Trwa ładowanie...
04-04-2003 19:31

Marek Bukowski: Film musi mieć publikę

Marek Bukowski: Film musi mieć publikę
d4n8lth
d4n8lth

4 kwietnia na ekrany polskich kin wchodzi niezależny, niskobudżetowy film w reżyserii Marka Bukowskiego - Sukces.

Marek Bukowski w latach 90. ubiegłego stulecia był jednym z najbardziej obiecujących aktorów młodego pokolenia. Po zdobyciu sporej popularności, nagle przestał występować w filmach, a poświęcił się ich robieniu. Sukces jest jego drugim pełnometrażowym filmem fabularnym. W zabawny i liryczny sposób opowiada o ludziach z jego pokolenia, którzy w dorosłość wchodzili w czasach transformacji systemowej w Polsce.

Co będzie sukcesem dla filmu „Sukces”?

MB: Kurczę. Zastrzeliłeś mnie już pierwszym pytaniem (śmiech). Myślę, że sukcesem byłoby to, gdyby trochę ludzi po prostu polubiło ten film. Gdyby ludzie ten film „poczuli” i odebrali pozytywnie. Chciałbym żeby trochę ludzi obejrzało ten film i żeby im się on podobał. Ja sam podchodzę do tego z dystansem i z dystansem patrzę na wszelkie tabelki i zestawienia frekwencyjne czy finansowe. Mam świadomość, że to film niekomercyjny i nie jest on adresowany do masowego widza, ale film potrzebuje publiki. Nikogo nie bawi robienie filmów tylko dla siebie samego. Miło jest dotrzeć do widza i przemówić do niego zrozumiałym językiem.

A czym jest sukces dla Ciebie?

MB: Sukces to rodzina, przede wszystkim rodzina.

d4n8lth

A dla bohatera Twojego filmu? Jemu nie udaje się, przynajmniej na razie, założyć rodziny.

Przyznaję, że względność pojęcia „sukces” była jednym z elementów, które skłoniły mnie do wybrania właśnie tego scenariusza. To mnie najbardziej zainteresowało w tej historii: facet wraca do miejsca, z którego wyszedł i czuje na sobie spojrzenia ludzi. I nagle okazuje się, że cała ta męka, jaką przeszedł – tu, w wielkim mieście, tak niepotrzebna, zaowocowała tam, w stronach rodzinnych. On w oczach tych ludzi jest dokładnie tym, kim chciał być. Inna sprawa, czy potrafiłby to wykorzystać...

Ty tego doświadczyłeś?

Ja przyjechałem „stamtąd” i miałem parę sytuacji w życiu, kiedy myślałem, że za chwilę tam wyląduję z powrotem (choć teraz uważam, że wcale nie musiałaby być to porażka). Żyjąc w wielkim mieście, siedzimy jakby w kokonie, nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się na zewnątrz, nie widzimy prawdy. Ja doświadczyłem względności sukcesu, wiem, że nic nie przyjdzie samo, mam to, na co zapracuję. I to jest normalne, a czasem zdarzają mi się jakieś wzniosłe chwile. Tyle, że realizując filmy mam na to większe szanse niż, na przykład, podając kawę w knajpie.

Swego czasu (w latach 90. ubiegłego stulecia) byłeś uznawany za jednego z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia. Po roli Mietka w serialu „Dom”, która przyniosła Ci dużą popularność nagle odsunąłeś się od aktorstwa. Przestałeś grać. Co było tego przyczyną??

Ja nigdy nie wiązałem wielkich nadziei, ani swojej przyszłości z aktorstwem. Aktorstwo było dla mnie czymś w rodzaju bardzo fajnego hobby. W tym samym czasie żyłem z czegoś innego. Na boku robiłem rzeczy, do których czułem się bardziej stworzony. Przygotowywałem się do zarzucenia kariery aktorskiej na rzecz pisania i realizacji filmów.

d4n8lth

Czy to oznacza, że już nigdy nie zobaczymy Cię w żadnym filmie? Wiele moich koleżanek, które uważają Cię za najprzystojniejszego polskiego aktora ostatniej dekady będzie niepocieszonych...

