Koszykówka jest w moim życiu zawsze

Rozmowa z Małgorzatą Dydek, mistrzynią Europy, najlepszą koszykarką naszego kontynentu, zawodniczką reprezentacji Polski, Polpharmy Gdynia i Utah Starzz.
Cezary Kowalski: Czy nie nudzi cię udzielanie wywiadów?
Małgorzata Dydek: Zależy kiedy. Gdy mam czas, nie ma problemu. Czasem po wywiadach jestem jednak strasznie roztargniona. Nie pamiętam, o czym mówię, mam wrażenie, że się powtarzam.
C.K.: Lubisz czytać o sobie?
M.D.: Rzadko czytam, ale lubię wiedzieć, co ludzie o mnie napiszą.
C.K.: Zdarzyło ci się przeczytać wywiad, którego nie udzieliłaś?
M.D.: Ostatnio przeczytałam, że moje dwie siostry przebywają w USA, co jest przecież kompletną bzdurą. Wiele razy widziałam wywiady, których nie udzieliłam. Denerwuje mnie to, bo przecież mogę sprostować nieprawdziwe informacje tylko najbliższym, natomiast trudno jest od razu wyjaśnić, że to są brednie, wielu tysiącom ludzi, którzy je czytają.
C.K.: Nie lubisz dziennikarzy?
M.D.: Nie bierz tego do siebie, ale nie znoszę. Z jednej strony wiem, że powinnam być im wdzięczna, bo przecież mnie kreują, z drugiej strony ja nie lubię popularności i nigdy o nią nie zabiegałam.
C.K.: Każdy sportowiec marzy przecież o sławie...
M.D.: Ja nie. Jestem bardzo wysoka i już wówczas, gdy nie byłam jeszcze koszykarką, wzbudzałam zainteresowanie. Wszyscy na mnie patrzą, gdy wchodzę do sklepu, idę na dyskotekę, czy gdziekolwiek indziej. Kiedyś bardzo mi to przeszkadzało, z czasem trochę się przyzwyczaiłam, ale wolałabym zostać nieco w cieniu. Gdy występowałam w USA, poszliśmy z przyjaciółmi do restauracji. Zaczęliśmy rozmawiać i nagle okazało się, że ludzie przy innych stolikach są cicho. Wszyscy słuchali, o czym rozmawialiśmy. Czasem trzeba się kontrolować. Nie można być sobą, pogadać na luzie.
C.K.: Grałaś w Stanach Zjednoczonych. Jak ci się tam podobało?
M.D.: Stany zaskoczyły mnie bardzo niekorzystnie. Wcześniej grałam w Hiszpanii i do tej pory jestem zauroczona tym krajem, kulturą, klimatem, ludźmi. O USA słyszałam wiele dobrego, że mają wszystko największe, najnowsze, najlepszy ketchup na świecie. Podobno nikt nie może równać się z Amerykanami. Trafiłam do tego wymarzonego przez wszystkich kraju i okazało się, że wcale nie jest tak różowo. Lotnisko Kennedy'ego niczym mnie nie zachwyciło, ulice są smutne, betonowe, wieżowce nie mają duszy, mało jest zieleni. Ludzie żyją luksusowo, ale tylko ci, którzy mają wielkie pieniądze. Jeśli nie mają pieniędzy, powodzi im się znacznie gorzej niż w Polsce. Wolę żyć sobie spokojnie w Polsce niż czuć się zagubioną w Stanach.
C.K.: Czy zarobiłaś już tyle pieniędzy, aby nie martwić się o przyszłość?
M.D.: Nie odkładam. Nie jestem co prawda specjalnie rozrzutna, czasem jednak, jak każdy młody człowiek, wydaję pieniądze w głupi sposób. Ale nie tylko. Buduję dom dla rodziców. Też będę w nim mieszkała, bo na razie nie mam stałego miejsca. W Gdyni wynajmuję mieszkanie.
C.K.: Gotujesz sobie sama?
M.D.: Oczywiście. Lubię kuchnię włoską. Spaghetti, lazzania to moje ulubione dania. Poza tym przepadam za kurczakami pod każdą postacią. Kiedyś w ogóle nie potrafiłam gotować. Mama zawsze przygotowywała kanapki do szkoły, gdy wracałam gotowy był obiad. Nagle w wieku 20 lat wyjechałam do Francji i trzeba było sobie radzić. Często spotykałyśmy się z koleżankami z zespołu i wspólnie przyrządzałyśmy różne potrawy. Zafascynowałam się kuchnią. Lubię gotować. Pod warunkiem jednak, że nie jest to schabowy z ziemniakami. Miło jest przygotowywać coś wyszukanego, odrobinę orientalnego.
C.K.: Kiedy masz czas na wakacje?
M.D.: Pod koniec ubiegłego sezonu Polski Związek Koszykówki zafundował nam wakacje na Cyprze. Wypoczywałyśmy i lekko trenowałyśmy. Miałam też siedem dni wolnego po zakończeniu sezonu WNBA. Tata przyjechał z moją młodszą siostrą do mnie do Stanów i wybraliśmy się na wycieczkę na południe Utah. Zwiedzaliśmy. Widziałam m.in. Wielki Kanion. W tym roku planujemy z przyjaciółmi wypad do Meksyku.
C.K.: Co robisz w wolnych chwilach?
M.D.: Nie zdarzają się takie chwile. W moim życiu zawsze jest koszykówka. Nawet do kina i restauracji chodzę z drużyną. Nie nudzimy się jednak. Gram w fajnych zespołach.
C.K.: Czy zdarzyła ci się jakaś śmieszna przygoda związana z twoim wzrostem?
M.D.: Przez radio w banku, w którym załatwiałam sprawę, podano komunikat: "Porwano koszykarkę Małgorzatę Dydek, uprowadzono ją czerwonym maluchem. Wzrost poszukiwanej 213 cm..." Nawet zapomniałam, że był wówczas pierwszy kwietnia.
C.K.: Podobno masz swój fan klub?
M.D.: Jeden mam na Węgrzech, drugi w Holandii. Jest nawet strona internetowa o mnie.
Czasami trochę się tego boję. Nie chciałabym, aby ktoś wtargnął w moją prywatność. Tymczasem podchodzą do mnie ludzie, którzy wiedzą o mnie prawie wszystko.
C.K.: Skąd się wziął pseudonim "Ptyś"?
M.D.: Jeszcze z czasów, gdy grałam w Huraganie Wołomin. Po prostu uwielbiam ciastka ptysie.
C.K.: Rodzice zbierają wycinki o tobie?
M.D.: Tak, ale nie traktują ich jakoś kultowo. Po prostu jest to pamiątka. Mają nawet gazety francuskie z okresu, gdy grałam w tym kraju. Nic nie rozumieją, ale widzą moje zdjęcie i to się liczy.
C.K.: Czego obawiasz się najbardziej?
M.D.: Kontuzji. Jeśli człowiek jest zdrowy, musi być szczęśliwy.

Koszykówka jest w moim życiu zawsze

13.04.2000 02:00

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)