Trwa ładowanie...
dmxzk8n
04-12-2006 18:07

Klasyczna superprodukcja

dmxzk8n
dmxzk8n

Losy osobliwej przyjaźni odważnego i nieugiętego kapitana brytyjskiej fregaty Jacka Aubreya i mądrego lekarza-naukowca Stephena Maturina, osadzone w burzliwych czasach napoleońskich, fascynują fanów powieści przygodowo-historycznych już od prawie półwiecza. Opisujące ją książki, autorstwa Patricka O'Briana - pisarza i zarazem agenta wywiadu, na stałe uplasowały się wśród największych osiągnięć literatury marynistycznej. Ich wielką zaletą jest to, że nie tylko barwnie i plastycznie opisują morskie walki bohaterów z francuskimi czy amerykańskimi wrogami, ale jednocześnie snują opowieści o zmaganiach człowieka z siłami natury, a przede wszystkim stanowią niezwykle szczegółową kronikę życia codziennego tamtej epoki i wiernie odzwierciedlają klaustrofobiczną atmosferę starych okrętów.

Nic więc dziwnego, że zainteresowały się nimi także hollywoodzkie wytwórnie filmowe. Długo przygotowywano się do ekranizacji, w końcu decydując się na zaczerpnięcie wątków z pierwszej i dziesiątej książki ze składającej się z dwudziestu tomów serii. W celu uzyskania jak najlepszego efektu swoje siły połączyły aż cztery studia-giganty: Goldwyn, Fox, Universal i Miramax. Za kamerą stanął zaś jeden z największych mistrzów i magów kina - Peter Weir.

Co z tego wyszło? Zrealizowany sprawną ręką i z niezwykłym rozmachem film przygodowy, który ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Składa się na to przynajmniej kilka czynników.

Po pierwsze - historia.
Z pokaźnej serii O'Briana wybrano wątki najbardziej filmowe, dające przenieść się na ekran w dynamicznej i interesującej postaci. Oto dowodzona przez walecznego komandora Aubreya jednostka Suprise zostaje znienacka we mgle zaatakowana przez przeważające siły wroga. Choć w czasie potyczki statek zostaje poważnie uszkodzony, a wielu członków załogi odnosi rany, kapitan decyduje się na morderczy pościg przez dwa oceany, starając się za wszelką cenę przechwycić wrogi okręt. Gra toczy się o wysoką stawkę - jeśli załoga pokona nieprzyjaciela, dowódca zdobędzie sławę, jeśli nie, wszyscy mogą zginąć lub dostać się do niewoli.

dmxzk8n

Po drugie - przygoda.
Śledząc poczynania bohaterów, widz odbywa pasjonującą morską podróż - od wybrzeży Brazylii, poprzez burzliwe wody przylądka Horn, aż po niezbadane brzegi wysp Galapagos. Po raz pierwszy w kinie można oglądać niezwykłe zakątki bardzo mocno strzeżonego ekwadorskiego Parku Narodowego, którego oryginalność i bogactwo niespotykanej nigdzie indziej fauny są niepodważalne.

Po trzecie - zdjęcia.
Piękno wspomnianych wysp Galapagos, nie pokazywanych wcześniej na dużym ekranie, to jednak nie wszystko co może w filmie widza zachwycić. Dynamiczne zdjęcia oddające grozę prawdziwego naturalnego kataklizmu, jakim był atakujący załogę tajfun czy też walki z przytłaczającymi siłami wroga, rozgrywającej się przy akompaniamencie fal i na tle morskiego bezkresu, są bezsprzecznym atutem produkcji. Russell Boyd, operator współpracujący z Weirem także przy poprzednich jego przedsięwzięciach, m.in. "Pikniku pod Wiszącą Skałą", sprawił, że widz wyraźnie odczuwa także dyskomfort marynarzy, zmuszonych do koegzystowania na niewielkiej przestrzeni i nerwowe wyczekiwanie, towarzyszące podróży w nieznane w pościgu za wrogą jednostką.

