Jerzy Bińczycki pogrążył się w nałogach. Żona wpadła w szał
Jerzy Bińczycki, dzięki swoim dwóm największym rolom, stał się narodowym idolem. Jego publiczny wizerunek pozostawał nieskazitelny, ale rzeczywistość była ponura. Aktor lubił wódkę i hazard, co odbijało się na życiu rodzinnym.
Nowy "Znachor" z Leszkiem Lichotą był hitem Netflixa, ale nigdy nie zajmie w historii miejsca wersji sprzed 40 lat z Jerzym Bińczyckim. Ta rola ugruntowała legendę aktora, zapoczątkowaną w "Nocach i dniach". W ekranizacji powieści Marii Dąbrowskiej Bińczycki może i był niedorajdą w sprawach męsko-damskich, ale za to uosabiał wszelkie najważniejsze cnoty narodowe i społeczne. Prywatnie postać Niechcica bardzo imponowała artyście.
- Chciał wykreować taki swój obraz, kopię szlachetnego Bogumiła. [...] Kiedyś mówił mi, że dziennikarka robiła z nim wywiad, a on opowiadał o sobie rzeczy wyłącznie pozytywne. W końcu padło pytanie, czy w ogóle ma jakieś wady. Tato na to: "Moja jedyna wada to, że jestem za dobry". Świadomie tworzył swój wizerunek wyidealizowany, niekoniecznie zgodny z rzeczywistością. Tymczasem prawda jest taka, że w pewnym momencie popłynął - stwierdziła córka Magdalena Łaptaś z rozmowie ze "Zwierciadłem".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sławne dzieci polskich gwiazd
Córka jest przekonana, że problemy z uzależnieniami ojca były kluczowym powodem rozpadu związku jej rodziców.
- Teraz we wszystkich tekstach pojawia się wypowiedź taty, że nie wierzył w małżeństwa aktorskie. Moim zdaniem to było sprytne odwrócenie uwagi od rzeczywistego problemu i pewnego rodzaju ucieczka od odpowiedzialności. Bo trzeba otwarcie powiedzieć, że tato miał problem z hazardem i alkoholem. W domu starano się nie poruszać tego tematu. Ani mama, ani babcia, ani rodzina taty o tym nie mówili, ale Kraków jest specyficznym miejscem, trudno takie rzeczy ukryć, wiele słyszałam z tzw. miasta. Choćby o zamiłowaniu taty do gry w karty na pieniądze - opowiadała Magdalena Łaptaś.
Skłonność aktora do hazardu szczególnie irytowała jego pierwszą żonę Elżbietę Willównę.
- Wyjechała na pogrzeb swojej cioci, wraca i już przez uchylone drzwi słyszy: pyk, pyk, lecą na stół karty. Wchodzi, a tam wesołe towarzystwo gra na pieniądze. Mama, nie zastanawiając się, chwyciła te pieniądze, podarła i wyrzuciła przez okno. Tato wybiegł w panice je zbierać [...]. Potem kolega w teatrze zapytał mamę: "Słuchaj, a co się stało, że twój mąż siedzi i klei banknoty?" - wspominała córka.
Dużym problemem w życiu Jerzego Bińczyckiego był także alkohol.
- Pamiętam, jak w pewnym momencie tacie odebrano prawo jazdy. To było poważne uzależnienie. [...] W środowisku aktorskim ważne było, żeby się pokazać, żeby pójść na wódkę do SPATiF-u. Zdarzało się, że i mnie, jako dziecko, tato tam zabierał. Pamiętam opary dymu, wesołe towarzystwo, alkohol popijany przez jego kolegów (przy mnie tato się pilnował) - wyznała Magdalena Łaptaś.
Alkoholizm Jerzego Bińczyckiego był w środowisku znany, chociaż wtedy nikt tego tak nie nazywał. To były po prostu twórcze spotkania towarzyskie, które stanowiły niewyczerpane źródło anegdot. Jedną z nich przytoczył kiedyś w wywiadzie Edward Linde-Lubaszenko.
"Za to, co przepijacie, moglibyście sobie kupić samochód" - mówił do aktorów pewien działacz krakowskiego wydziału kultury.
"Po co nam auto, skoro my stale pijemy?" - odparł popularny "Biniu".
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o najlepszych (i najgorszych) reklamach świątecznych, wielkich potworach w "Monarchu" na AppleTV+ i szokującym znęcaniu się na ludźmi w "Special Ops: Lioness" na SkyShowtime. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.