Joanna Kreft-Baka: nigdy nie dorównała popularnością swojemu mężowi
Doskonale się uzupełniają
Trzymają się na uboczu i niechętnie dzielą się z dziennikarzami opowieściami o ich życiu prywatnym. Są nierozłączni nie tylko w domowym zaciszu, ale i w pracy. Doskonale się uzupełniają. Uwielbiają występować razem na scenie, choć przyznają, że w teatrze nierzadko dochodzi między nimi do zgrzytów.
href="http://film.wp.pl/joanna-kreft-baka-nigdy-nie-dorownala-popularnoscia-swojemu-mezowi-6025225778057857g">CZYTAJ DALEJ >>>
Aktorskie początki
Joanna Kreft szkołę teatralną ukończyła w 1988 roku, ale na scenie zadebiutowała już trzy lata wcześniej, jako Krysia w „Historii” Witolda Gombrowicza.
Później występowała w teatrach w całym kraju, by wreszcie zatrzymać się na dłużej w gdańskim Teatrze Wybrzeże.
Na ekranie zaczęła pojawiać się pod koniec lat osiemdziesiątych, ale zazwyczaj w niewielkich rólkach. Wystąpiła między innymi w „Bez grzechu”, „Kocham kino”, „Zero życia” czy „Drugi brzeg”.
''Musieliśmy się rozstać''
Swojego przyszłego męża, Mirosława Bakę, poznała na uczelni. Błyskawicznie przypadli sobie do gustu.
- Wpadliśmy sobie w oko już na egzaminach wstępnych do szkoły. To było w czerwcu. Spotkaliśmy się ponownie w październiku i po dwóch miesiącach już byliśmy parą – opowiadała w magazynie Prestiż.
Ale nie zawsze było kolorowo. Kreft przyznawała, że mieli poważny kryzys.
- Mirek mnie zdobył, ale później poczuł się zbyt pewny siebie i musieliśmy się rozstać… - mówiła. - Mieliśmy chwilę przerwy, żeby się upewnić, że na pewno chcemy być ze sobą – dodawał jej mąż.
''Nie mieliśmy za co żyć''
Pobrali się w 1988 roku. Młodemu aktorskiemu małżeństwu nie było łatwo; ich sytuacja finansowa była nie do pozazdroszczenia. To właśnie Kreft mobilizowała męża – który po „Krótkim filmie o zabijaniu” nie mógł nigdzie dostać pracy – by nie siedział bezczynnie i znalazł jakieś zajęcie.
- Byliśmy z Aśką młodym małżeństwem z dzieckiem i dosłownie nie mieliśmy za co żyć – opowiadał w Playboyu. - Żona powiedziała w końcu: * „Zrób coś, do cholery”. No to pojechałem na wykopki.* A zaraz potem pojawiła się zagraniczna perspektywa pracy w zawodzie.
Zawsze tak było w moim życiu, że kiedy brakowało propozycji i nie dawało się już tego dłużej przemilczeć na arenie domowej, to Aśka pytała, co zamierzam z tym zrobić. Zawsze odpowiadałem: „Jutro ktoś zadzwoni”. I dzwonił.
Trzeba dbać o tę miłość
Jednak nawet w najgorszych chwilach mogli na siebie liczyć – i nigdy, nawet po wielu latach małżeństwa, nie przestali o siebie dbać.
- Mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na siebie – twierdziła Kreft w Prestiżu. - Chyba gdzieś tam był palec boży. Muszę zdradzić, że jestem często zapraszana przez Mirka na kolację i dostaję kwiaty. I tak ma być dalej!
- Trzeba się starać… Trzeba dbać o tę miłość. Trzeba się kłócić, nie zgadzać i dyskutować, ale wciąż starać się – wtórował jej mąż.
Awantury w teatrze
Kreft i Baka są nierozłączni również w pracy. Bardzo często występują razem na scenie i przyznają, że sprawia im to ogromną przyjemność. Chociaż, oczywiście, czasami pojawiają się też między nimi zgrzyty.
- Ja z Mirkiem lubię grać. Cenię go zarówno jako aktora, jak i partnera na scenie. Gorzej jest na etapie prób, w czasie powstawania spektaklu. Wtedy mnie irytuje i wkurza swoim zachowaniem. Apodyktycznością, sposobem w jaki zwraca mi uwagę! - śmiała się Kreft w Prestiżu. - Ale mimo to cieszę się i jestem szczęśliwa, że mam męża aktora, bo myślę, że z innym facetem w ogóle bym się nie dogadywała.
''Żona tego Baki''
Baka przyznawał, że choć kocha swoją żonę, w teatrze zmienia się w profesjonalistę i jest dla niej wyjątkowo surowy.
- Apodyktyczność to zdecydowanie nie jest zaleta – mówił w Prestiżu. - U mnie wynika to chyba z braku cierpliwości.
Ale wszystkie konflikty zawodowe znikają, gdy tylko opuszczają scenę. Potrafią oddzielić życie prywatne od pracy. Kreft przyznaje też, że nie jest zazdrosna o sukcesy swojego męża.
- Ja się kiedyś zastanawiałam, że może powinnam ściąć się na łyso albo na jeża, albo przefarbować się na ostry blond i w końcu zaistnieć jako żona TEGO Baki. No ale po co? - mówiła. - Po co? Istniejesz kochanie, bardzo ładnie istniejesz – odpowiadał na to jej mąż. - I nic nie trzeba zmieniać.
(sm/mn)