Konserwanty w chińsko-polskiej zupce z paczki
Rok 1913. Dwaj Polacy uciekają przez tajgę syberyjską, a następnie przeprawiają się przez Amur do Chin. Niestety jeden z nich, Stankiewicz (Norbert Rakowski)
, ginie. Drugi, Wolski (Michał Żebrowski)
, ocaleje dzięki chińskiemu myśliwemu. W jego górskiej chacie znajdzie schronienie i... miłość.
Scenariusz Kochanków Roku Tygrysa Jacek Bromski zasadza dość trafnie na romantycznej historii zesłań i prześladowań. Wydaje się to logicznym posunięciem ze strony reżysera, a zarazem autora scenariusza. Dość gładko można podciągnąć ten pomysł pod chociażby dwudziestopięciolecie „Solidarności” i walki o wolność oraz równość. Jednak przy całej istotności pomysłu na scenariusz, efekt kinowy wypadł miernie i mało interesująco.
W Kochankach Roku Tygrysa panuje przyciężkawa atmosfera i ogląda się ten projekt ze znikomą przyjemnością, za to z rosnącą z minuty na minutę sennością. Michał Żebrowski (kreujący postać Wolskiego) przez większą część filmu leży w łóżku i kuruje się po postrzale. Zastanawiałam się, czemu miała służyć tak długa rekonwalescencja bohatera. Czy Bromski chciał pokazać, że nasz amant polskiego kina równie dobrze jak grać (chociażby znakomita rola Wojciecha w Pręgach), potrafi leniuchować w łóżku? To akurat każdy potrafi... No, ale nic to. Czekałam cierpliwie, aż Żebrowski wreszcie powstanie z łoża. Powstał, więc ciut się przebudziłam, w oczekiwaniu, że zaprezentuje choć ułamek swego niezaprzeczalnego talentu aktorskiego, ale niestety. Legł znowu. Tym razem legł na łące, a na nim, debiutująca Li Min (Song).
Muszę przyznać, że wyszłam z kina porządnie znudzona. Nie zasnęłam chyba jedynie dzięki dobrym zdjęciom autorstwa Marcina Koszałki. Cała reszta wydała mi się chińską zupką przydatną do spożycia jedynie dzięki sporej dawce konserwantów. Czy zatem konserwanty w postaci Michała Żebrowskiego, Jacka Bromskiego i pierwszej w historii naszego kina koprodukcji chińsko-polskiej wystarczą, by film (premiera 21. X 2005) obronił się w oczach widzów? Cóż, mnie osobiście konserwanty zniesmaczyły. Mimo wszystko wolę dobry, polski rosół ze znakiem jakości. W Kochankach Roku Tygrysa jego reprezentantem jest jedynie Koszałka. Cała reszta to tylko konserwanty w chińsko-polskiej zupce z paczki.