sobie, gdzie radość w tym wszystkim?
Co do serialu, to na pewno wiele osób może zobaczyć w nim siebie, ważne dla siebie kwestie. Potem nawiązać konwersację na ten temat i wyciągnąć wnioski. Właśnie to kocham w serialach i filmach.
Na co dzień mieszkasz w Los Angeles. Jak myślisz, gdzie humanoidalne roboty przyjęłyby się lepiej - u ciebie, czy w Londynie?
Chyba tu i tu. Zarówno Los Angeles jak i Londyn to modne, wysublimowane miejsca, podążają za trendami.
W LA i tak jest sporo plastiku i sztuczności.
O tak, widuję tego sporo. Ale nie u siebie (śmiech). Ani w moim najbliższym otoczeniu przyjaciół i rodziny, to by było bardzo dziwaczne.
Kiedy jesteś fanką serialu, a potem dostajesz w nim rolę...
Tak, próbuję sobie robić "selfie" z każdym. Dziwne, nie?
Nie, raczej fajne (śmiech). Tylko czy chcesz go dalej oglądać, skoro w nim grasz?
Ja w ogóle nic nie pamiętam z tego, co zagrałam (śmiech). Jako aktorka mam zanik pamięci krótkoterminowej. Nie pamiętam nawet, co grałam wczoraj! Kilka razy miałam pokusę, żeby coś z planu opowiedzieć mężowi, ale mi zabronił.
Czy ludzie wciąż rozmawiają z tobą głównie o "Matrixie"?
Tak, często ludzie mnie zaczepiają na zasadzie: "ja cię skądś znam..."
Przeszkadza ci, że widzą w tobie tę jedną rolę?
Nie, pewnie, że nie.
Mówi się, że to swego rodzaju ikona.
Szanuję ją, tę postać. To było świetne doświadczenie. Uwielbiałam to grać.
Od czasu "Matrixa" zagrałaś wiele ról i zrobiłaś wiele rzeczy, ale jednak to Trinity zapadła ludziom w pamięci.
Niekonieczne, często spotykam się z tym, że ludzie pamiętają mnie z innych ról, kojarzą różne produkcje, choćby "Jessica Jones", w której teraz gram.
Oczywiście, że ludzie kochali "Matrixa". Ja z resztą też, ten film jest kultowy. Więc dla mnie to super, że ludzie mnie z nim identyfikują. Pewnie z czasem ludzie zapomną, ale do końca mojego życia to nadal będzie coś, co zrobiłam, co jest ważne dla wielu ludzi, wywarło wpływ na widzów, na kino i na role kobiece. Z zagrania tej roli nie wynikło dla mnie nic negatywnego, same dobre rzeczy. Jestem z tej roli bardzo dumna. Tego właśnie pragnęłam od zawsze - odkąd byłam małą dziewczynką, chciałam zostać aktorką, poruszać ludzi.