Małgorzata Braunek została pochowana w wielu miejscach. Mija już 6 lat

Małgorzata Braunek urodziła się 30 stycznia 1947 roku. Gdyby nie śmierć, która zabrała ją 23 czerwca 2014, gwiazda obchodziłaby w tym roku 70. urodziny.

Małgorzata Braunek zmarła w 2014 roku
Małgorzata Braunek zmarła w 2014 roku
Basia Żelazko

Największy szczyt jej popularności przypadł na przełom lat 60. i 70. Studiowała na Wydziale Aktorskim warszawskiej PWST, którą ukończyła w 1969 roku. Już wtedy zwracała na siebie uwagę nieprzeciętną urodą przywodzącą na myśl europejskie gwiazdy kina. Jak sama mówi, kiedy przed laty zaczynała karierę, jej piętą achillesową była chorobliwa nieśmiałość i brak pewności siebie. Aktorstwo miało być swoistym antidotum na wszystkie słabości Braunek. Na dużym ekranie zadebiutowała w 1967 roku, jeszcze jako studentka. Była to rola Teresy w sensacyjno-obyczajowym „Skoku” w reżyserii Kazimierza Kutza i Antoniego Krauze.

Małgorzata Braunek w filmie "Potop"
Małgorzata Braunek w filmie "Potop"

Prawdziwą popularność przyniósł jej występ u Andrzeja Wajdy w „Polowaniu na muchy”. Polki oszalały na punkcie jej stylu ubierania się, który szybko przeniósł się na ulice miast. Kilka lat później u boku Olbrychskiego wykreowała jedną z najsłynniejszych swoich ról. Mowa oczywiście o ekranizacji „Potopu”, gdzie Małgorzata Braunek zagrała niezapomnianą Oleńkę Billewiczównę.

Ta rola wywołała narodową debatę. Pojawiły się głosy sugerujące, że Braunek kompletnie nie nadaje się do tej roli. Zresztą, nie był to pierwszy raz, kiedy osoba aktorki wzbudzała tak ambiwalentne uczucia widzów i krytyków. Panowała opinia, że Braunek jest osobą zarozumiałą i wyniosłą, a jej grę albo się kocha, albo nienawidzi. Podobnie było z rolami w „Lalce” oraz „Trzeciej części nocy”, którą reżyserował Andrzej Żuławski - mąż i ojciec jej syna Xawerego. Koledzy z planu bez ogródek nazywali ją histeryczką i zarozumiałą egocentryczką. Praca z nią nie należała do przyjemności.

Obraz
© East News

Braunek porównywała aktorstwa do narkotykowego uzależnienia. Aby zerwać z nałogiem, musiała diametralnie zmienić swoje dotychczasowe życie. Stopniowo przestała przyjmować propozycje filmowe i rozwiodła się z Andrzejem Żuławskim . Kolejny mężczyzną w jej życiu okazał się Andrzej Krajewski - tłumacz literatury szwedzkiej i buddysta. W dalekowschodniej religii Braunek odnalazła spokój i ukojenie. Przełomowym wydarzeniem okazał się wyjazd do Indii w połowie lat 70. Z tej podróży femme fatale polskiego kina wróciła do Polski zupełnie odmieniona. Małżonkowie doczekali się córki Oriny.

Jak podkreślała sama Braunek, buddyzm zmienił jej życie. Wyciszyła się i na nowo polubiła aktorstwo. Wraz z rodziną zamieszkała w Wilanowie, gdzie oddawała się medytacji, zajmowała się ogrodem i gotowała. Aktywnie wspierała również akcje na rzecz ochrony praw zwierząt. W 2004 roku zagrała rolę w „Tulipanach”, filmie w reżyserii Jacka Borcucha, za którą zebrała wiele pozytywnych recenzji i nagród. Od 2009 roku telewidzowie mogli śledzić ją w kolejnych odsłonach adaptacji „Domu nad rozlewiskiem” Małgorzaty Kalicińskiej. Wystąpiła także na deskach teatru u Krystiana Lupy w sztuce "Persona. Ciało Simone". Podkreślała, że to najważniejsza rola w jej całej karierze.

W ostatnich latach życia gwiazda zmagała się z chorobą nowotworową. Do końca wierzyła, że uda jej się pokonać raka. Gwiazda planowała nawet wspólnie z mężem podróż do Azji. Nie doczekała jednak tego wyjazdu. Zmarła 23 czerwca 2014 roku. Rok po jej śmierci, Andrzej Krajewski opowiedział, jak wyglądało jego pożegnanie z ukochaną oraz jak wypełnił jej ostatnią wolę. W tym celu odwiedził m.in. Indie, Sri Lankę, Laos, Tajlandię i Wietnam, gdzie rozsypał część prochów Braunek.

Obraz

Aktorka, która była praktykującą buddystką, pragnęła być pochowana właśnie w tym obrządku. Zgodnie z wolą Braunek jej mąż zabrał w podróż do Azji część prochów zmarłej. - To była pielgrzymka w intencji żony. Gdziekolwiek byłem, wszędzie ofiarowałem szczyptę jej prochów w znaczących miejscach. Znaczących dla mnie, dla niej, dla nas wspólnie - wspominał Krajewski w rozmowie z "Super Expressem". - Specjalnie pojechałem w Indiach do Waranasi, czyli do świętego grodu Hindusów, którzy wierzą, że śmierć w Waranasi, spopielenie i wrzucenie prochów do Gangesu, a potem dotarcie ich do oceanu to dla buddystów pójście do nieba. Byliśmy tam kiedyś z żoną i powiedzieliśmy sobie, że chcielibyśmy w ten sposób przejść na drugą stronę. Tak się umówiliśmy. Mogę powiedzieć, że Małgosia jest pochowana w ogromnej liczbie miejsc - podsumował Andrzej Krajewski.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (20)