Po czwarte - autentyzm.
Film, dzięki użyciu dostępnych środków technicznych oraz niezwykłej dbałości o szczegóły, popartej szeroką wiedzą uzyskaną podczas wieloletnich studiów historycznych nad obrazowaną epoką, staje się dla widza autentyczną podróżą w czasie. Twórcy starali się w każdym aspekcie przywołać ducha minionych dziejów, począwszy od budowy statku, poprzez kostiumy, charakteryzację, dykcję aktorów, na paznokciach statystów skończywszy. Tak wierne oddanie atmosfery epoki i bohaterów opisanych na kartach powieści są w kinie prawdziwą rzadkością.

Po piąte - reżyser.
Cała historia i tworzące ją postacie byłyby niczym bez sprawnej ręki doświadczonego i utalentowanego reżysera, jakim bez wątpienia jest Peter Weir. Tylko on potrafi z taką finezją i tak interesująco ukazywać hermetyczne, zamknięte światy - w tym przypadku duszną i klaustrofobiczną atmosferę okrętu. A niewielu tak jak on umiałoby połączyć ten klimat z dynamicznymi i realistycznymi scenami czystej akcji i sprawić, by zarówno one jak i tajemnicza mgła czy też przepiękne przestrzenie Galapagos wzbudzały w widzach równie silne emocje.

dmxzk8n

Po szóste - aktorzy.
Weir nie poradziłby jednak sobie bez aktorów, którzy daliby mu się poprowadzić, wnosząc jednocześnie na plan cechy swoich własnych charakterystycznych osobowości. Russell Crowe, prezentujący już swoje przywódcze umiejętności chociażby w Gladiatorze, tu jest równie wspaniały jako nieustraszony wilk morski, cieszący się wielkim autorytetem u swojej załogi. Crowe stworzył niezwykle wiarygodny duet z Paulem Bettanym, grającym uzdolnionego chirurga i przyrodnika, podróżującego na pokładzie statku Aubreya i pozostającego z nim w głębokiej przyjaźni. Ich wzajemne relacje, często wystawiane na próbę z powodu dzielących obu panów ogromnych różnic charakteru, oparte na ustawicznym temperowaniu przez pozornie cichego doktora władczych, egoistycznych pobudek kapitana, stanowią jedną z głównych osi fabuły. Ważną było więc sprawą zaangażowanie aktorów, którzy przekonaliby widza o
wiarygodności tego niespotykanego związku. Niewątpliwie przydało się tu doświadczenie wspólnej pracy - obie gwiazdy spotkały się już wcześniej na planie Pięknego umysłu, gdzie Bettany wcielił się w postać wyimaginowanego współlokatora Jacka Nasha - bohatera granego przez Crowe'a.
Także pozostała część obsady spisała się świetnie, a to za sprawą wnikliwie i długo przeprowadzanego castingu, dzięki któremu udało się wybrać aktorów i statystów jak najbardziej (zarówno fizycznie jak i psychicznie) odpowiadających czasom, w których toczy się akcja.

Po siódme - polski akcent.
To najmniej ważny argument, ale może przyczyniający się do przekonania tych, którzy ciągle wahają się, czy wybrać się do kina. Otóż w obsadzie filmu znalazło się aż 11 polskich statystów, selekcjonowanych na przesłuchaniach w Toruniu i w Sopocie przez samego reżysera, przekonanego o tym, że właśnie w naszym kraju znajdzie ludzi o twarzach jakby żywcem wyjętych z tamtej epoki. Być może warto zobaczyć jak spisali się rodacy.

Wszystkie te wspaniałości nie czynią być może z filmu Weira arcydzieła. Przewidywalność troszkę przydługiej fabuły, kojarzącej się z innymi marynistycznymi dziełami, a więc ograniczona oryginalność i jakby niewyczerpany potencjał reżysera, po którym spodziewano się większej tajemniczości, sprawiają, iż nie jest to dzieło wybitne. Jednak w dobie matrixowych i krwawych komputerowo generowanych bijatyk, strzelanek, samochodowych i kosmicznych pogoni, warto pochylić się nad klasyką i zobaczyć, co stanowi o prawdziwej jakości i magii kina.

dmxzk8n
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dmxzk8n