Jan Suzin: kiedy gasły reflektory, całkowicie się zmieniał
10.10.2016 | aktual.: 12.10.2016 15:16
Dystyngowany dżentelmen o niepowtarzalnym, aksamitnym głosie. Pracę w Telewizji Polskiej rozpoczął w połowie lat 50. i szybko stał się jednym z najbardziej popularnych i lubianych prezenterów.
Przed kamerami zachowywał się jak "angielski lord", potrafił oczarować każdego i prezentował nieskazitelne maniery.
Ale kiedy gasły reflektory, Jan Suzin całkowicie się zmieniał. Dawny szef TVP2 wspomina go jako bożyszcze kobiet, zaś dla aktora Krzysztofa Kowalewskiego jednym z najbardziej wyrazistych wspomnień o Suzinie pozostają jego wyjątkowo wyuzdane dowcipy.
Romans z mężatką
Tak naprawdę wcale nie planował kariery w mediach – ukończył wymarzone studia architektoniczne i myślał, że przyszłość spędzi przy biurku kreślarskim. Kiedy jednak w „Expressie Wieczornym” przeczytał o konkursie na spikera telewizyjnego, posłuchał impulsu i zgłosił się do studia. Pokonał blisko 2000 kandydatów i otrzymał stanowisko.
Wtedy też poznał Irenę Dziedzic, piękną dziennikarkę. Dziedzic była wówczas mężatką, ale twierdziła, że uczucie między nią a Januszem Bałabanem dawno wygasło, dlatego bez wahania wdała się we flirt z Suzinem.
Zemsta kochanki
Niewinny flirt szybko przerodził się w miłość. Zamieszkali razem i wydawało się, że niedługo się pobiorą. Zwłaszcza że Dziedzic zakończyła właśnie sprawę rozwodową. Razem kupili drogi samochód, na który Suzin wraz z kolegą podżyrowali pożyczkę.
Ale zaraz potem prezenter zakochał się w Alicji Pawlickiej – i rozstał się z Dziedzic. Porzucona kochanka postanowiła się zemścić.
- Po zerwaniu z Suzinem, Dziedzicówna zabrała mu samochód, sprzedała, a pieniądze całe wzięła sobie – czytamy w aktach IPN-u. - Posunięcie to motywowała ponoć następująco: Po pierwsze nie będzie Suzin woził byle „dziwek” samochodem, którym kiedyś jeździła Irena Dziedzic. Po drugie, w okresie płacenia rat Suzin był bez grosza, u niej mieszkał, u niej jadł za jej pieniądze, a więc wóz jest jej. Po przeprowadzeniu sprzedaży Irena nie spłaciła rat wobec czego komornik egzekwował należność za raty u Suzina i jego kolegi.
Perwersyjne żarty
Niezależnie od zawirowań w życiu prywatnym, Suzin był wręcz stworzony do występowania przed kamerami.
- Był człowiekiem dystyngowanym. Miał miłą powierzchowność, piękny głos, imponował wysoką kulturą osobistą, ale zawsze pozostawiał między sobą a rozmówcą odrobinę dystansu – mówił o nim wieloletni dyrektor TVP2 Zbigniew Napierała.
- Na scenie prowadził konferansjerkę i był dystyngowany jak angielski lord. Panie wprost mdlały na jego widok – wspominał Krzysztof Kowalewski w książce „Taka zabawna historia”. Ale dodawał, że poza sceną Suzin zupełnie się zmieniał: - Opowiadał najbardziej wyuzdane i perwersyjne żarty, jakie kiedykolwiek słyszałem.
Poranna konferansjerka
Kowalewski przytaczał też pewną anegdotę z ich wspólnego wyjazdu, kiedy to Suzin urządził im „poranną konferansjerkę”.
- Zbyszek Jatłoszuk umieścił nas w jakimś starym hotelu pod Kozienicami i stamtąd odwiedzaliśmy gwiaździście wszystkie okoliczne miasta i miasteczka. Motel był drewniany i akustykę miał taką, że słychać było, jak się ktoś przekręcał w łóżku na drugą stronę. O odpoczynku to właściwie nie było co marzyć, bo towarzystwo co wieczór zrzucało z siebie napięcie. A jeszcze miejscowi dokładali swoje, za pomocą przenośnego radia z wielkimi głośnikami. Z pójściem spać najlepiej było odczekać, aż impreza zacznie zdychać. Wtedy jakoś dłużej im zeszło, ale zaczynało już być względnie cicho. Janek spokojnie otworzył okno na oścież. Ustawił na parapecie radio. "A teraz, k...., ja się będę bawił". Nastawił to radio na cały regulator, po czym wsiadł w samochód i pojechał do Warszawy - wspominał. - Można uznać, że była to forma wymówienia.
Grał samego siebie
Suzin ma też na koncie kilka ról filmowych, choć zwykle pojawiał się w epizodach; często też grał samego siebie.
Zadebiutował w 1960 roku w „Szczęściarzu Antonim”, potem mignął w „Wielka, większa i największa” i zrobił sobie od grania dziesięcioletnią przerwę. Powrócił, jako dziennikarz, w „Panu Samochodziku i Templariuszach”, potem zaś w „Nie lubię poniedziałku”, „Kłopotliwym gościu” i „Brunecie wieczorową porą”. Ostatnia jego rola to występ w krótkometrażówce „Bajeczki straszydełka” z 1995 roku.
Dla niego zrezygnowała z pracy
Na emeryturę Suzin zdecydował się w 1996 roku, po 41 latach pracy.
- Pierwszy dyżur miałem 26 listopada 1955 roku, a ostatni 26 listopada 1996 roku. Zdecydowałem, że wyjdę po cichu. Na zakończenie dyżuru powiedziałem jak zwykle "życzę państwu dobrej nocy", wyszedłem ze studia i już nie wróciłem – wspominał.
Na pracę nie pozwalał mu również kiepski stan zdrowia. Żona, Alicja Pawlicka, zrezygnowała z pracy, by się nim zajmować
- Mąż był wspaniałym człowiekiem i rzeczywiście całe lata poświęciłam na opiekowanie się nim. Był bardzo szlachetnym człowiekiem, wrażliwym na sprawy wyższe niż codzienność – mówiła Krzysztofowi Lubczyńskiemu.
Suzin zmarł 22 kwietnia 2012 roku.