Lekcja kina
Po projekcji na festiwalu w Berlinie, reakcje większości z nas – widzów i dziennikarzy – były zgodne: będzie Złoty Niedźwiedź. Na wrocławskich Nowych Horyzontach było podobnie – świadomość, że to najlepszy film tegorocznej edycji tej imprezy unosił się gdzieś ponad kolejnymi dobrymi i bardzo dobrymi seansami. Teraz, gdy film wchodzi w końcu do kin, można zuchwale założyć, że jest on jedną z najlepszych i najważniejszych premier całego 2011 roku.
„Rozstanie” to film bardzo skromny, a jednocześnie kompleksowy, zbudowany na wielu zaskakujących płaszczyznach. To intymny portret irańskiej rodziny i epicki fresk całego społeczeństwa jednocześnie. Tytułowych (w oryginale: „Nader and Simin: A Separation”) małżonków poznajemy w urzędzie. Simin wnosi o rozwód, twierdząc, że mąż nie chce wyjechać z nią i córką zagranicę. To tylko pretekst, prowokacja. Kobieta tak naprawdę usiłuje ratować swoje 14-letnie małżeństwo, ale w rezultacie doprowadzi tylko do szeregu dramatycznych wydarzeń, które na zawsze przekreślą ich dotychczasowe życie. Czy można ją za to winić? Nie. Podjęła próbę, na którą Naderowi zabrakło odwagi.
Para rozstaje się, decydując na separację. Proces rozpadu ich wypracowanej wieloletnim związkiem relacji obserwujemy ze ściśniętym gardłem. Ich świat niespodziewanie przestaje istnieć, a zestawiony z racjami bogobojnej rodziny z niższej klasy społecznej, wynikającymi przede wszystkim z odruchowych uprzedzeń, obnaża toczącą wszystkich obłudę – każdy ma tu swoje ukryte intencje, swoje egoistyczne plany. Inni nie są ważni.
Farhadi nie stara się nas uwieść na siłę. Stosując proste, klasyczne wręcz środki wyrazu, akcentuje surowość tematu, a jednocześnie wpycha go w bogatą kinematograficzną ramę. Sama tylko wieńcząca film scena, poruszająca i bezpretensjonalna przy całej swojej oczywistości, zdradza piękną, ale zapomnianą przez kino prawdę: żadna historia nie ma swojego końca.