Maciej Pieprzyca: gdy człowiek uwikła się w kłamstwa, potem bardzo trudno mu się wyplątać [WYWIAD]
- Każdy z nas musi w życiu zmierzyć się kiedyś z decyzją, czy pójść na jakiś kompromis czy nie. I czy jak się pójdzie raz na kompromis, to czy zgodzić się potem na kolejny. Gdy człowiek uwikła się w kompromisy, kłamstwa, to potem bardzo trudno mu się wyplątać - mówi Maciej Pieprzyca w rozmowie z Łukaszem Knapem. Twórca głośnego "Chce się żyć" powraca kolejnym filmem, tym razem stworzył zniuansowany obraz wydarzeń inspirowanych tzw. sprawą "Wampira z Zagłębia". Z tej okazji udzielił nam wywiadu.
Łukasz Knap: Kiedy pierwszy raz usłyszał pan o sprawie “Wampira z Zagłębia”?
Maciej Pieprzyca: Moje pierwsze wspomnienia związane z Wampirem wiążą się z tym, że na Śląsku, skąd pochodzę, na przełomie lat 60. i 70. matki straszyły dzieci, że przyjdzie Marchwicki i je porwie. Moja mama też mnie tak straszyła. Byłem oczywiście za młody, żeby w pełni zrozumieć jej groźby, ale wiedziałem, że chodzi o kogoś strasznego, kto jest synonimem Diabła.
Dopiero kiedy podrosłem, zacząłem kojarzyć nazwisko z prawdziwą postacią. Ale pamiętam psychozę strachu: po ulicach chodziły trójki obywatelskie, nawet mój ojciec ze starszym bratem wychodzili po matkę. Ofiarami były głównie kobiety, które wracały z pracy do domu.
*Wcześniej nakręcił pan dokument o Wampirze, potem w ramach serialu "Kryminalni" - “Tryptyk Śląski” też inspirowany tą sprawą, teraz film fabularny. Dlaczego tak długo zajmuje się pan tą sprawą? *
Chęć zrobienia filmu fabularnego o tej historii towarzyszyła mi od lat dziewięćdziesiątych, kiedy zrealizowałem dokument. Ale w tamtym latach nie było łatwo debiutować w fabule w latach, a co dopiero z tak potężną historią. Nikt nie potraktowałby mnie poważnie. Temat musiał więc trochę odleżeć, musiałem zrobić mniejsze filmy, rozwinąć warsztat, i zdobyć jako taką pozycję w branży zanim ponownie siegnąłem do tej historii. Czasem dobrze jest, kiedy historia przeleżakuje jak wino. Nabiera się do niej dystansu. To się bardzo przydaje.
W nakręceniu “Jestem mordercą” pomógł panu sukces “Chce się żyć”?
Tak, bo “Chce się żyć” był naprawdę dużym sukcesem, ten film zdobył ponad sześćdziesiąt nagród i był pokazywany w kinach w kilkunastu krajach. Taki sukces generuje też duże oczekiwania co do kolejnego filmu. Akurat powrót do historii sprzed kilkunastu lat, z którą miało sie już filmowo do czynienia, nie był wcale ułatwieniem. Ten powrót był bardzo ryzykowny. Wątpliwości wokół "Wampira z Zagłębia" były znane, Musiałem mieć oryginalny pomysł na tę fabułę. Chciałem żeby to był film tylko inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Skupiłem się przede wszystkim na aspekcie ludzkim. W kinie i literaturze zawsze ciekawił mnie przede wszystkim człowiek.
W pana filmie zaskakuje, że duży nacisk jest położony na wątki związane z etyką. Nie kusiło pana, żeby zrobić klasyczny kryminał lub thriller?
Nie. To jest thriller, tyle że psychologiczny. Gdybym miał robić film, żeby tylko straszyć widza albo rozliczać się z PRL-em, to bym go nie zrobił. Chciałem nakręcić film, jaki sam chciałbym zobaczyć. Sprawa Wampira była dla mnie doskonałym pretekstem, żeby przyjrzeć się kondycji człowieka, nie tylko w latach siedemdziesiątych, ale w ogóle. Mój bohater ma dylematy, które są uniwersalne, czyli również współczesne: presja sukcesu, niezaspokojona ambicja, chęć zapewnienia lepszego bytu rodzinie. Każdy z nas musi w życiu zmierzyć się kiedyś z decyzją, czy pójść na jakiś kompromis czy nie. I czy jak się pójdzie raz na kompromis, to czy zgodzić się potem na kolejny. Gdy człowiek uwikła się w kompromisy, kłamstwa, to potem bardzo trudno mu się wyplątać. “Jestem mordercą” nie mówi o sprawie Wampira z Zagłębia niczego nowego, czego nie pokazałem w filmie dokumentalnym. Jednak dzięki zmianie punktu widzenia z obiektywnego na subiektywny, przyporządkowany do głównego bohatera, którego oczami widzimy tę historię, jest to film bardzo aktualny. Temat uniwersalny jest zawsze aktualny.
