"Kevin sam w domu" bez tajemnic. Nieznane fakty o świątecznych hitach
Niektóre z nich znamy na pamięć i oglądamy regularnie przynajmniej raz w roku. Może się wydawać, że świąteczne filmy typu "Kevin sam w domu", "Witaj, Święty Mikołaju", a nawet "Szklana pułapka" nie mają przed widzami żadnych tajemnic. Czyżby? Sprawdźcie sami, czy znaliście kulisy tych ponadczasowych hitów.
"Kevin sam w domu" to w Polsce bodaj najpopularniejszy film o świętach Bożego Narodzenia, rokrocznie przypominany w grudniu przez telewizję. Pewnie niejeden widz może z pamięci narysować plan tytułowego domu, gdzie pozostawiony bez opieki chłopiec zastawiał pułapki na rabusiów. Nie każdy jednak wie, że ten okazały budynek mieści się w mieście Winnetka w stanie Illinois i tylko w części był bohaterem filmu.
Wszystkie zdjęcia z zewnątrz były oczywiście kręcone wokół prawdziwego domu. Sceny w kuchni także, ale większość ujęć powstała w studiu filmowym. Szybko się bowiem okazało, że przestronny dom jest mimo wszystko za mały dla ekipy i całego sprzętu. Cała scenografia była jednak łudząco podobna do prawdziwych wnętrz, dlatego większość widzów przez lata nie miała pojęcia o tej "podmiance".
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Inna ciekawostka wiąże się z obsadą, a dokładnie aktorem grającym kuzyna Kevina, małego okularnika, który namiętnie sączył colę z puszki, a później moczył łóżko. Ta rola była debiutem Kierana Culkina, czyli rodzonego brata Macaulaya, który grał Kevina. Kieran Culkin wrócił ostatnio na języki za sprawą roli w serialu "Sukcesja". A dokładnie przez pikantną scenę, o którą zapytaliśmy twórcę hitu HBO (więcej tutaj).
Mało znanym faktem zza kulis "Kevina samego w domu" jest też improwizacja, która miała miejsce na planie. Reżyser był bardzo zaborczy i nie dopuszczał do wprowadzania zmian w scenariuszu, ale dla Johna Candy'ego zrobił wyjątek. Legendarny komik był na planie tylko jeden dzień i większość jego kwestii, gdy podwoził mamę Kevina do domu, była wymyślona na poczekaniu.
Improwizował też sam Macaulay Culkin. W pamiętnej scenie, gdy Kevin staje przed lustrem i nakłada sobie na twarz płyn po goleniu, nikt się nie spodziewał, że młody aktor będzie trzymał ręce na policzkach i zacznie wrzeszczeć. Jego improwizacja tak się jednak spodobała reżyserowi, że zostawił ją w ostatecznej wersji. I bardzo dobrze.
"W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju" to inny lubiany przez Polaków świąteczny film. Chevy Chase jako Clark Griswold i jego rodzinka bawią do dziś. Choć w trakcie kręcenia nie zawsze było wesoło. Blady strach padł na ekipę i aktorów, gdy podczas jednego z ujęć rozpoczęło się prawdziwe trzęsienie ziemi. Chevy Chase złamał sobie mały palec w scenie rozwalania ozdób świątecznych przed domem.
Do śmiechu nie było też ekipie w dniu kręcenia ujęć z żywą wiewiórką. Plan był taki, by wykorzystać tresowane zwierzę, ale na kilka godzin przed włączeniem kamer treser poinformował, że wiewiórka zdechła z przyczyn naturalnych. Aby nie tracić czasu i pieniędzy, zdecydowano się na "zatrudnienie" dzikiej wiewiórki, co jeszcze bardziej powiększyło skalę chaosu widocznego na ekranie.
"Szklana pułapka" może i nie jest typowym filmem świątecznym, ale hit z Bruce'em Willisem wielokrotnie lądował w rankingach ulubionych filmów z Bożym Narodzeniem w tle. Mało kto przy tym wie, że zamiast Willisa mogliśmy w głównej roli oglądać… Franka Sinatrę.
"Szklana pułapka" jest bowiem adaptacją książki "Nothing Lasts Forever". Ta z kolei jest kontynuacją "The Detective", która została przeniesiona na wielki ekran w 1968 r. Główną rolę grał tam właśnie Frank Sinatra, który był rozważany do roli w "Szklanej pułapce", ale miał już wtedy 73 lata.
Pamiętna scena śmierci Hansa Grubera (Alan Rickman) była kręcona częściowo bez wiedzy aktora. Rickman oczywiście wiedział, że spadnie "z dachu wieżowca" i wyląduje na materacu rozłożonym 6 m niżej. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że reżyser, aby uchwycić prawdziwe przerażenie na jego twarzy, puści go chwilę wcześniej, niż się umawiali. Rickman odliczał od jeden do trzy, a puścili go na dwa. Wyraz twarzy, który udało się nagrać, wart był tego oszustwa.
Wycięta scena ze "Śniętego Mikołaja":
"Śnięty Mikołaj" to typowy film familijny z wytwórni Disneya, który telewizje lubią przypominać w okolicach świąt. Aktualnie puszczana wersja jest pozbawiona jednej dwuznacznej sceny, którą Disney wyciął także z wydań na DVD i Blu-Ray. W oryginale Scott Calvin (Tim Allen) zażartował sobie z byłej żony, wypowiadając na głos numer telefonu "1-800-SPANK ME". Jak się wkrótce okazało, był to numer prawdziwego sekstelefonu. Niektóre amerykańskie dzieci po seansie dzwoniły z ciekawości na ten numer, co skutkowało wysyłaniem skarg do Disneya przez wściekłych rodziców.
Wszyscy widzowie zapewne pamiętają także metamorfozę Tima Allena, który przeistoczył się w Mikołaja. Charakteryzacja była bardzo czasochłonna, ale niezbędna. Tak samo jak proteza, którą trzeba było wykonać dla 6-letniego Erica Lloyda. Chłopiec grający synka głównego bohatera w przerwie między zdjęciami wybrał się z rodziną na lodowisko. I wrócił z wyglądem prawdziwego hokeisty – bez dwóch zębów z przodu, które trzeba było zastąpić protezą.