Kolejna noc bezsenna

W świecie showbiznesu najłatwiej zaistnieć i utrzymać się dzięki znajomościom. Kolega załatwi rolę w swoim filmie, drugi zaprosi do talk show, inny napisze pochlebną recenzję w gazecie. Nie trzeba pracować, być najlepszym - wystarczy znać odpowiednich ludzi. Tak sądzi Eli Wuhrman, specjalista od PR (public relations), główny bohater filmu Ludzie, których znam.
Od wielu lat organizuje przyjęcia, premiery, pochlebia dziennikarzom, aby dobrze pisali o wydarzeniu, które nagłaśnia. Zaprasza na nie sławne osoby, gdyż święcie wierzy w to, że potrzeba nazwisk, aby wzbudzić powszechne zainteresowanie. Sam natomiast usuwa się w cień. Nie widać go ani na zdjęciach, ani w telewizyjnych relacjach. Swojej bratowej na pytanie - co ty właściwie robisz - odpowiada, że zajmuje się wciskaniem ludziom kitu.
Mówi prostym językiem, aby wszyscy go rozumieli i dużo, by pamiętali. Wypełnia wszystkie polecenia swoich pracodawców, których z latami ubywa. Jego ostatnim ważnym klientem jest Cary Launer, starzejąca się, ale nadal wielka gwiazda kina, planująca karierę polityczną. Eli wie, iż nie może mu odmówić żadnej przysługi. Nie wie jednak, że to zlecenie bardzo mocno zmieni jego dotychcyasowe życie. Zdarzenia, których będzie świadkiem, każą mu się zastanowić nad tym, co i kto jest dla niego ważne.

04.12.2006 18:07

Ludzie, których znam to przeciętny thriller z elementami dramatu obyczajowego. A co gorsza - miejscami bardzo nudny film. Reżyser zdaje się nie do końca wiedzieć czyją historię opowiada. Czy Wuhrmana jako jednostki, jako trybiku w machinie showbiznesu, czy też jako pionka w grze politycznej. To niezdecydowanie widać, przez co opowieść nie wciąga, a w rezultacie nudzi.
Sytuacji nie poprawia nierówno rozłożone tempo akcji. Przez pierwsze pół godziny prawie nic się nie dzieje, potem akcja przyspiesza, by po chwili znów zwolnić.
Męczy też bohater, zmęczony, poruszający się po obrzeżach świadomości, łykający środki nasenne i pobudzające, tak jak tik-taki. Okres jego świetności minął już dawno temu, przypominają o nim tylko wiszące na ścianie zdjęcia i filmowe plakaty. Eli nie chce przyjąć do wiadomości, że z każdym rokiem jest coraz mniej znaczącą postacią, kurczy się. Nie zmienią tego nawet buty na obcasie, podniesione włosy, czy lojalność wobec starych przyjaciół. Wuhrman starzeje się prawie na oczach widzów, kilka godzin, które obserwujemy na ekranie, dodaje mu kilku lat.
Szybki, nerwowy chód, zmęczone spojrzenie, nastroszone włosy są głównymi elementami postaci, zbudowanej przez Ala Pacino. I podobnie jak w jego dwóch ostatnich filmach Rekrut i Bezsenność jego bohater jest uwikłany w nieczystą sytuacje i musi z niej wybrnąć. Oczywiście nie są to dokładnie takie same postacie - każda przesiąka innego rodzaju złem - jednak sposób gry Pacino, jego chód i mimika wywołują natychmiastowe skojarzenie.
Porównując te trzy role, najlepsza wydaje się ta w Ludziach, których znam. Niestety nie wpływa to specjalnie na jakość filmu - nużącego, a chwilami porządnie nudnego.

Świat, który buduje przed widzem reżyser, wydaje się być sztuczny, wykreowany tylko na potrzeby twórców. Choć w miarę wiernie oddaje parametry rzeczywistości, wydaje się niewiarygodny.
Dlatego też nie polecam filmu, lepiej poczekać aż wyjdzie na kasetach lub DVD. Szkoda czasu i pieniędzy na dwugodzinny seans w kinie. Nawet, jeśli jest się fanem Ala Pacino.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)