Czy coś pana zaskoczyło w sprawie Wampira, gdy wrócił pan do niej po latach?
Kiedy robiłem film dokumentalny, spędziłem rok na dokumentacji, spotykaniu się z ludźmi związanymi blisko z tą sprawą. Wtedy zebrałem mnóstwo materiałów i sprawę znałem na tyle dobrze, że nie musiałem robić kolejnego riserczu. Przez te kilkanaście lat od dokumentu żadne nowe rewelacje w tej sprawie się nie pojawiły. Ważniejsze dla mnie było zbudowanie ciekawej, wciągającej emocjonalnie historii oraz pełnokrwistych postaci, położenie nacisku na ich psychologię.
Jak w “Zodiaku” Davida Finchera”?
Przygotowujac się do zdjęć, oglądałem chyba wszystkie najważniejsze filmy dotyczące seryjnych morderców, żeby przypadkiem czegoś nie powtórzyć. Bardzo cenię kino Davida Finchera, ale akurat ten film uważam za najsłabszy w jego twórczości. Moim zdaniem jego słabość polega na tym, że reżyser zbyt mocno trzymał się prawdziwej historii, w efekcie fabuła została przywalona pobocznymi wątkami, rozgrywającymi się przez wiele lat. Zdałem sobie sprawę, że w swoim filmie muszę okroić prawdziwą historię z wątków pobocznych, by skupić się na tym, co jest w niej najważniejsze i wydobyć sedno, tego co się wydarzyło w sprawie będącej inspiracją filmu. Dlatego m.in. zrezygnowałem z wątku braci i siostry Wampira, którzy w prawdziwej sprawie tez zasiedli na ławie oskarżonych. Uznałem, że to będzie przesłaniało istotę opowieści.
Pan myśli, że teraz ludzie funkcjonują inaczej?
Niewiele się zmieniło. Dlatego ten film jest tak współczesny, bardziej niż myślałem. Podczas pracy nad scenariuszem, sądziłem, że temat jednostka kontra system totalitarny jest anachroniczny, bo dziś antagonistą człowieka nie jest już system, a raczej pieniądz czy pragnienie sukcesu. Ale w międzyczasie przyszły wybory parlamentarne i prezydenckie i nagle to, co wydawało mi się anachroniczne, okazało się wyjątkowo aktualne.
Czyli ma pan wrażenie, że historia wraca?
Wystarczy zobaczyć "Wiadomości" w programie pierwszym TVP. Jeżeli ktoś jak ja pamięta wiadomości z lat osiemdziesiątych, to widzi, że wraca.
Jedną z głównych ról napisał pan z myślą o Arkadiuszu Jakubiku. Dlaczego?
Jest doskonałym aktorem. Gdy reżyserzy biorą znanych aktorów do filmu, to dostają ich z zagranymi wcześniej ważnymi rolami. To może negatywnie wpływać na wiarygodność postaci. Arek jest kameleonem, zagrał wiele znakomitych ról, każda jest inna i z żadną z nich na dobrą sprawe się go ściśle nie kojarzy. Zagrał znakomicie w moim filmie.
Określenia “kameleon”, które użył pan w odniesieniu do Arka Jakubika, dobrze opisuje pana podejście do kina jako reżysera. Pana każdy film jest inny.
Lubię różne kino i różne wyzwania. Po “Chce się żyć”, dostałam wiele propozycji nakręcenia filmów o kalectwie. Wchodzenie do tej samej szuflady i robienie podobnego filmu do tego, który się zrobiło przed chwilą, nie ma sensu. Jestem reżyserem gawędziarzem, lubię dobrze opowiedziane emocjonalne historie. Sam lubię takie historie oglądać na ekranie. Chcę wciągać widza w opowieść, żeby zadał sobie pytanie: “Co ja bym zrobił w takiej sytuacji?”. Miałbym duży problem, żeby nakręcić drugi film na podobny temat.
Czy w związku z tym możemy się spodziewać, że następnym pana filmem będzie komedia romantyczna?
Aż takim kameleonem chyba nie jestem (śmiech). Komedia romantyczna nie jest złym gatunkiem, ale jeśli dodamy przymiotnik polska - to sprawa ma się inaczej. Jednak nic nie wykluczam. Jeśli ktoś przyśle mi dobry scenariusz, to kto wie.
Rozmowę przeprowadził Łukasz Knap