Kontakt z młodzieżą
Już piąty rok Jacek Dewódzki zastępuje w roli wokalisty grupy Dżem legendarnego Ryszarda Riedla. Zastępuje nie bez powodzenia, o czym świadczy również najnowsza płyta zespołu - "Być albo mieć".
Jan Skaradziński: Czy przed przyjściem do Dżemu tak sobie wyobrażałeś śpiewanie z zespołem, jak to się faktycznie ma? Jak wygląda konfrontacja wyobrażeń z rzeczywistością?
Jacej Dewódzki: Nie miałem żadnych wyobrażeń. A jeśli już, to myślałem, że będzie bardziej normalnie, choćby w tym sensie, iż po koncercie zdołam zachować pewną anonimowość, a mówiąc wprost - będę miał święty spokój. Niedawno musiałem w sali gimnastycznej uciekać przed fanami po drabinkach...
J.S.: Ale to, o czym mówisz, to chyba miara twojego sukcesu?
J.D.: Chyba tak, jednak naprawdę przydałoby mi się trochę spokoju.
J.S.: A spotykają cię jeszcze przykrości ze strony fanów poprzedniego wokalisty Dżemu?
J.D.: Coraz rzadziej. Ale zdarzają się okrzyki "Pamiętajcie o Ryśku!", jakby niektórzy uważali nas za debili, którzy o nim zapomnieli. O Ryśku Riedlu w Dżemie zapomnieć się nie da. Nie istnieje taka możliwość! Czy jednak ma sens ciągłe podkreślanie, że o nim pamiętamy, częste dedykowanie mu piosenek? Przecież Dżem jeździ po Polsce z koncertami, a nie z żałobnymi uroczystościami.
J.S.: Wolisz śpiewać stare, "Riedlowe" utwory czy nowe, "własne"?
J.D.: Może niektórych zaskoczę, ale wolę śpiewać stare. Stare są bardziej autentyczne, a poza tym publika przyjmuje je tak, że dodatkowo mnie to nakręca.
J.S.: Jak myślisz - które z nowych utworów, nagranych już z tobą, znajdą się obok tamtych w galerii sławy?
J.D.: To nie tylko moja opinia, że już w niej jest "Dzikość mego serca". Na koncertach bardzo dobrze sprawdzają się "To tylko dwa piwa". Wymienię jeszcze "Kilka zdartych płyt".
J.S.: A z najnowszej płyty?
J.D.: Generalnie płyta bardzo mi się podoba, ale musi upłynąć trochę czasu, bym mógł z niej typować jakieś utwory. Zauważyłem jednak, że ludzie polubili tytułowe "Być albo mieć", bo już śpiewają je z nami na koncertach.
J.S.: Na "Być albo mieć" jest pierwsza twoja kompozycja - Chcę ci coś powiedzieć". Czy to znaczy, że wzrasta rola Jacka Dewódzkiego w zespole Dżem?
J.D.: Nie wiem. Dalej jestem przede wszystkim wokalistą i głównie zajmuję się tym, co do mnie należy - śpiewam, czasem prowadzę dialog z publicznością, piszę teksty.
J.S.: Wiadomo, że w Dżemie nie wylewa się za kołnierz. Czy i pod tym względem dopasowałeś się do zespołu?
J.D.: Specjalnie nie musiałem się dopasowywać (śmiech)... Nie, nie przesadzajmy z tą kwestią alkoholową. Czasami siedzi się do piątej nad ranem, ale właśnie siedzi, a nie leży "kołami do góry". No - przyznam - raz zrobiłem demolkę w pewnym hotelu, ale nie z własnej winy...
J.S.: Jakim doświadczeniem dla ciebie i zespołu było nagranie tytułowej piosenki do filmu Jacka Bromskiego "To ja, złodziej"?
J.D.: Uważam, że ta piosenka pokazuje, iż Dżem jest naprawdę wyjątkowy jeśli chodzi o improwizowanie. "To ja, złodziej" skomponowane i nagrane zostało bardzo szybko, w ciągu trzech dni. Dla mnie to jeden z naszych najlepszych numerów!
J.S.: Nadal łączysz śpiewanie w Dżemie z pracą nauczyciela przysposobienia obronnego?!
J.D.: Nadal, bo ją lubię, choć płacę za to podwójnym zmęczeniem. Jednak trudno by mi było ze szkoły zrezygnować.
J.S.: Ale przecież Dżem i szkoła to tak różne światy!
J.D.: Pozornie. I tu, i tam jest kontakt z młodzieżą, z jej "zakrętami".
J.S.: Czy to, że jesteś wokalistą Dżemu powoduje, że skraca się dystans między tobą a uczniami?
J.D.: Aha. A czasem niestety w ogóle nie ma tego dystansu. Wtedy muszę zapominać, że jestem też wokalistą rockowym.