I stworzył Bóg człowieka, i wiedział, że ta świnia Go zabije!
O czym jest „Pasja” każdy, kto choć raz o Bogu słyszał, w mniejszym lub większym stopniu- rzecz zależy od częstotliwości słuchania o Bogu i całej świętej reszcie- orientuje się. W bardzo wielkim skrócie „Pasja” to przedstawienie męczeńskiej śmierci Jezusa, który umarł w imię miłości do człowieka i, paradoksalnie, przez nienawiść człowieka. Chyba istotne w tym filmie jest to czy widz wierzy w zmartwychwstanie, w Boga czy też nie.
Jeżeli nie to film wydać się może co najwyżej dosyć ciekawy, ale bardziej o podłożu sensacyjnym, niż biograficznym. Będzie jakąś tam kolejna historią z mordobiciem w tle. Tyle, że ten, który mordobiciu ulega jest podejrzanie spokojny i może nie ma wszystkiego w dupie, ale cierpienie nie przerasta go. A już ostatnią rzeczą, o której myśli jest próba bronienia się. To jedyny motyw niespotykany i oryginalny. Bo reszta jak w taniej sensacji- film z serii zabili go i uciekł. Tu zabili go, pogrzebali, pilnowali grobu, a on i tak uciekł. No średnia fabuła, a i akcja mizerna, bo tylko krew, przemoc, cierpiąca matka i paru zwolenników. A reszta jak jeden mąż krzyczy „ukrzyżuj go”.
Tylko ten irytujący spokój głównego bohatera, który za Mesjasza się uważa, i który raz jeden przejmująco woła: „Boże mój czemuś mnie opuścił”, jakoś uderza. I tak właściwie wygląda film, ale to wszystko z punktu widzenia osoby, która Jezusa i inne chrześcijańskie wynalazki ma gdzieś. Mnie ten film ruszył. Wstrząsnął mną i utwierdził w przekonaniu… że ten facet na krzyżu to naprawdę supergość, który zmarł za mnie, za pana i za tą panią też. Za nas po prostu i przez nas. Bo ja pewnie też krzyczałabym wtedy: „ukrzyżuj go.” Jakoś nie chcę mi się wierzyć, że na znak protestu chociażbym nóżką tupnęła.
Sporo było głosów przeciwnych filmowi, a przeciwnych z powodu zbyt dużej przemocy, zbyt dużej ilości krwi. A mnie się to akurat podobało. Bo po tym filmie tak naprawdę zrozumiałam, że śmierć Jezusa nie jest metaforą, nie jest piękną historią o dzielnym rycerzu ludzkości. Że to nie jest bajka o dobrym Jezusie, który umarł za miliony. Mel Gibson pokazał, że Jezus w kwestii cierpienia to człowiek, w kwestii wiary- owszem Bóg, ale poza wiarą cierpiało też ciało. Każde uderzenie bolało. Nie bolało tylko (aż) serce, to była wielka męka i chyba ta męka była na tamten moment najważniejsza.
„Pasja” odarła moje myślenie o Jezusie z symboli, w które wpędził mnie Kościół. Bo okazało się, że droga krzyżowa to nie symbol naszego życia, a droga Chrystusa, który był bity, opluwany. Krzyż to nie tylko symbol cierpienia metafizycznego, a kawał drewna, niesiony przez pobitego Jezusa. A te wszystkie baty na plecach to nie baty od życia, które poskąpiło nam cukierków, a baty, które kurewsko bolały.