Magdalena Lankosz: Krótka historia zagranicznej inwazji na Oscary
Mówi się, że *„Artysta” został nominowany w kategorii filmu roku, a nie najlepszy film nieanglojęzyczny dlatego, że nie pada w nim ani jedno słowo. Nic bardziej błędnego. Od dekad raz na jakiś czas zdarza się, że Amerykańska Akademia Filmowa w tej najbardziej prestiżowej kategorii bierze pod uwagę film zagraniczny.*
16.02.2012 17:10
Pierwszy taki przypadek miał miejsce jeszcze zanim powstała oddzielna nagroda dla filmów nieanglojęzycznych (co miało miejsce w 1947 roku) – i byli to „Towarzysze broni” („La Grande Illusion”) Jeana Renoira z 1937 roku. Statuetkę otrzymał wtedy Frank Capra za „Cieszmy się życiem”.
Potem, mimo, że istniała osobna kategoria dla filmów zagranicznych, Akademii zdarzało się nominować obraz do walki o tytuł filmu roku. W 1969 o głównego Oscara walczyło „Z” Costy-Gavrasa. Film zresztą był nominowany aż w pięciu kategoriach: film roku, reżyseria, scenariusz adaptowany, montaż i najlepszy film nieanglojezyczny. Nagrody otrzymał w dwóch ostatnich, przegrywając wyścig o tytuł najlepszego z „Nocnym kowbojem”.
Ciekawym przypadkiem był szwedzki film „Emigranci” Jan Troella, który Akademia Filmowa brała pod uwagę przez dwa lata z rzędu. Najpierw, w 1972 film był oficjalnym kandydatem Szwecji do nieanglojęzycznego Oscara (przegrał zresztą z włoskim „Ogrodem rodziny Finzi-Continch”). Rok później Akademia wyróżniła go nominacjami w najważniejszych kategoriach: film roku, reżyseria, adaptowany scenariusz i najlepsza aktorka (Liv Ullman), ale nie przyznała mu żadnej statuetki (triumfował „Ojciec Chrzestny”).
Rok po filmie Troella Akademia znów zwróciła uwagę na szwedzki obraz – „Szepty i krzyki” Ingmara Bergmana. Mistrz nie był brany pod uwagę w kategorii filmów zagranicznych (Szwedzi nie zgłosili go jako swojego oficjalnego kandydata), za to dostał pięć innych nominacji: do tytułu filmu roku, za reżyserię, scenariusz, kostiumy i zdjęcia. Ze statuetką wyjechał z Hollywood Sven Nykvist. Podobna sytuacja – nominacje ze strony Akademii i brak nominacji ze strony własnego kraju – spotkała 1995 roku włoski film „Listonosz”, który zgarnął nominacje za film roku, reżyserię, scenariusz, dla najlepszego aktora (pośmiertne wyróżnienie dla Massimo Troisiego) i muzykę, która jako jedyna otrzymała statuetkę.
Trzy lata później – w 1998 roku oczy Akademii znów zwróciły się w kierunku kina włoskiego. Roberto Benigni zgarnął rekordową jak na film nieanglojęzyczny liczbę siedmiu nominacji wygrywając w trzech z nich: aktor, muzyka, film zagraniczny. Tytuł obrazu roku i najlepszego reżysera sprzątnęli mu sprzed nosa „Zakochany Szekspir” i Spielberga za „Szeregowca Ryana”.
Parę lat później rekord pobił Ang Lee i jego „Przyczajony tygrys, ukryty smok” (2000 rok) – film zgarnął cztery statuetki (zdjęcia, film zagraniczny, muzyka, scenografia), a nominacji miał aż 10 (film roku, reżyseria, scenariusz, montaż, piosenka, kostiumy). Od czasu wyróżnień dla filmu z Tajwanu minęła jednak ponad dekada, w czasie której Akademia wprawdzie dostrzegła kilku utalentowanych aktorów zagranicznych (m.in. Penelope Cruz, Marion Cotillard i Javiera Bardem), ale nie nominowała żadnego zagranicznego filmu w kategorii film roku.
To, co wyróżnia nominacje dla „Artysty” (a jest ich aż 10), to fakt, że może wygrać. Francuski film na swojej drodze do Oscarów film zgarnął wszystkie najważniejsze nagrody w Amerykańskim przemyśle filmowym, w tym nagrodę Gildy Reżyserów i Gildy Aktorów, które zazwyczaj przekładają się na statuetki. Byłby to pierwszy w historii Oscarów przypadek, kiedy tytuł filmu roku otrzymuje obca produkcja.