Mądra jak blondynka?
Wiesław Kot
Polska ma ulubioną blondynkę - Dodę Elektrodę. Doda zaspokaja fundamentalną potrzebę społeczną: pragnienie posiadania blondynki sławnej, cycatej i głupiej. A przynajmniej udającej głupią. Doda działa jak oficer na szkoleniu wojskowym: nawet najgłupszy student pociesza się, że jest mądrzejszy od niego. I to jest najważniejszy wkład Dody w kulturę narodową. Myślicie, że Doda była pierwsza? Skąd! Ona tylko umiejętnie wpisała się w mit dumb blond.
Prezesowa z kanapy
Miecia Ćwiklińska była etatową blondynką Polski międzywojennej, choć blond to ona była wówczas, gdy wylewała sobie na głowę litr wody utlenionej. W równie sprytny sposób sztuczna blondynka przeflancowała się na scenę. Miecia wpadła na pomysł, który dał perwersyjną przyjemność tzw. tabetykom, czyli podstarzałym adonisom chorym na kiłę. Śpiewała pikantne kuplety z lustrem w dłoni (że niby się przegląda) i kiedy padała mocna aluzyjka, tak celowała lustrem, by pokazywało twarz danego erotomana. Ten szalał z zachwytu. Takich pomysłów Ćwiklińska miała więcej. W jednej z operetek zatańczyła brawurowego walca, dotykając partnera jedynie ustami. Popis był olśniewający, ale jego sekret prosty: oboje w tańcu mocno ściskali zębami ten sam kawałek gumy. Ale walce się skończyły, gdy tylko Ćwiklińska przytyła. Widownia ochrzciła ją pseudonimem Pulpietuszek - z racji jej okrągłej buźki. Teraz Pulpietuszek w co drugim filmie siadywał na kanapie jako prezesowa, baronowa, hrabina i wygłaszał sądy głupie i niedzisiejsze.
Widownia to uwielbiała. I przysyłała listy: "Jak to miło zobaczyć na ekranie kogoś, kto jest głupszy niż ja".
Mistrzyni Polski w pyskówce
Nerwowo było już wtedy, gdy Hanka Bielicka recytowała na uroczystości otwarcia Pałacu Kultury. Głosem pyskującej przekupy opowiadała o wyczynach przodowników pracy. Wystarczyło. Natychmiast dostała od cenzury zakaz wygłaszania tekstów na tematy polityczne. Aleksander Zelwerowicz, który usłyszał ją w repertuarze Szekspirowskim, dostał kolki ze śmiechu. Nie szkodzi. Bielicka znalazła swoją niszę. Nisza nazywała się Dziunia Pietrusińska i była etatową idiotką "Podwieczorku przy mikrofonie". Bielicka piszczała i plotła o kolejkach, budownictwie, mężu nieudaczniku i wszystkim dokoła. Monologi Dziuni Pietrusińskiej nadawano tydzień w tydzień przez 25 lat. "Doszłam do takiej wprawy, że czasem zapominałam słów, a mimo to słyszałam, że mówię" - wspomina. Kiedy Bielicka-Dziunia pojawiła się w Bydgoskiem, do remizy dowożono ją saniami po metrowym śniegu. Na jej występy w Ojcowie publiczność przychodziła (pieszo!) w trzydziestostopniowy mróz. A Dziunia występowała przy minus trzech stopniach i z dekoltem do pasa.
Krążyły o niej setki dowcipów. Powtarzano, że jest jak krajowy telewizor - po latach obraz już nie ten, ale fonia pierwsza klasa. W Chicago menedżer przywitał ją słowami: "Pani jest albo Bielicka, albo Ćwiklińska, tylko nie wiem, która z was umarła". A menele w zaprzyjaźnionej bramie ciągle proszą: "Pani Bielisiu, piątkę nam trzeba, niech pani poratuje". I nigdy nie odchodzą z pustą ręką.
Gdy dziewczyna z domu nazywa się Czesława Cieślak, to na afiszu musi stać: Violetta Villas. Jak na estrady weszła z piosenką o nastoletnim erotomanie, "Józku, który wszystko wie", to zaraz potem odczuwała przymus zaśpiewania "Ave Maria". Jak wzięła cywilny ślub z oficerem WOP, to zaraz go zostawiła: "Bo to widocznie nie była miłość od Boga i dlatego musieliśmy się rozstać". Jak pojechała śpiewać amerykańskie standardy do kasyn Las Vegas, to zaraz rymowała z tęsknoty za krajem: "W Lewinie koło Kudowy/ Jest dom mych dziecinnych dni/ Dziś w starych wspomnieniach nowy/ Miał z polska otwarte drzwi". Jak już wróciła do Polski, to potrafiła w trakcie jednego koncertu zwolnić trzech konferansjerów. Pod zarzutem, że pletli. A co mieli robić, gdy zmianę kostiumu przedłużała o kwadrans? Jak już została pierwszą seksbombą PRL, to zaczęła prowadzić publiczne rekolekcje: "Całą siebie ulokowałam w sferze ducha, ujarzmiłam zmysły, ciało - bo moje ciało musi być podporządkowane mojemu duchowi, a nie odwrotnie". Jak już
dopuściła dziennikarza, to zaraz nie spodobał się jej któryś z reporterów. Skarżyła się: "To pederasta i ubek, mnie wtedy uśpili - dusiła się od krzyku - pan wie, że oni, to znaczy UB, przez sen ten wywiad ode mnie wzięli?". Jak już miała dość mediów liberalnych, zwróciła się ku Radiu Maryja: "Świat jest chory. Ileż zawiści, bezinteresownej złości, nieposkromionych oczekiwań. Dlatego, między innymi, na wiele lat wybrałam samotność. Zdecydowałam się zrobić ofiarę z siebie i jestem szczęśliwa". Sama prawda: świat rzeczywiście jest podły i Villas rzeczywiście zrobiła z siebie ofiarę.
(fot. SP/GW / forum/P.Terlikowski)