Nie podjąłem żadnej definitywnej decyzji. Sporo zależy od samej propozycji roli. Nie wykluczam, że jeśli ktoś zaproponuje mi ciekawą rolę to się na nią zdecyduję. Mam na tyle komfortową sytuację, że wcale nie muszę grać. Jestem w stanie spokojnie utrzymać się z czegoś innego, a pracy na planie nie traktuję już jako wielkiej przygody, bo miałem z nią już sporo do czynienia. Ja nie muszę żyć tylko z aktorstwa i nie muszę grać w serialach czy reklamówkach. Bynajmniej wcale ich nie oceniam, bo swego czasu i mi zdarzyło się zagrać w serialu czy filmie reklamowym. Po prostu w obecnej chwili mnie nie interesują.

A czy odkąd zacząłeś pisać i reżyserować miewasz jeszcze propozycje aktorskie? Brakuje ciekawych?

Ostatnio miałem dwie ciekawe propozycje i byłem zdecydowany zagrać, niestety ze względu na brak funduszy filmy te nie powstały. Sprawa umarła na razie śmiercią naturalną. Jestem takim typem człowieka, że jeśli pojawia się fajny pomysł na balangę, to na nią idę, jeśli pojawia się ciekawa płyta, to jej słucham. Tak samo jest z rolami. Gdyby ktoś zaproponował mi interesującą rolę, to bym ją wziął.

W swoim filmie poruszasz, ciągle aktualny od czasu przemiany systemowej w Polsce, temat opozycji: sztuka – komercja. Pojawia się on u Ciebie w wątku aktora w reklamie. Czy występ w reklamówce dla młodego chłopaka po szkole to śmierć aktorska czy może szansa na lepszy start? Bardziej niebezpieczeństwo czy konieczność?

Ja w żaden sposób nie chcę tego rozstrzygać. Sytuację, o której mówisz wykorzystałem jako metaforę. Chciałem zobrazować charakterystyczną dla ludzi wchodzących w dorosłość i samodzielność życiową sytuację rozczarowań i zdrady ideałów. Tutaj "ucieleśniłem" to w osobie profesora szkoły, cieszącego się ogromnym autorytetem i w kontekście jego udziału w reklamówce. Ale nie chciałem niczego rozstrzygać definitywnie ani oceniać jednoznacznie. To sprawa indywidualna, każdy powinien dokonać takich wyborów we własnym zakresie.

d4n8lth

Ja miałem wrażenie, że mówisz o tym z wydźwiękiem negatywnym. Nie neutralnym. Dla bohatera Twojego filmu było to rozczarowanie, jak powiedziałeś zdrada, i to ze strony największego autorytetu artystycznego i zawodowego.

Tak. W realiach, o których opowiadam miało to wydźwięk negatywny. Ale podkreślam to wszystko to kwestia wyborów indywidualnych. Ja nie mam nic przeciwko temu, nie krytykuję, tylko pokazuję, a oceny niech każdy dokona sam. Bohater filmu nie jest moim alter ego.

A ja myślę, że jest Ci niezwykle bliski. W końcu pochodzi z niewielkiego miasta, skończył szkołę teatralną, wreszcie nosi imię Marek i jest Twoim rówieśnikiem. W jakim stopniu w takim razie „Sukces” jest Twoją historią?

Ten autobiografizm jest pozorny, owszem, staram się, aby mój film nosił moje piętno, ale nie uważam, żebym musiał się w jakikolwiek sposób obnażać. Przeglądam dziesiątki scenariuszy, powstanie niektórych sam zainicjowałem, ale nie szukam w nich odbicia siebie. Przede wszystkim zależy mi na pewnej dramaturgii, na myśleniu o widzu, czy zaciekawi go to, co autor ma do powiedzenia.

d4n8lth

Jednak dużo łatwiej opowiadać o sobie. O tym co się samemu przeżyło, co się myśli na konkretny temat.

