Królowa aniołów, ale nie publiczności
Wczoraj, 9 sierpnia na Festwialu Filmowym w Kazimierzu pośród takich filmów jak "Celebrity" Allena, "Europa" von Triera, czy "Festen" Winterberga znalazł się także polski obraz - "Królowa aniołów" w reżyserii Mariusza Grzegorzka. Do namiotokina przyszło ponad 600 osób, jednak już na spotkanie z samym twórcą - niewiele ponad 60. Słychać było głosy młodych ludzi wychodzących z seansu, że ten film to nuda i dłużyzny. Sam reżyser i niewielka grupka byli przeciwnego zdania. Znaleźli się w przerażającej mniejszości. Jeszcze przed rozpoczęciem projekcji, Grzegorzek zapewniał: to mój najlepszy film, nigdy nie udało mi się zrobić równie bardzo fascynującego. Mam nadzieję (zwrócił się do publiczności), że się otworzycie i zrozumiecie jego głębie. Niestety tak się nie stało. A czyja to wina. Reżyser pewnie uważa, że niewrażliwej i niemyślącej publiczności, zaś publiczność, że twórcy, który, zdaje się na siłę przekombinował swoje "najlepsze dzieło". Podczas spotkania z garstką tych, co "zrozumieli głębie", skarżył się
na sytuację w polskiej kinematografii: nie mogę pojąć, że tyle milionów ludzi poszło na tego żenującego "Pana Tadeusza". Przecież to jest bezwartościowy obraz, a nawet więcej - kicz narodowy. Mariusz Grzegorzek sprawiał wrażenie "wielkiego twórcy". Z jego wypowiedzi można było wywnioskować, że to on jest najjaśniejszym punktem polskiej kinematografii i w nim siła. Sam, niestety nie doszedł do tego, że jego "Królowa aniołów" jest kiczem, ale na pewno nie narodowym. (mł)