Money, money, money, must be funny, in the richmen's world śpiewał przed laty szwedzki kwartet Abba. Do świata bogaczy można się dostać na kilka sposobów jeśli się w nim nie urodziło. Jedna droga to słynny amerykański sen - od pucybuta do milionera. Niestety jest to bardzo trudna ścieżka, a idący nią musi mieć dużo samozaparcia i szczęścia.
Można też ożenić się z pieniędzmi - jest to sposób łatwiejszy, bo wymaga mniej zachodu. Ale i ten plan ma poważną wadę - małżeństwo zawarte dla dolarów, a nie dla miłości może być więzieniem. Chyba, że... potrwa tylko jeden dzień.
Taki jest właśnie plan działania olśniewającej Max Conners i jej równie pięknej córki Page - bohaterek nowego filmu Davida Mirkina Wielki podryw.
Schemat działania obu pań jest prosty. Matka kusi i uwodzi mężczyznę, gdy ten nie może się oprzeć jej wdziękom i chce spędzić z nią noc, stawia jeden warunek: ślub. Po pięknej i kosztownej ceremonii panna młoda zasypia, zanim małżeństwo jest skonsumowane. Rano natomiast przyłapuje świeżo poślubionego męża na gorącym uczynku ze swoją córką Page. Żąda rozwodu i okrągłej sumy jako rekompensaty. Potem Max zmienia kolor włosów, miasto i szuka nowej ofiary. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie... urząd podatkowy - Max i Page dowiadują się, że są winne fiskusowi kilkaset tysięcy dolarów. Jedynym sposobem na jej zdobycie jest wielkie polowanie na grubą rybę, którą jest wiekowy William Tensa - arogant i nałogowy palacz.
Wielki podryw ogląda się bardzo miło i przyjemnie, przynajmniej przez pierwszą godzinę. Potem tempo filmu trochę siada, a zakończenie niemiłosiernie rozwleka się na pół godziny. Przynajmniej trzy razy miałam wrażenie, że film się skończy.
Największą siłą obrazu jest nie scenariusz, ale obsada aktorska. Na uznanie zasługuje przede wszystkim Gene Hackman, grający palacza Tensę. Jest odrażający, arogancki, nieustannie kaszle, a mimo to wzbudza sympatię widza. Tą rolą Hackman potwierdza swoją wszechstronność i ogromny talent komediowy. Jego gra była na tyle sugestywna, że na bardzo długo odechciało mi się choćby spoglądać w stronę papierosów.
Podobał mi się również występ Sigourney Weaver, dotąd kojarzonej raczej z rolami twardych kobiet, a nie uwodzicielskich wampów. Max w jej wykonaniu jest afektowana, sztuczna, a przez to bardzo zabawna. Weaver świadomie i z wyczuciem przerysowuje swoją bohaterkę, co czyni jej występinteresującym. Świetne jest też jedno z wcieleń Max - Olga, która mówi z silnym rosyjskim akcentem, przekręcając niektóre słowa.
Uznanie należy się również Anne Bancroft, grającej przedstawicielkę urzędu podatkowego, która nawet z małej roli potrafi zrobić perełkę.
Słabo natomiast wypada - nie tylko na tle starszych kolegów - Jenniffer Love Hewitt, urocza dziewczyna z sąsiedztwa i ulubienica nastoletnich Amerykanów. Nie wiem na ile jest to kwestia scenariusza, a na ile gra Hewitt - Page jest płaska, jednowymiarowa i zupełnie nieprzekonująca. Być może to sygnał od scenarzystów, którzy poprzez postać młodej panny Conners, chcą pokazać współczesnego dwudziestolatka, zainteresowanego wyłącznie pieniędzmi i mającego bardzo mało zainteresowań.
Wielki podryw to zabawna komedia ze świetnymi kreacjami aktorskimi, choć trochę za długa. Moim zdaniem warto się wybrać na nią do kina, zwłaszcza gdy świat jest ponury, smutny i zimny, lecz nie jest to pozycja obowiązkowa.