Tak, ale ten film nie miał być ilustracją żadnej mojej tezy. Tak samo poglądy bohatera czy przeżyte sytuacje nie są moimi. Oczywiście jest sporo analogii i łatwiej jest mówić, o czymś co zna się z autopsji. Jest w filmie i w przejściach bohatera coś z moich własnych doświadczeń, ale to wszystko przetworzone jest na potrzeby akcji.
W Polsce trudno trafić na scenariusz, który by się „sam” realizował, „sam” się filmował. Nasze tradycje scenariuszowe są, niestety, niewielkie, zdarzają się teksty autorskie, brakuje zaś rzemiosła – w najlepszym pojęciu tego słowa. Niemal każdy tekst wymaga ogromnej pracy. Jeśli jednak znajdę w nim coś, co mnie autentycznie zainteresuje, to jestem gotów podjąć się tej pracy. Zresztą, ten etap pracy nad filmem – praca nad scenariuszem – pociąga mnie najbardziej. Tak też było w przypadku „Sukcesu...”. Zdecydowałem się na jego realizację nie dlatego, że mogłem w nim zagrać główną rolę i nie dlatego, by się przejrzeć w głównym bohaterze jak w lustrze, ale dlatego, że opowiada o moim pokoleniu, o sprawach, które mnie interesują, portretuje rzeczywistość. Trafia w moje tematy.

„Sukces” to portret pokolenia, które w problemy wieku dojrzałego wkraczało w latach transformacji ustrojowej. Nie kusiło osadzić tą historię w ściśle określonych realiach?

Niespecjalnie. To nie jest historia dokumentalna, to świat świadomie kreowany. Nie chodziło mi o dzieło realistyczne, podobnie z resztą jak w przypadku „bloku.pl”. Chciałbym, aby ten film odczytywano jako impresję, rodzaj metafory – trochę sen, a trochę takie grzebanie w pamięci. Nie chciałem tej realności, bo tematy, jakie podejmuję w moim filmie bynajmniej nie dotyczą tylko mojego pokolenia, odnoszę wrażenie, że problemy mojego bohatera są – przynajmniej po części – problemami nas wszystkich. A realizm, linearność narracji nie sprzyja uogólnieniom. Stąd wprowadzenie animacji, stąd wyraźny podział na trzy części, eksperymentowanie z kolorem: każdy fragment filmu – dzieciństwo, dojrzewanie, dojrzałość – sfotografowany jest inaczej, z inną dominantą kolorystyczną.

Wracając jeszcze do zagadnień „okołoreklamowych”, czy nakręciłeś już jakąś reklamówkę? Jeśli nie, czy zgodziłbyś się bez oporów?

Myślę że tak, zgodziłbym się. Miałem już propozycję realizacji filmów reklamowych. Na razie je odrzucałem. Ale decyzja tak naprawdę zależy od rozmaitych czynników. Czego to miałaby być reklama, z jakimi ludźmi miałaby być realizowana. Na pewno nie zdecydowałbym się dla samej przyjemności bycia na planie i kręcenia filmu o proszku do prania, ale żadnych oporów nie mam. Zwłaszcza, że swego czasu w jakiejś reklamie wystąpiłem. Na pewno nie powiem: „Nigdy bym nie wystąpił, ani nie nakręcił reklamówki, nawet gdybym nie miał co do garnka włożyć, a rodzina by głodem przymierała.”

d4n8lth

A jak Ci poszło ze zdobyciem funduszy na ten film? Widać w nim spory krok do przodu w porównaniu z „blokiem.pl”. Jest bardzo profesjonalnie zrobiony, rzuca się w oczy to od razu w zdjęciach, montażu, muzyce, animacji. To musiało wymagać na pewno niebagatelnych zabiegów. O ile wiem film miał być początkowo realizowany za prywatne pieniądze, jako skromna niskobudżetówka, a wyszła całkiem poważna produkcja.

Oj, z funduszami to było ciężko. Zaczynaliśmy z bardzo skromnymi środkami, ale w przeciwieństwie do kręconego cyfrówką „bloku.pl”, zaczynaliśmy już na taśmie filmowej. Przyznam, że trochę na wariata. W trakcie pracy z częścią zmontowanego materiału zwracaliśmy się do potencjalnych sponsorów i koproducentów. No i na szczęście udało się pozyskać sponsorów, a także dobrych koproducentów studio Dziki Film, drugi program TVP i Agencję Produkcji Filmowej.

A ile wyniósł budżet filmu?

Około 1,5 mln złotych.

No to już ładna kwota jak na film niezależny. Wielu może tylko o niej pomarzyć.

