Trwa ładowanie...
30-09-2005 11:47

Kwintesencja tego, co w kinie najgorsze

Kwintesencja tego, co w kinie najgorszeŹródło: Jupiterimages
d35qtul
d35qtul

Jack (Sandler) wiedzie niemal idylliczne życie. Jego siostra, Jill (też Sandler) wręcz przeciwnie. Kiedy odwiedza brata na Święto Dziękczynienia, postanawia zostać na dłużej, by zaznać nieco szczęścia.

Komedie z Sandlerem, delikatnie rzecz ujmując, nie należą do najbardziej wyrafinowanych. Nie jest to wysublimowany humor, inteligenta rozrywka. Doskonale o tym wiedziałam i idąc do kina na obraz z podwójną rolą aktora, spodziewałam się podwójnie złego filmu. Och, jak bardzo nie doceniłam Sandlera.

"Jack i Jill" to najgorsza rzecz, jaką widziałam od lat, a obejrzałam chyba wszystkie filmy z 50 Centem. To kwintesencja tego, co w kinie najgorsze. Motywy z pierdzeniem, nieustannie nokautowana, bezzębna staruszka, stanik wypychany melonami, Katie Holmes. Pomijając durną fabułę, kretyńskie dialogi, debilne gagi, absolutnie nie do zaakceptowanie jest udział Pacino w tym gniocie. Po co? Dlaczego? Jak mógł zatańczyć z ubranym w paskudną kieckę, wypacykowanym Sandlerem?!

W życiu nie czułam się tak zażenowana, a przecież oglądałam "Familiadę". Nie powiem, znajdzie się tu kilka dobrych momentów - Johnny Depp w koszulce z Bieberem (tak wiem, co on też do cholery tam robi?), kilkanaście sekund meczu Lakersów i... to by było na tyle. "Jack i Jill" to film, który obraża widza. Omijajcie szerokim łukiem.

d35qtul
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d35qtul