Francuska aktorka Isabelle Carré jest narratorką w nowym filmie reżysera słynnego „Marszu Pingwinów” Luca Jacqueta. Oto jak wspomina pracę nad filmem "Mój przyjaciel lis".
Jakie są pani odczucia związane z tym filmem?
Nigdy nie miałam takiego doświadczenia. Podobnie jak małej dziewczynce sprawiło mi radość zanurzenie się w naturze. Było to dla mnie duże przeżycie, jako że jestem dzieckiem betonowego Paryża. Film wprawił mnie w bardzo dobry nastrój. Ja także zapragnęłam podążyć za lisem.
Rozumie pani tą szaloną potrzebę dziewczynki?
Podobnie jak ona, wszyscy mamy potrzebę podążania za swoimi marzeniami. Ja też lubię, kiedy dzięki uporowi spełniają się moje marzenia. Każde z nas miało w swoim dzieciństwie jakieś decydujące doświadczenie. Na przykład ja byłam przekonana, że potrafię latać. Rzeczywistość okazała się bolesna!
Jakie będzie według pani oddziaływanie filmu?
W czasie czytania scenariusza zauroczyło mnie to, że pozwalał on na identyfikowanie się w bohaterką. To prawdziwa historia, prawdziwa podróż do świata, który jest po części realny, a w tym samym czasie fantastyczny, co umożliwia utożsamianie się... Pamiętam szok związany z obejrzeniem „Mary Poppins” - ten film odbił duże piętno na moim dzieciństwie. Wierzę, że „Mój przyjaciel lis” jest tego typu filmem.
Jak przebiegała pani współpraca z Lukiem Jacquetem?
Byłam bardzo zaskoczona precyzją, z jaką mnie prowadził i jego wysokimi wymaganiami. Chciał, żeby to wszystko było namacalne, zgodne z prawdziwym życiem. Całkowicie poddałam się temu. Luc Jacquet chciał osiągnąć coś bardzo intymnego, delikatnego.
Luc Jacquet: To przywilej móc pracować z Isabelle. Byłem głęboko poruszony jej wrażliwością, adekwatnością, jaką aktorka z takim talentem jest w stanie zaoferować. Mam nadzieję, że mój film wart był jej czasu. Wszystko to było trochę onieśmielające, ale ona była bardzo otwarta.