Uważam, że nie pieniądze są najważniejsze, ale to, czy ma się coś do powiedzenia. Bo jeśli to coś jest naprawdę istotne i chce się to wyrazić poprzez film, to wtedy kupuje się kamerę cyfrową i kręci film za grosze. Ja miałem więcej pieniędzy, mogłem więc nakręcić film na taśmie światłoczułej. Gdybym nie dysponował odpowiednią kwotą, poszukałbym innej możliwości.

d4n8lth

Tylko, czy byłby to film dla rodziny i przyjaciół, czy dla ludzi, którzy pójdą na niego do kina?

To już inna sprawa. Decyduję na realizację filmu z myślą o widzach a nie dla zaspokojenia miłości własnej. Dla mnie najważniejszy jest scenariusz i jego przesłanie. Teraz pozostaje dostosować historię do możliwości technologicznych. Jak już mówiłem jeśli ktoś myśli poważnie o robieniu filmów, to nie bawi go kręcenie filmów tylko dla siebie i znajomych.

Pieniądze jednak ułatwiają życie. Pozwalają, na przykład, na wybór takich, a nie innych współpracowników.

MB:- Zawsze zwracam się do najlepszych i paradoksalnie właśnie najłatwiej namówić do współpracy tych najlepszych, ponieważ mają potrzebę robienia rzeczy ciekawych, poeksperymentowania. Są pracowici, pełni pokory i skromności.

A jak udało Ci się namówić Andrzeja Smolika. To przecież prawdziwa instytucja w branży muzycznej...

- To przede wszystkim znakomity człowiek, bardzo utalentowany, to prawda, a przekonałem go... rozmową – pogadaliśmy i się zgodził. Mam nadzieję, że praca nad moim filmem jest dla niego artystycznie cenna, bo ja o spotkaniu z Andrzejem mogę mówić tylko dobrze. Nie wiem, jak się zakończy moja przygoda z „Sukcesem...” – wszystko okaże się po premierze filmu. Ale skoro tacy ludzie jak Smolik, Dawid, Barzan, Wilczyński - tej klasy profesjonaliści - w to weszli, to znaczy, że warto było ją przeżyć. Spotkanie z nimi było dla mnie ważne i cenne, myślę, że spotkanie ich talentów z widownią również będzie czymś ważnym i ciekawym - dla jednych i drugich.

W takim razie czy, podobnie jak Twój bohater, często rozmawiasz z Bogiem? Bóg słucha? Odpowiada?

No pewnie! (śmiech) Skoro udało mi się nakręcić i dokończyć film w takim kształcie, to znaczy, że z nim rozmawiam i w jakimś stopniu On mi odpowiada.

A masz już w planach kolejny film? O czym będzie?

Tak. Mam nawet więcej niż jeden. Jeszcze się nie zdecydowałem, za który się wezmę w pierwszej kolejności. Metodę mam taką, że szukam ciekawego pomysłu, a jak on mną mocno zakręci, to się natychmiast za niego biorę. Więcej na razie zdradzić nie mogę, poza tym, że scenariusze są już w zasadzie gotowe i można brać się do pracy.

Czy „Sukces” wzbudza już spore zainteresowanie?

Muszę powiedzieć, że tak. Zainteresowanie jest niemałe. Nawet z zagranicy mamy trochę sygnałów o sporym zainteresowaniu. I dotyczy to nie tylko pokazów, ale także dystrybucji filmu za granicą. Niewykluczone, że pokażemy film na kilku festiwalach zagranicznych. Bardzo dużo zależy tu od atmosfery wokół filmu i tego jakie będą opinie pierwszych widzów. Film wchodzi na niewielkiej w sumie ilości 10 kopii. Nie będzie to film na krótki i intensywny strzał kinowy – 2-3 tygodnie grania i schodzimy z afisza. Założenie jest takie, żeby te 10 kopii krążyło sobie spokojnie po kraju i stopniowo zbierało widzów. W pierwszym tygodniu wyświetlania 2 kopie będą w Warszawie, pozostałe w reszcie kraju. Zdaję sobie sprawę w jakim kraju żyję i nie spodziewam się spektakularnego sukcesu frekwencyjnego, ale mam nadzieję, że znajdzie się trochę ludzi, którzy wyjdą z kina w pozytywny sposób poruszeni tym, co miałem do przekazania.
(rozmawiał jak; zdjęcie Iwona Białas)

d4n8lth
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4n8lth